Cesarz

Ryszard Kapuściński o książce.

“Można napisać tylko jedną taką książkę w życiu. To jest pewien pomysł, którego już się nie da powtórzyć, bo jak by się go powtórzyło to już będzie klęska. “Cesarz” wynikał z bardzo prostej sytuacji. Byłem już wtedy reporterem pracującym w Afryce ponad 10 lat. Pisałem już dużo reportaży, lepszych, gorszych, różnych. Kiedy zostałem wysłany na tę etiopską rewoltę to był to normalny, wojskowy zamach stanu.

Zbierałem materiały do normalnego cyklu reportaży, ale jak wróciłem z tym materiałem, poczułem, że już tak nie mogę pisać. Przewroty wojskowe mają mniej więcej ten sam scenariusz. Przyjeżdża się na lotnisko to jest kontrola, potem są czołgi, potem są barykady na ulicach, potem trzeba się iść meldować, potem trzeba nieść swój materiał do cenzury wojskowej. Wszystko zaczyna się powtarzać, a ja nie mogę sam siebie powtarzać i opowiadać tego wszystkiego co przy okazji innych przewrotów. Więc jak pisać? Tego nie wiedziałem. Redakcja dzwoniła do mnie, żebym dał reportaże, a ja nic nie miałem. Nie miałem słowa. Na wszelki wypadek zamknąłem się w domu i do redakcji w ogóle nie chodziłem. Zaczęli mnie bombardować depeszami:, “Kiedy dostaniemy pierwszy odcinek?”. Ale ja dalej nie miałem nic w głowie. Było coraz, byłem bliski depresji i kompletnego załamania. Nie umiałem z tym sobie poradzić. Czytałem, i próbowałem pisać – nic mi z tego nie wychodziło. Aż wreszcie, jak to zwykle bywa w takich sytuacjach szczęśliwie do głowy przyszedł mi błysk. Zawsze początek książki jest najtrudniejszy, bo w pisaniu książki jest bardzo ważne żeby wejść w rytm. Jak się już wejdzie w rytm, to ten rytm niesie. Wiedziałem, że jak mam trudności z początkiem, to muszę zawsze szukać najprostszej rzeczy, od której trzeba zacząć, jakiegoś detalu. Zacząłem przeglądać wszystkie zdjęcia z tego okresu, materiały, czasopisma i wreszcie zobaczyłem. Na jednym ze zdjęć cesarz siedzi na tronie z małym pieskiem na kolanach. Wtedy mi się przypomniało, że Hajleselassie rzeczywiście miał takiego pieska, z którym wszędzie się pokazywał. I wtedy sobie pomyślałem, że nie ja to mówię, tylko jeden ze sług cesarza: “To jest mały piesek rasy japońskiej, nazywa się Lulu”. Kiedy miałem to jedno najprostsze zdanie, to wiedziałem, że będę miał książkę. Miałem mnóstwo relacji. Cały problem był w selekcji, strukturze.

Brakuje oferty? Poczytaj nasze materiały na ten temat.