Meksykańska pisarka Fernanda Melchor została laureatką Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego. Jury wyróżniło zbiór jej reportaży literackich „To nie jest Miami”. Wręczenie wyróżnienia odbyło się podczas sobotniej gali w warszawskim Teatrze Studio.
W finale tegorocznej 15. edycji Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego znalazły się książki:
- „Ojczyzna moralnie czysta. Początki HIV w Polsce” Bartosza Żurawieckiego (wyd. Czarne)
- „Kroniki ze Stambułu” Erstin Karabulut (wyd. Timof, przeł. Ada Wapniarska)
- „Irlandia wstaje z kolan” Marty Abramowicz (Wydawnictwo Krytyki Politycznej)
- „Atlas dziur i szczelin” Michała Książka (wyd. Znak Literanova)
- „To nie jest Miami” Fernandy Melchor (wyd. ArtRage, przekł. Tomasz Pindel)
Nagrodę przyznało jury w składzie: Katarzyna Surmiak-Domańska (przewodnicząca), Soren Gauger, Elżbieta Sawicka, Abel Murcia Soriano i Ludwika Włodek.
Kapituła wyróżniła książkę „To nie jest Miami” meksykańskiej pisarki Fernandy Melchor.
„Wspólnym mianownikiem łączącym bohaterów jest tu doświadczenie przemiany. Proces dojrzewania do zrozumienia czegoś. Proces opadania klapek z oczu. Proces rodzenia się lęku, czasem buntu, choć częściej rezygnacji. Niejako na przekór obiektywizmowi teoretycznie wpisanemu w definicję reportażu, Fernandę Melchor pociąga to, co subiektywne. Nie interesuje jej samo demaskowanie przemocy, interesuje ją jaką postawę można wobec niej przyjąć” — napisano w laudacji odczytanej przez przewodniczącą jury, Katarzynę Surmiak-Domańską.
Melchor — podkreślono — w swojej prozie „kontempluje szczegóły. Niespiesznie wyostrza obraz, tworząc silne wrażenie obecności bohaterów i naszej obecności obok nich. Taka proza wymaga dwóch nieprzeciętnych piór, pisarki i tłumacza. Tomasz Pindel znakomicie zsynchronizował się z rytmem i tonem, nadanym przez autorkę. Jego przekład subtelnie oddaje to falowanie pomiędzy onirycznością, a konkretem opisu. Drobiazgowo dopracowane zdania zawsze pozostawają przestrzeń na domysł, wyobraźnię, refleksje czytelników”.
„Fakty nie mówią same za siebie, powiedział ktoś. To reporterka, reporter musi użyć ich tak, by przemówiły. Reportaż, podobnie jak powieść albo wiersz, jest zawsze o czymś. W odróżnieniu od rzeczywistości, która, jak ujmuje to Melchor, nie ma żadnej woli, brak jej świadomej celowości” — zaznaczono w laudacji.
Odbierając nagrodę, pisarka powiedziała, że zachwycała ją „rzecz, którą w swoich książkach pisał Ryszard Kapuściński — pisarz musi zniknąć, żeby zrobić miejsce na historię. My też za chwilę znikniemy, ale mam nadzieję, że nasze historie będą trwały i będą dostępne wszystkim, tak jak historie Ryszarda Kapuścińskiego pozostają w naszych sercach”.
Laudacja dla Fernandy Melchor
Laureatka Nagrody
Fernanda Melchor – za książkę „To nie jest Miami”
Nieważne, że jakikolwiek obraz na naszym komputerze, choćby najbardziej miałki, znaczy
więcej niż tysiąc słów. Opowieści rodzą się w języku i to w nim osiągają swój najgłębszy
sens, który umyka mikrofonom i kamerom, który tkwi wplątany w plemienne głosy i gesty.
Tak zapowiada Fernanda Melchor swój zbiór reportaży zatytułowany „To nie jest Miami”.
Rzeczywiście, żeby zrealizować jej pomysł na opowiedzenie o meksykańskim Veracruz,
mieście przemocy, korupcji i wojen narkotykowych gangów, gdzie w atmosferze ciągłego
zagrożenia usiłują żyć zwykli obywatele, kamera jest bezużyteczna.
Nie da się przecież sfotografować tego, jak łamie się życie młodego ambitnego adwokata,
któremu pewnego dnia narkos składają propozycję nie do odrzucenia.
Położenia uchodźców z Dominikany, którym narkogangsterzy wymordowali rodziny, a którzy
przez pomyłkę uciekli za wcześnie z ładowni statku wiozącego ich do upragnionych Stanów
Zjednoczonych, nie można wyrazić obrazem. Podobnie jak dylematu młodego robotnika
rozdartego pomiędzy współczuciem dla uciekinierów, a grozą planowanej przez nich
zemsty.
Fotorelacja nie odda także historii młodej kobiety wychodzącej za mąż za chłopaka, który
uwiódł ją opowieściami o duchach i egzorcyzmach. Jej stopniowego, zbyt powolnego,
zapewne, dochodzenia do świadomości, że oboje należą do zupełnie innych światów.
Tu nic nie jest tym, czym jest na pozór. Nie tylko Miami nie jest Miami. Również morderczyni
swoich dzieci nie jest morderczynią, choć za taką się podaje. Historia matki, która zadarła z
dilerami jest prawdopodobnie dużo straszniejsza. Błyski na niebie to nie UFO wiozące
sympatycznych kosmitów, jak wierzy mała dziewczynka. Ale jak zdjęcie miałoby wyrazić to,
że światła awionetki przemycającej narkotyki również ludzie dorośli wolą uważać za pojazd
międzyplanetarny? Te złożoności najlepiej jest w stanie oddać literatura.
Wspólnym mianownikiem łączącym bohaterów jest tu doświadczenie przemiany. Proces
dojrzewania do zrozumienia czegoś, proces opadania klapek z oczu, proces rodzenia się
lęku, czasem buntu, choć częściej rezygnacji. Niejako na przekór obiektywizmowi
teoretycznie wpisanemu w definicję reportażu Fernandę Melchor pociąga to, co
subiektywne. Nie interesuje jej samo demaskowanie przemocy, interesuje ją, jaką postawę
można wobec niej przyjąć, na jakie sposoby można o przemocy opowiadać.
Podczas pisania zawsze towarzyszyła mi myśl, by opowiedzieć to wszystko z jak największą
szczegółowością i jak najmniejszym hałasem; – pisze we wstępie. – żeby używane przeze
mnie słowa wywodziły się z intymnej znajomości moich informatorów, z totalnej, czasami
bezlitosnej eksploatacji ich perspektywy oraz, rzecz jasna, z mojego osobistego udziału w
opisywanych wydarzeniach i obecności w opisywanych miejscach.
Nie ma dla niej postaci pozytywnych i negatywnych. Jako rodowita veracruzanka, Melchor
sama staje nie raz w roli bohaterki. Jak jednak obiektywnie ukazać własny subiektywizm?Jak utrzymać wobec siebie taką samą postawę narracyjną jak wobec obcych ludzi, takich
jak chociażby pracujący dla mafii rozdrabniacz kokainy bądź seryjny gwałciciel spalony
żywcem przez zdesperowanych sąsiadów? To wielopiętrowe i na wskroś literackie zadanie.
W noc strzelaniny pani Ricie śniło się, że idzie przez ogromny ogród. Zdjęła buty, żeby nie
zniszczyć trawnika, który był przesadnie wręcz zielony i krótko przycięty, niczym na polu
golfowym. Źdźbła zdawały się pojękiwać pod ciężarem jej masywnej osoby, toteż pani Rita
szła na palcach, a potem, sama nie wie jak, stała tam kompletnie goła. […] pamięta, że w
tym śnie prawdziwy lęk poczuła dopiero wtedy, kiedy jakiś obiekt w powietrzu – latający
spodek z wszystkim jak należy: krągłą kopułą, kolorowymi światełkami i ognistymi turbinami
– nagle na niej wylądował i zaczął mruczeć jak jakiś silnik, tyle że z żywego ciała.
Melchor nie unika długiej frazy. Kontempluje szczegóły, niespiesznie wyostrza obraz,
tworząc silne wrażenie obecności bohaterów, naszej obecności obok nich. Taka proza
wymaga dwóch nieprzeciętnych piór – pisarki i tłumacza. Tomasz Pindel znakomicie
zsynchronizował się z rytmem i tonem nadanym przez autorkę. Jego przekład subtelnie
oddaje to falowanie pomiędzy onirycznością, a konkretem opisu, dosadnością, a nawet
humorem.
Drobiazgowo dopracowane zdania zawsze pozostawiają przestrzeń na domysł, wyobraźnię,
refleksję czytelników. Choćby na myśl o iluzji, jaką mamy my, Europejczycy, że to nasz
świat stanowi normę. Świat widziany jako całość bardziej przypomina Veracruz. Którą z
postaci książki sami stalibyśmy się, gdyby przyszło nam żyć w takim miejscu? Nowele
często kończą się zawieszeniem. Dalszy ciąg tworzymy sami w naszych głowach. Również
subiektywnie i na własną odpowiedzialność.
Fakty nie mówią same za siebie – powiedział ktoś. To reporterka, reporter musi ich użyć tak,
by przemówiły. Reportaż, podobnie jak powieść albo wiersz, jest zawsze o czymś. W
odróżnieniu od rzeczywistości, która – jak ujmuje to Melchor – nie ma żadnej woli, brak jej
świadomej celowości.
W oparciu o te same fakty, te same nagrania dźwięku, te same zdjęciowe kadry rodzą się
więc opowieści na różne tematy, o zupełnie różnej wymowie.
Przy wielości konkursów adresowanych do twórców non-fiction, ten jeden, imienia wybitnego
reportera-pisarza Ryszarda Kapuścińskiego, wynosi na pierwszy plan aspekt literackości.
Jury Nagrody rozumie swoje zadanie jako szczególne wyróżnianie prac, które rozpychają
granice reportażu, sprawiają, że gatunek ten ewoluuje, formalnie zbliża się do literatury
pięknej. Jak zresztą przypomina tegoroczna laureatka, słowo „fikcja” pochodzi przecież od
łacińskiego „fingere”, którego bezpośrednie, dosłowne znaczenie to 'modelować’, 'nadawać
kształt’.
[..] toteż tak powieść, jak reportaż – pisze Fernanda Melchor – są zawsze, na swój sposób,
„fikcyjne” – w tym sensie, że zawsze są tworami sztucznymi i nie można ich mylić z
rzeczywistym życiem.”
Katarzyna Surmiak-Domańska
źródło: https://kultura.um.warszawa.pl/-/nagroda-kapuscinskiego-final-15-nagrody