„Izmael płynie dalej” , recenzja książki „Cesarz”

Autor: Zbigniew Bauer
źródło: Życie literackie nr 7/1979 str.6
data publikacji: 1979-01-01

Pisarstwo Ryszarda Kapuścińskiego jest fenomenem.Brzmi to patetycznie, ale recenzent nie ma możliwości innego stwierdzenia. „Fenomenalność” reportaży Kapuścińskiego to nie tylko kwestia ich tematyki, stylu, języka, słowem tego wszystkigo co jest cechą utworu literackigo. Dotyczy ona równiez społecznego odbioru książek autora „Chrystusa z karabinem na ramieniu”. Niezmierne rzadko zdarza się, by literatura faktu mogła wywołać taki rezonans, takie kontrowersje i cieszyć się tak olbrzymią pocztnością. Choć zapewne – tu zgodzić się trzeba z oponentami – bywa to wywołane także modą, famą, może plotką, tymi cichymi regulatorami reakcji cztelników.

Wiek XX – wraz z superszybkimi środkami łączności i komunikacji – przyniósł zmiane stosunku do tego, co nazywało się dawniej „korespondencją zagraniczną”. Pracujący dla agencji informacyjnych dziennikarze są zazwyczaj anonimowi. Czytelnikowi porannej gazety nie przychodzi do głowy, że za suchą, lakoniczną depeszą kryje sie realny człowiek, dla którego zdobycie paru informacji mogło wiązać się niejednokrotnie z ryzykiem zdrowia, życia, wolności. O tej sensacyjno-przygodowej stronie pisarstwa Kapuścińskiego mówi się najwięcej. Warto wszakże zwrócić uwagę na coś innego. Dla wielu młodych czytelników – jest on nie tyle reporterem, co wyrazicielem sposobu życia, którego nie chce „konsumować”, przyswajać tylko cudzej wiedzy, obcych myśli, w którym najważniejsze jest doświadczenie.Myslę, że takie były również przyczyny powodzenia dwóch ostatnich zbiorów Kapuścińskiego: „Wojny futbolowej” i „Cesarza”. Książek bardzo różnych tematycznie i kompozycyjnie, a przeciez silnie ze soba związanych.

„Wojan futbolowa” jest tomem retrospektywnym, wyborem tekstów. Rzadko przy takiej okazji autorzy zdobywają się na zapisanie przemyśleń o swoim życiu: po prostu przedrukowują coś, co napisali dziesięć lub piętnaście lat temu. Kapuściński układa z własnych tekstów rodzaj autobiografii, może nawet wyznania. Grupy reportaży powiązane zostają „planem książki, która mogłaby zacząć się w tym miejscu”, projektem czegoś, co -nigdy nie realizowane – było obrazem „pustego miejsca” domagającym się wypełnienia. Właśnie w tym zamysle autobiografii ukazują sie motywy ryzykownych decyzji, ryzykownych podróży.

Czy jest to tylko zwyczajna ciekawość świata i ludzi, czy raczej potrzeba zrozumienia mechanizmów nimi rządzących? Kapuściński pisze: „Kogoś, kto robi dużo hałasu, nikt nie usprawiedliwia i nie brani, natomiast ten, kto zaprowadza ciszę w swoim państwie, jest chroniony przez aparat represji. Dlatego walka z ciszą jest taka trudna”.

Lecz autor wcale nie wybiera owych miejsc emanujących ciszą. Jest, stara się być tam, gdzie ciszę tę przerywa nagły wybuch. Ghana, Kongo, Algier, front między Hondurasem a Salwadorem, Angola, Bliski Wschód. Jest to geografia szczególna, geografia miejsc, w których coś się rodzi i coś się kończy zarazem. Miejsc, gdzie za parę miesięcy nic nie będzie, bo znów opanuje je cisza.

Reportaż jest literaturą stanów wyjątkowych, zapalnych, obrzmiałych, w których konflikt powoduje erupcje tego, co z dawna było nagromadzone pod szczelnym naskórkiem ciszy. Wojny rozpoczynające się na stadionach nie sa wojnami o wynik meczu. Stany wyjątkowe nie muszą muszą mieć rozmiarów rewolucji, puczu wojskowego, nagłej śmierci przywódcy, policyjnych represji. Lęgną się ona na bazarach, w slumsach, luksusowych hotelach, na ulicy miejskiej i na plantacji. Nie można, czytając, zapominać o tym, że Kapuściński, korespondent zagraniczny, pisywał z rodzinnego polskiego „buszu”. Ta zdolność do mikroobserwacji, umiejętność zapisywania drobnych, mało znaczących zdarzeń, wyniesiona z praktyki reportera „krajowego”, nadaje jego tekstom niepowtarzalne barwy.

Z drugiej jednak strony jest Kapuściński historykiem: jego książka staje sie kompendium, wcale nie uproszczonym, wiedzy o polityce, ekonomii, zjawiskach społecznych poprzedzających eksplozję. Gdyby jednak tylko to było rdzeniem reportażu, autor nie różniłby się od zwykłych dziennikarzy-podróżników. Składnikiem trzecim jest swoisty „autobiografizm” stylu (!). Świat opisywany staje się częścią jego samego.Kapuściński nie sprowadza rzeczywistości do posiadanych schematów i wartości, do tego czy mógł żyć przedtem. Jego reportaż jest poszukiwaniem formuły swojego „bycia” w sytuacjach wciąż nowych, wymagających stałej rewizji własnego „ja”. Stąd bierze się – tak często stawiany – zarzut „literackości”, obrazowości, metaforyczności stylu. Tam, gdzie niemożliwe jest interpretowanie, rozumienie, rolę tę przejmuje sugestywny, plastyczny obraz, skrót, paradoks.

„Ja” reportera zmienia się, dostosowuje, a jednocześnie uporczywie własną tożsamość, o prawo do tego czym było przedtem.

Ów czas, którego granicę się przekroczyło, i migotliwy czas teraźniejszy pragną sie połączyć. Przeszłe staje się mitem. Bolesny jest każdy powrót: mit się ucieleśnia i nagle ukazuje się, że w kraju nad Wisłą coś się zmieniło, coś przetrwało, coś zaszło, jakieś wypadki, któeych nie sposób zrozumieć. Ten, kto próbuje pojąć rewolucję angolańską, sytuacje w Kongo, absurdalne wojny plemion podzielonych sztucznie granicami, nie rozumie tego co opuścił, nie rozumie przeszłego. Trwa w jakiejś „chwili bez godziny”:

„Czułem się wewnętrznie rozbity, rozsypany, nie przystawałem do niczego, nie kontaktowałem, byłem nieobecny. (…) Zrozumiałem, że nie traktują mnie juz jako swojego. Życie szło naprzód i oni płynęli w jego nurcie. Coś omawiali, coś załatwiali, coś knuli, ale nie wiedziałem co, nie mówili mi, nie wciągali, nie starali się pozyskać – zostałem wyłączony”.

Czy to jest cena, którą płaci Izmael za to, że ulega magii nieskończoności ziemi i morza, nieskończoności pogoni za Moby Dickiem? Cena, każąca człowiekowi odrzucić jakieś swoje własne, stabilne „tu i teraz”, każąca zgodzić się na niejasne, chwiejne, „wszędzie i zawsze”?

Busz rozciąga się nie tylko wokół Luandy, wzdłuż drogi, którą trzeba przejechac ryzykujac kule. Ten „busz” jest także między Łomżą, Nakłem, Wejherowem, między Alejami Jerozolimskimi i Krakowskim Rynkiem, między lepkim bufetem w barze Praha i zielono-niebieskim cocktail-barem w Viktorii. Tu też śledzą twój każdy ruch setki niewidocznych oczu należących do ludzi, którzy „swoje wojny dawno przegrali”.

Ale naprawdę niezwykła jest w reportażach Kapuścińskiego naoczność śmierci, fizjologia przemocy i terroru, ta cała zwirzęca natura, która ujawinia sie w człowieku wtedy, gdy usiłuje przerwać ciszę, zmowę milczenia. Niezwykłe jest może i to, że człowiek zmierza tam, gzie z haosu pojawia się coś nowego, nieprawdopodobnego dla Europejczyka i Amerykanina, którzy wojnę mieli trzydzieści parę lat temu, a słowo „rewolucja” – zależnie od przekonań brzmiące – widzą tylko przez teoretyczne rozważania i hasła ideologów.

Może Imaela przyciąga możliwość wybierania pomiędzy tym, co Nieznane, rodzące się, powoli nabierające formy, a tym, co pożera samo, kłębi się w paroksyzmach sztucznych „nowości”?

„Dzisiaj świat jest wielki i nieskończony i ciągle ogromniejący i zaprawdę prędzej przejdzie wielbłąd przez ucho igielne, niż będzie można to wszystko, co składa sie na egzystencję nas, kilku miliardów ludzi, poznać, odczuć i zrozumieć”.

Nic dziwnego, że Kapuściński faktograf z faktów wyprowadza coraz wyraźniejszą, coraz bardziej sprawdzalną filozofię człowieka, społeczeństwa, polityki, kultury w ogólności. Od zapisu zdarzeń ku zapisowi myśli. Od obrazu świata do hipotezy świata. Tę ewolucję pisarstwa ukazuje „Wojna futbolowa”.

Potwierdza ją także tom reportaży „Cesarz”, efekt etiopskich doświadczeń. Spotkał tę książkę zarzut „literaturyzacji” rzeczywistości, zarzut nieautentyczności, zmyślenia. Wydaje się on bezpodstawny. „Cesarz” został napisany językiem sarmacko-gombrowiczowskiej prześmiewczości, lecz nie bez powodu Kapuściński zapisał, co mówią starcy, groteskowi urzędnicy dawnego cesarstwa, owej napuszonej i owianej świętością potęgi wspartej o ciszę. Zapisał w ich monologach wspomnienie przeszłej wielkości i znaczenia, proces dekompozycji owe wielkości. Tylko tak mógł, w prześmiewczym, parodystycznym zapisie, interpretować to, co mu mówili ludzie kryjący sie dziś w najciemniejszych zaułkach dawnej cesarskiej stolicy. Mówili, że lepiej być poduszkowym, woreczkowym, n-tym stopniem tronu, niż niczym.

Zaś Hajle Selassie jest nieobecny. Odszedł monarcha budzący podziw i szacunek świata. Przyjazne gesty czynili przywódcy naprawdę różnych państw. Ale kiedy odszedł, a odchodził potwornie długo, przeraźliwie milcząco, wolniusieńko odcinany od organizmu państwa, okazało się, że był tyranem, sklerotycznym despotą, stojącym na czele policyjnego reżimu. Czy uczciwie jest śmiać się z nieobecnych, umarłych, przegranych? Czy wtedy, gdy był jeszcze Królem Królów, śmiał się ktoś? Nie, a przecież nie ze starachu tylko. Z Etiopii emanowała cisza, a raczej fama o postępowym monarsze, rozwijającym i reformującym. Teraz, dzięki akcji dziennikarskiej, świat poznał pomyłkę. Mało jest przywódców, którzy po swoim odejściu, nagłym i nieoczekiwanym, zostają we wdzięcznej pamięci rządzonych. Znacznie częściej stają się symbolami zła, despotyzmu, korupcji. Rewolucja etiopska to samo uczyniła z Hajle Selassie.

Z monologów ludzi cesarza odczytać można prawde o rozpadzie i o źródłach wielkości. O dobroci i głupocie. O mądrości i okrucieństwie. I tu również Kapuściński uzupełnia zapisywane fakty informacjami historycznymi. Mówią one prawdę obiektywną – ale kto z Europejczyków wiedział, co dzieje się w mitycznym królestwie, dopóki władca jeździł i pozdrawiał?

Ryszard Kapuściński napisał książkę nie o Hajle Selassie, ale o idei wszelkiej cesarskości i idei wszelkiego przewrotu. Książka to pisana jakby z wnętrza cesraskiego pałacu, wyspy w morzu nieufności, wrogości, strachu. Książka o tym, jak powoli naród wyzbywa się lęku, jak powoli szata spada z cesarza, a z przewrotu przekleństwo. „Cesarz” to studium człowieka cesarskiego w chwili klęski. Do końca zamkniętego w sobie, niedostępnego, nieznanego.

Spod warstwy groteskowej, prześmiewczej narracji wydobywa się portret tragiczny i nieludzki. Bo państwo starego cesarza wydaje sie groteskowe Europejczykowi, szczycącemu się republikanizmem. A dla Afrykanina było odwiecznym prawem. Czy człowiek cesarski jest jeszcze człowiekiem? Nikt sie o tym nie dowie. Nie zdąży się dowiedzieć.

„Rozmowy zaczynały się, ale jakby nie kończyły – wspomina były urzędnik dworu. – Zawsze dochodziły do niebezpiecznego, ale wyczuwalnego punktu, za którym zapadało milczenie, a w milczeniu tym zawierało się stwierdzenie, że wszystko już wiadome i jasne, ale jasne w sposób ciemny, wiadome w sposób niemożliwy do poznania, władne w swojej bezradności”.

Królestwo ciszy upada. Izmael, poznawszy dźwięk ciszy i krzyku, wybiera dalszą drogę. Coraz dalej, coraz bliżej siebie.