źródło: Gazeta Wyborcza
data publikacji: 2002-06-22
Kiedy „Cesarz” trafił na biurko redaktora naczelnego wydawnictwa Pan, ów postanowił odrzucić książkę bez czytania.
Książka nie wyglądała zbyt obiecująco – relacja o etiopskim arystokracie Hajle Sellasje w dziesięć lat po jego obaleniu napisana przez nieznanego polskiego pisarza o nazwisku, na które składało się zbyt wiele spółgłosek i zagubionych akcentów, by można je było wymówić.
A jednak dyktując list z odmową, redaktor Sonny Mehta rzucił okiem na książkę. Po chwili odesłał sekretarkę. Potem odwołał następne spotkanie, by dwie godziny później pojawić się na zebraniu redakcyjnym i odczytać na głos, słowo po słowie, pierwszych 15 stron książki.
„Cesarz” został więc opublikowany w 1983r. Wywołał niemałe zdziwienie. Dobrze oddają je słowa Philipa Knightley’a, który zastanawiał się na łamach „Sunday Times”: „Ryszard Kapuściński przyjeżdża jutro do Wielkiej Brytanii, aby promować swoje książki. Ryszard – jaki? No cóż, jeśli na moment odrzucimy nasze uprzedzenia co do pisarzy, którzy nie przybywają do nas z jednego czy drugiego brzegu Atlantyku, możemy przeżyć zdumiewającą przygodę literacką”.
Opowieść o Lwie Judy natychmiast stała się wydarzeniem w świecie literackim, zajmując pierwsze miejsce na liście bestsellerów „Time Out” oraz dystansując „Imię róży” w rankingu „Newsweeka”. W prasie pojawiły się entuzjastyczne recenzje. Kapuścińskiego porównywano w nich do: Camusa, Kafki, Calvino, Kischa, Capote’a, Greena, Mailera, Arendt, Jana Potockiego, Saint-Simona, Hansa Magnusa Enzensbergera, Garcii Marqueza, Swifta, Dantego, Diderota, Woltera. W najpoważniejszych czasopismach zamieszczono recenzje autorstwa światowej sławy pisarzy. O „Cesarzu” pisali m.in. John Updike w „The New Yorker”, Susan Sontag w „Newsweeku”, Salman Rushdie w „Sunday Times”, a także Tom Wolfe, Tom Stoppard i wielu innych. Zagraniczni recenzenci nie kryli zdumienia. Jeden z nich pisał nawet, że autor „Szachinszacha” „nie ma sobie równych, niestety także na Fleet Street”, a więc wśród najlepszych angielskich dziennikarzy.
Ryszard Kapuściński stworzył oryginalny model reportażu. Umieszczano go gdzieś między Diderotem, Swiftem a Kafką lub też między Wolterem, Kischem a Camusem. Słowem – w szerokich kontekstach literackich. Tymczasem on co rusz wymykał się jednoznacznym klasyfikacjom. Niewiele pomogło też utożsamianie twórczości Kapuścińskiego z „nowym dziennikarstwem” – popularnym w latach 60. kierunkiem prozy amerykańskiej.
Odmienność reportażu Kapuścińskiego polega m.in. na zastosowaniu szerokiej definicji „faktu”, wedle której pojęcie to nie jest tylko odpowiedzią na pięć klasycznych pytań: kto, gdzie, kiedy, jak, dlaczego, ale zawiera też wiele informacji na temat klimatu, uczuć, nastroju i mentalności. Tak szeroko pojmowany „fakt” jest dla wielu – zwłaszcza anglosaskich – krytyków niemożliwy do zaakceptowania. Fakt, który nie został odnotowany w dokumentach historycznych, funkcjonuje ich zdaniem na granicy fikcji. Natomiast autor „Hebanu” przekonuje, że paradoksalnym skutkiem niewolniczego przywiązania do faktów rozumianych np. jako wierność datom i liczbom jest znaczne osłabienie naszych możliwości percepcyjnych. I trudno nie przyznać mu racji, skoro lwia część odbiorców ignoruje takie przekazy, słusznie uznając gromadzenie nieprzebranej ilości informacji za zbędne.
Co zatem dociera do nas z przeciętnej relacji pełnej właśnie takich faktów? Ryszard Kapuściński odpowiedział na to już w 1975r., pisząc w „Chrystus z karabinem na ramieniu”:”w paryskim metro, w londyńskim autobusie albo w wiedeńskiej kawiarni ludzie czytają, że w ( tu trudna i obca nazwa ) jacyś fedaini zabili ( tu liczba zabitych, czasem nazwiska), a potem sami wylecieli w powietrze.[…] Ale ponieważ dzieje się to tak daleko i te nazwy są tak trudne do zapamiętania, ludzie wszystko zapominają, tym bardziej, że idąc po chwili ulicą i patrząc na te wystawy, muszą pomyśleć o czymś zupełnie innym, czy nawet powiedzieć na głos: „Znowu wszystko podrożało”.
Ryszarda Kapuścińskiego pomysł na reportaż nie jest więc zestawem informacji, nazwijmy to, administracyjnie sprawdzalnych. Zamiast tego proponuje on rozbudowane, nośne metafory – jak opis odpływającego drewnianego miasta w „Jeszcze dzień życia” czy obraz korytarzy, które pozostawiają ludzie wchodzący w mroźne, syberyjskie powietrze, czy wreszcie opis drzewa, które w „Hebanie” jest przestrzenią magiczną, ale i najważniejszą instytucją skupiającą wokół siebie życie społeczne, kulturalne i duchowe całej wioski. Tę właśnie charakterystyczną cechę reportażu Kapuścińskiego trafnie ujął w „The New York Review of Books” Adam Hochschild. Pisał : „Jeśli dzieła współczesnych pisarzy latynoamerykańskich, usiane drzewami, które się poruszają, i ptakami, które mówią, nazywa się realizmem magicznym, to trzeba przyznać, że Polak, Kapuściński, dał nam rodzaj magicznego dziennikarstwa”.
Okazuje się więc, że taka właśnie formuła reportażu zyskuje aprobatę czytelników na całym świecie. Świadczą o tym nie tylko najważniejsze nagrody, wyróżnienia i tytuły, które nadawane są autorowi „Cesarza”, ale i – przede wszystkim – niesłabnąca popularność jego tekstów, które choć dotyczą miejsc historycznie i geograficznie odległych oraz nierzadko przez tak zwany „wielki świat” marginalizowanych, to jednak wciąż cieszą się niesłabnącym powodzeniem u czytelników. Dochodzi tu nawet do pewnego paradoksu: Czytelnicy sięgają po reportaż funkcjonujący przecież jako gatunek informacyjny nie po to, żeby poszerzyć swą wiedzę, ale ze względu na osobę autora. Gdyby autor „Cesarza” napisał książkę o Chinach czy Jugosławii, o co często był proszony, poznawaliby z nim ten właśnie kawałek świata. Rozpoznając w odległych krajach i ich zdawałoby się egzotycznych dylematach własne problemy