Ryszard Kapuściński to reporter z powołania – ta myśl nasuwa się bardzo silnie podczas lektury Autoportretu Reportera. Można także powiedzieć, że jest to również dziennikarz z powołania, pisarz z powołania. Prawdziwy autorytet dla wielu młodych ludzi rozpoczynających pisanie. Dziś, gdy liczy się pogoń za pieniądzem, pogoń za sensacją, obraz Reportera przedstawiony w niniejszej publikacji ma niezwykłą wartość.
W świecie, gdzie informacja jest tylko towarem, gdzie dziennikarstwo ma generować jedynie jak największe pieniądze, gdzie kilka wielkich sieci ma monopol na wprowadzanie do mediów nowych informacji, Ryszard Kapuściński jawi się jako dziennikarz par excellence niezależny: inaczej myślący, prawy, szanujący spotkanego człowieka, szanujący czytelnika. I właśnie spotkanie z tą niezwykłą osobowością wyłaniającą się z kart tej książki jest chyba najcenniejszym, co uzyskuje czytelnik.
Trzeba bowiem zauważyć, że sam pomysł i kompozycja Autoportretu nie są najlepsze. Po pierwsze należy się zgodzić z Mariką Bannach, która w swojej recenzji dla portalu Tolle.pl pisała: „Jak można na 145 stronach opisać życie jednego człowieka? I jeszcze tak niezwykłego człowieka, jakim był Ryszard Kapuściński?”. Wydaje się, że określenie „autoportret” jest tutaj zbyt odważne. Natomiast druga rzecz, to momentami absolutnie sztuczne zespolenia pewnych zupełnie różnych wypowiedzi Kapuścińskiego. Mało estetycznie wyglądają też fragmenty, gdzie wplecione są pytania zadawane Kapuścińskiemu przez przeprowadzających poszczególne wywiady. Między nimi a poprzedzającą oraz następującą wypowiedzią Reportera nie ma kompletnie światła, natomiast kilka linijek dalej pojawia się ono w miejscu dla logiki wywodu zupełnie niekorzystnym, w którym zmienia się po prostu źródło cytowania.
Według mnie pomysł na autoportret „z nieznacznie zmodyfikowanych strzępów kilkudziesięciu wybranych rozmów i wykładów” – jak pisze we wstępie Krystyna Strączek – nie był pomysłem najlepszym. Zdecydowanie lepszym byłoby wybranie kilku najlepszych wywiadów i wydanie ich w formie książkowej, ewentualnie wydanie publikacji ze złotymi myślami Ryszarda Kapuścińskiego, których jest w tej książce tak wiele. Koniec końców należy jednak przyznać, że owa niespójna forma przeszkadza głównie na początku. Im dalej, tym czytelnik bardziej się do tejże kompozycji przyzwyczaja i coraz mniej mu ona doskwiera.
Redaktorzy podzielili Autoportret na pięć części, z których każda dotyka nieco innego wątku. Pierwsza dotyczy niejako samych podstaw: dlaczego Ryszard Kapuściński zaczął pisać, po co podróżuje, jak odczuwa swoją misję, swoje powołanie. W drugim rozdziale zamieszczono wypowiedzi, które określają, czym jest zawód korespondenta, jakie niespodzianki czekają na niego w krajach Trzeciego Świata. Reporter mówi o swojej niezwykłej relacji z Afrykanami. W trzeciej części dowiadujemy się głównie o tym, jak powstają teksty Ryszarda Kapuścińskiego, jak wyszukuje on „palące” tematy. Czwarta część dotyka z kolei kwestii popularności Reportera: co sprawiło, że ją uzyskał, czym ona dla niego jest, co zmienia w jego życiu.
Jednak częścią zdecydowanie najbardziej interesującą dla dziennikarza musi być piąty rozdział, w którym Ryszard Kapuściński szeroko dzieli się refleksjami na temat dzisiejszego dziennikarstwa. A wnioski nie są zbyt optymistyczne: ludzie myślą, że oglądając telewizję poznają prawdziwe wydarzenia, tymczasem poruszają się jedynie po ich powierzchni; media pokazują jedynie najatrakcyjniejszą cząstkę wydarzeń, często fałszując rzeczywistość; szerzy się relatywizacja; wiedza przekazywana przez media jest generalnie w rękach bardzo nielicznych koncernów; jednocześnie media nie są dziś zainteresowane przekazywaniem prawdy, ale współzawodnictwem – informacja stała się towarem; dziennikarstwo nie jest już stylem życia, ale sposobem zarabiania pieniędzy. Ten negatywny stan jest nade wszystko owocem braku przygotowania etycznego wśród ludzi mediów.
Warto jednak dodać, że Kapuściński absolutnie nie obraża się na obecny stan rzeczy: „Nie ma od tego ucieczki, bo mechanizm konkurencji jest mechanizmem rynkowym, a mechanizm rynku jest podstawą demokracji. Nie mamy żadnego lepszego systemu niż rynek, demokracja, konkurencja. (…) Można to potępiać, ograniczać, krytykować. Ale nie możemy tego zlikwidować” (s. 122). Kapuściński podkreśla także, że dobra literatura i reportaż mają swoje miejsce w dzisiejszej rzeczywistości, którego nikt im nie zabierze. „Szansa literatury na współistnienie z telewizją polega na zdolności wyjaśnienia i pogłębienia obrazu. (…) Istnieje jeszcze reportaż poważny, i on się wybroni. To tak jak z dobrą literaturą. Przetrwa niezależnie od tego, jaką ilością kryminałów czy ckliwych romansideł zostanie przywalona” (s. 125).
Takich rozsądnych, wyważonych, przemyślanych opinii jest w tej książce o wiele więcej. Wyłania się z niej absolutnie niezwykła osobowość Reportera. I choćby dlatego, mimo wszystkich jej uchybień, warto po nią sięgnąć.
Paweł Pomianek
źródło: http://www.blog.tolle.pl/2011/07/reporter-z-powolania/
Księgarnia: tolle.pl