źródło: http://www.kolec.pl/
data publikacji: 1982-01-01
Szachinszach (czyli król królów) Ryszarda Kapuścińskiego, to znakomita, wczesna książka tego wybitnego pisarza i reportera. Od jej napisania upłynęło już tyle czasu, że kolejne pokolenie może na nowo ją dla siebie odkryć. Dla tych, którzy zdecydują się na ponowną lekturę (co miało miejsce w moim przypadku), Szachinszach nieoczekiwanie odsłoni swoje drugie dno. Odniesienia do świata islamu, różnie odbieranego i znajdującego się po tragicznym dla Ameryki 2001 roku w centrum uwagi mediów – mogą zaskoczyć aktualnością. Nie będę też specjalnie zdziwiony, jeśli tym razem w Iraku historia powtórzy się według starego irańskiego scenariusza (opisanego przez Kapuścińskiego) i obaloną dyktaturę wojskową zastąpi… szyicka teokracja. Sądząc po tym, do czego doprowadziła ona w Iranie – byłby to czarny scenariusz. Dla wszystkich, także dla wyzwolicieli. (1)
Po tę książkę warto sięgnąć. Faktograficzne i literackie walory są bezsporne, a Szachinszach należy do tej niezbyt licznej kategorii, w której kartki przewraca się łapczywie bez spoglądania na paginację.
Jednak nie zagwarantuję nikomu, że będzie to lektura zawsze jednakowo przyjemna, bo gładki i lekki styl zwodzi niosąc szokujące nieraz treści. Przyroda i architektura, jeśli w ogóle pisarza kiedykolwiek interesowała, to tylko w takim zakresie w jakim dawał się dostrzec jej związek z żyjącymi wkoło ludźmi. Kapuścińskiego nie zajmuje to co powierzchowne i statyczne. Wyjeżdża tam, gdzie coś się dzieje i od razu przystępuje do rozplątywania pogmatwanych ludzkich historii. Nie składa hołdu cywilizacji ani rodzajowi ludzkiemu. W Trzecim Świecie nie brakuje nędzy, chorób i okrucieństw władzy, więc nic dziwnego, że książki Kapuścińskiego opowiadając – oskarżają. Wrażenie to pogłębia wspólna im wszystkim cecha: w różnym stopniu, ale zawsze, oddalają się od formuły suchego, relacjonującego reportażu. Pisarz rezerwuje sobie prawo do obszernego komentarza, ujawniania emocji i stawania po stronie słabszych. I patrzenia na świat ich oczami, co daje prawdziwą siłę tej prozie.
I tym razem temat jest poważny – chodzi o tragiczne dzieje Iranu w XX w., ukazane z perspektywy jednej z największych w świecie islamu rewolucji z 1979 roku. Uprzedzam – mocna rzecz. Nie do poduszki.
długa historia strachu
Savak porywał ludzi z ulicy i bestialsko torturował, w każdym widząc zagrożenie dla panującego porządku. Terenowa struktura Savaku była rozproszona. Wynajmowano pod fikcyjnym szyldem niepozorne budynki w dzielnicach miast, stąd miejsce pobytu więźnia-ofiary było nieznane nawet rodzinie. Mogło nim być dowolne z sześciu tysięcy więzień lub jedna z niezliczonej liczby katowni, urządzonych gdziekolwiek – np. w jakimś lochu nawet w centrum miasta. Więzień (mężczyzna, kobieta, dziecko) nierzadko w śledztwie tracił życie. Gdy przeżył, okaleczony psychicznie i fizycznie, swoim wyglądem i tym, co opowiedział stanowił przestrogę, dowód siły systemu i bezkarności aparatu represji. O ile ból i strach nie pomieszały mu zmysłów.
Czegoś takiego nie zaznaliśmy na szczęście my – na zachód od byłego ZSRR, gdzie władza na ogół dbała o pozory praworządności. Iran jednak nie był państwem komunistycznym czy socjalistycznym, a po II Wojnie Światowej Związek Radziecki słabo się nim interesował. W wyrywaniu komunistycznych chwastów (głównie urojonych) pomagały szachowi Stany Zjednoczone. Podobnie jak kilku jeszcze innym reżimom (np. w Afryce). Dzięki temu Iran stawał się politycznie przewidywalny, a CIA mogła przejść do kwestii praktycznych, polegających na profesjonalnym szkoleniu oprawców Savaku (zobacz np. scientific methods to prevent unwanted deaths).
Wielki polityczny protektor przymykał oczy na łamanie praw człowieka w świetle zabezpieczenia swoich interesów w strategicznym militarnie i gospodarczo rejonie świata. Nie byłyby one bezpieczne, gdyby kraje takie jak Iran znalazły się w strefie wpływów sowieckich. (Taki sam protektorat, nawiasem mówiąc, starano się roztoczyć nad Irakiem, lecz tam natrafiono na problemy z wdzięcznością i lojalnością Saddama Husajna). (2)
Naród irański oprócz irackiego zagrożenia zewnętrzego miał powody czuć się zagrożonym wewnętrznie. Nie tylko przez brutalne służby bezpieczeństwa. Dynastia szachów zapatrzona była w Zachód, skąd sprowadzała technologię i bezkrytycznie czerpała wzorce próbując przeszczepić obcy muzułmanom konsumpcyjny styl życia. Dla przywiązanych do tradycji, w większości niepiśmiennych wieśniaków, cele rządzącej dynastii były zupełnie niezrozumiałe.
Ekspansja zakupionej technologii w czasach białej rewolucji szacha powodowała marginalizację milionów – jeśli nie wszystkich – niewykształconych i pozbawionych szansy na zdobycie wykształcenia Irańczyków. Miliardy dolarów ze sprzedaży ropy nie poprawiały warunków życia ludu żyjącego w ubóstwie, zwłaszcza na wsi. Fortunę utopiono na dozbrajaniu armii irańskiej w sprzęt, którego nikt nie umiał obsługiwać i w niedostosowany do społecznych, gospodarczych, a nawet klimatycznych warunków przemysł. Z braku własnej kadry technicznej szach posiłkował się rzeszą wysoko opłacanych zachodnich specjalistów, których pensje przekraczały nie tylko irańskie, ale nawet zachodnie standardy i nie mieściły się w głowach ubogich obywateli.
Nieprzemyślane, kosztowne inwestycje realizowano w atmosferze korupcji i marnotrawstwa o skali trudnej do wyobrażenia. Najszybciej rosły pałacowe i ministerialne fortuny. O skali korupcji świadczy fakt, że pomimo sprzedaży czarnego złota, które samo wypływało na powierzchnię, wzrastało zadłużenie kraju.
Przy tym całym szaleńczym tempie rozwoju, szach zapomniał o szarym człowieku. To prawie niewiarygodne, ale na pustynnych terenach nie wykopano prawdopodobnie żadnej studni! Nie zbudowano jednej wiejskiej szkoły. Nie powstały tak potrzebne dla transportu i rozwoju gospodarki drogi. Nie zakupiono autobusów, by mieszkańcy miast mogli dojechać do pracy. A przy tym cały czas Savak pilnował jednomyślności narodu. Głos sprzeciwu, głos, w którym świat mógłby usłyszeć (gdyby nie był tak pochłonięty robieniem interesów) skargę i urażoną dumę – ten głos więzł w gardle i nikt go nie słyszał (s. 68):
A obok tych znamienitych […] lordów światowego kapitału ciągną do Iranu całe ławice płotek, drobnych spekulantów i kanciarzy, speców od złota i drogich kamieni, od dyskotek i strip-tease’u, od opium, od barów, od strzyżenia brzytwą i wchodzenia na falę, ciągną tacy, co potrafią zrobić perską wersję Playboya, tacy, którzy urządzą show w stylu Las Vegas, i ci, którzy rozkręcą ruletkę lepszą niż w Monte Carlo. […] Tym, którzy teraz drzwiami i oknami walą do Iranu, gdzieś jeszcze na europejskich lotniskach jacyś zakapturzeni studenci próbują wcisnąć zwinięte ulotki o tym, że w ich kraju ludzie umierają od tortur, że nie można ustalić, czy żyje wielu z tych, którzy zostali porwani przez Savak, ale co to kogo obchodzi, kiedy nadarza się okazja, żeby naładować swoje kieszenie, tym bardziej że wszystko odbywa się pod wzniosłym hasłem budowania Wielkiej Cywilizacji ogłoszonym przez szacha.
Kapuściński ironizując, czyni książkę lżejszą w odbiorze. Dla mnie ważne jest, że od strony językowej nie ma tu żadnych eksperymentów. Czytelnik nie uświadczy w niej archaizmów czy zabaw składnią, obecnych we wcześniejszym, nieco groteskowym stylistycznie Cesarzu. Oprócz porcji poruszających do głębi faktów mamy okazję wniknąć w umysł Irańczyka, dla którego historia jest równie ważna co współczesność, codzienna modlitwa obowiązkiem, Koran prawem a kapłan autorytetem.
Szachinszach ukazał się w roku 1982, kiedy na froncie iracko-irańskim ginęły po obu stronach tysiące. (3) Iran bronił się pod charyzmatycznym przywództwem Sajjida Ruh Allaha Chomejniego, który jeszcze do niedawna skrywał się przed represjami w… Iraku. Kilkuletni w tamtych czasach cykl wydawniczy sprowodował prawdopodobnie, że o wojnie w książce nie ma ani słowa. W końcówce wyczuwa się jednak, że przyszłość jest niepewna. Rewolucyjne emocje już ostygły i właściwie nie wiadomo, co robić dalej. Czytamy o symptomach wskazujących na marnowanie się, wyczerpywanie potencjału jaki w ludziach wyzwoliło obalenie znienawidzonej władzy. Kapuściński odmalowuje nieudolność organizacyjną rewolucjonistów, która nie zapowiada rychłego końca nieszczęść. Jakby jakaś klątwa wisiała nad umęczonym krajem, skazanym na skrajności: albo krwawą dyktaturę, albo rządy izolujących naród od świata fanatyków religijnych. W obu przypadkach świat reaguje z reguły za późno i nieadekwatnie.
o rozczarowaniu
Książka jest także (dla mnie przede wszystkim) o tym, jak nieumiejętna (każda?) interwencja z zewnątrz przynosi więcej szkody niż pożytku. To opowieść i o tym, jak rewolucja – która początkowo niesie ogromny ładunek nadziei na poprawę życia – zamienia się w bierność i nieudolność. Jak staje się narzędziem odwetu, jak pomnaża rozczarowanie i biedę. Także rozczarowanie bogatego świata, który po raz n-ty przekonuje się, że coś mu umknęło, że być może opowiedział się po niewłaściwej stronie i na lata zaprzepaścił szansę na cywilizacyjny dialog. Jakkolwiek patetycznie to brzmi.
To nie jedyna książka Kapuścińskiego zdająca się sugerować, iż z zewnątrz, stosując tylko kryteria zysku i politycznej dominacji nie dane jest określić tej właściwej strony. Dzieli nas od nich inna historia, kultura, mentalność i religia. Łączy wiele i niewiele zarazem: umiłowanie pokoju (z wyłączeniem wojskowych i polityków). Nam, zwykłym ludziom, na pewno drogi jest pokój. Jeśli nie starcza wyobraźni posłuchajmy tych, co wojny już doświadczyli.
Kapuściński razem z innymi czołowymi intelektualistami jest przekonany o unikalności i nieprzenośności systemu demokratycznego na grunt cywilizacji o nieeuropejskich korzeniach. Zwłaszcza siłą. Nawet związany nieodzownie z przemocą imperializm (narzucający prawo silniejszego i mający niewiele wspólnego z demokracją) poniósł na całym świecie fiasko. Siła rodzi kontr-siłę, tak jak rewolucja – kontrrewolucję. Dowodem tego są właśnie losy opisanej rewolucji irańskiej. Ta po latach (o czym dziś wiemy) przekształciła się w swoje przeciwieństwo. (4). (s. 121):
Azja odrzuci każdy przeszczep z Europy jak obce ciało. Europejczycy mogą się oburzać, ale niewiele to zmieni. W Europie epoki zmieniają się, nowa wypiera poprzednią, co jakiś czas ziemia oczyszcza się z przeszłości, człowiekowi z naszego stulecia trudno zrozumieć jego przodków. Tutaj jest inaczej, tu przeszłość jest równie żywotna jak teraźniejszość, nieobliczalny i okrutny wiek kamienia łupanego współistnieje z chłodnym, wyrachowanym wiekiem elektroniki, żyją one w tym samym człowieku, który jest w równym stopniu potomkiem Dżyngis-chana co uczniem Edisona, o ile, oczywiście, ze światem Edisona w ogóle kiedyś się zetknął.
Tzw. demokracja w społeczeństwach wielokulturowych i wielonarodowościowych Trzeciego Świata pozostanie więc mrzonką – co już parokrotnie podkreślał Kapuściński w wywiadach. Tam hasła budowania demokracji powodują chęć oderwania się i tworzenia odrębnych państwowości, a to nieodmiennie kończy się następną dyktaturą i… terytorialno-religijna odrębność zostaje zachowana
Ameryce, wielkiemu krajowi o krótkiej historii, zbudowanemu rękami europejskich imigrantów (trudami nowego życia uwolnionych od historycznego myślenia i wyzbytych sentymentu do starego kontynentu), z każdą kolejną prezydenturą zdarza się natrafiać na zastanawiające trudności w forsowaniu własnej wizji świata. Szczególnie w takich miejscach jak Iran, gdzie dwa i pół tysiąca lat historii tkwi w świadomości dumnych, choć często niepiśmiennych obywateli. Dawna Persja jest jedną z najstarszych (obok greckiej) cywilizacji. Nazwa Iran obowiązuje dopiero od lat trzydziestych XX w., a wprowadzona została dla symbolicznego zerwania z kolonialną przeszłością.
20 lat rządów Chomejniego i jego kontynuatorów ortodoksyjnej religijnie linii (jej początek wyznacza akcja Szachinszacha) doprowadziły Iran do ściany. Bez względu na to czy i w jakim stopniu świat wielkich interesów i wielkiej polityki wmiesza się w sprawy Iranu, ci co mają za sobą lekturę Szachinszacha zrozumieją więcej i więcej wyłowią z informacyjnego bełkotu, jaki fundują nam media. Bo każde wydarzenie ma swoje źródło i dopiero w szerszej, historycznej perspektywie można sobie wyrobić jakiś osąd. Tej prostej prawdy uczy i na to pozwala Szachinszach.
krótka historia wolności
Na tym mógłbym zakończyć, ale chcę jeszcze oddać spawiedliwość irańskiemu społeczeństwu, które miało swoje dobre chwile, zasługujące na pamięć nie mniej niż zbrodnie proamerykańskiego reżimu. Kapuściński ciekawie streszcza krótką przygodę z wolnością, jakiej zaznali Irańczycy pod rządami swojego premiera Mohammeda Mossadegha, który odważył się znacjonalizować ropę (jedyne obok perskich dywanów narodowe dobro). Nacjonalizacja była zarazem manifestacją suwerenności kraju, przez dziesięciolecia wyzyskiwanego i zależnego od obcych rządów. Ten odważny krok wzmógł jednak wobec niego podejrzenia o sympatyzowanie komunistom. Podejrzenia bezpodstawne, gdyż jako zwolennik pluralizmu tolerował on po prostu wszystkie partie, w tym także socjalizującą partię Tudeh. Poniżej przytaczam słowa Ryszarda Kapuścińskiego (ze strony 31. i następnych), zaliczające się do najwymowniejszych i najlepszych fragmentów Szachinszacha. Przepisuję je ręcznie przez szacunek do prawdy, nie za często przemawiającej przez literaturę:
Doktor opuszcza parlament niesiony na ramionach rozradowanego tłumu. Jest uśmiechnięty, prawa ręka wyciągnięta w górę pozdrawia ludzi. Trzy dni wcześniej, 28 kwietnia 1951, został premierem, a dzisiaj parlament uchwalił jego projekt ustawy o nacjonalizacji ropy naftowej. Największy skarb Iranu stał się własnością narodu. Musimy wczuć się w atmosferę tamtej epoki, gdyż świat od tego czasu bardzo się zmienił. […] Własność kolonialna była naprawdę wartością świętą, była niedotykalnym tabu. Ale owego dnia, którego podniosły nastrój odbija się na wszystkich twarzach widocznych na fotografii, Irańczycy jeszcze nie wiedzą, że popełnili zbrodnię i że będą musieli odcierpieć dotkliwą karę. Na razie cały Teheran przeżywa godziny radości, przeżywa wielki dzień oczyszczenia z obcej i nienawistnej przeszłości. Nafta jest naszą krwią! skandują szalejące tłumy, nafta jest naszą wolnością! Klimat miasta udziela się także pałacowi i szach składa swój podpis pod aktem nacjonalizacji. Jest to moment zbratania się wszystkich, rzadka chwila, która szybko stanie się wspomnieniem, bo zgoda w rodzinie narodowej nie będzie trwać długo. Stosunki między Mossadeghem a obu szachami Pahlavi (ojcem i synem) nigdy nie układały się dobrze. Mossadegh był człowiekiem francuskiej formacji myślowej, był liberałem i demokratą, wierzył w takie instytucje jak parlament i wolna prasa i ubolewał nad stanem zależności, w jakim znajdowała się jego ojczyzna. […] Młody szach jest człowiekiem, którego w tamtym okresie bardziej interesują zabawy i sport niż polityka, istnieje więc możliwość stworzenia w Iranie demokracji i zdobycia dla kraju pełnej niezależności. Siły Mossadegha są tak duże, a jego hasła tak popularne, że szach jest odsunięty na ubocze. […] u boku Mossadegha stoi w tym czasie postać o najwyższym autorytecie – ajatollach Kashani, a to oznacza, że stary doktor ma za sobą cały naród. […]
Dwa lata rządów doktora Mossadegha dobiegły końca. […] załamany jest do tego stopnia, że ci, którzy go widzieli w owych dniach, zwrócili uwagę na łzy w jego oczach. […] Wyrugował Anglików z pól naftowych głosząc, że każdy kraj ma prawo do własnych bogactw, ale zapomniał, że siła stoi przed prawem. Zachód ogłosił blokadę Iranu i bojkot irańskiej nafty […] Iran, który poza naftą nie ma wiele do sprzedania, stanął na skraju bankructwa.
Kapuściński powołuje się dalej na wydaną w Londynie książkę dwóch amerykańskich reporterów, odsłaniającą kulisy sprawy – oto krótki jej fragment (s. 38):
Nie ma żadnej wątpliwości, że CIA zorganizowała i kierowała przewrotem […] Ale niewielu Amerykanów wie, że na czele przewrotu stał agent CIA, który był wnukiem prezydenta Theodore’a Roosevelta […] Decyzja o obaleniu Mossadegha została podjęta wspólnie przez rząd brytyjski i amerykański […] Szach powrócił z zesłania. Mossadegh poszedł do więzienia. Przywódcy Tudeh zostali wymordowani.
Po szczegóły przewrotu odsyłam do książki. Zdradzę tylko, że zorganizowano manifestację poparcia dla szacha i doszło do starcia jej opłaconych uczestników z przeciwnikami powrotu szacha, po czym wojsko krwawo stłumiło zamieszki. Szach został wsadzony na tron, by na długie lata objąć rządy absolutne. Jeden z generałów, który dokonał masakry, awansował na dowódcę Savaku, a te szybko zapisały się najokrutniejszymi ze zbrodni. (5)
Tak zmarnowano niepowtarzalną dla całych pokoleń szansę na odmianę losu Irańczyków. Trudny do wyobrażenia terror policyjny zepchnął ich do meczetów (w samym Teheranie było ich przeszło tysiąc!) będących jedynymi miejscami, gdzie panowała jeszcze wolność wypowiedzi. Szach, zabiegający o popularność, manifestował swoją pobożność i nie przesadzał z prześladowaniami duchownych. Mimo to kilku jawnie mu przeciwnych poniosło męczeńską śmierć (s. 94):
Nie wszyscy, którzy tu przychodzą, są gorliwymi muzułmanami, nie wszystkich sprowadza nagły przypływ pobożności; przychodzą, ponieważ chcą odetchnąć, chcą poczuć się ludźmi. Na terenie meczetu nawet Savak ma ograniczone pole działania. Co prawda aresztują i torturują wielu kapłanów, tych, którzy otwarcie potępiają nadużycia władzy. Ginie w torturach ajatollach Saidi. Umarł w czasie przypalania go na elektrycznym stole. Ajatollach Azarshari umiera w kilka chwil potem, kiedy Savakowcy zanurzają go w kotle z wrzącym olejem. Ajatollach Teleghani wyjdzie z więzienia, ale już tak zmaltretowany, że będzie żyć krótko […] Wszystko to dzieje się w latach siedemdziesiątych naszego stulecia.
wnieść światło
Lud zjednoczył się przeciw władzy wokół ajatollachów, swych duchowych i religijnych przywódców. Ci, dobrze zorganizowani (6) przejęli po rewolucji władzę. Iran stał się państwem wyznaniowym a szyizm religią państwową, co nie przyniosło oczekiwanej wolności. Oddajmy po raz ostatni głos mistrzowi literackiego reportażu (s. 161):
Wśród moich przyjaciół panowało przygnębienie. Mówili, że nadciąga kataklizm. Jak zawsze, kiedy zbliżały się ciężkie czasy, oni, inteligentni, tracili siły i wiarę. Poruszali się w gęstym mroku, nie wiedzieli, w którą skierować się stronę. Byli pełni lęku i frustracji. Oni, którzy kiedyś nie opuścili żadnej manifestacji, teraz zaczęli bać się tłumu. Szach jeździł po świecie, czasem w gazetach pojawiała się jego twarz, coraz bardziej wychudła. Do końca myślał, że wróci do kraju. Nie wrócił, ale wiele z tego, co zrobił – pozostało. Despota odchodzi, ale wraz z jego odejściem żadna dyktatura nie kończy się całkowicie. Warunkiem istnienia dyktatury jest ciemnota tłumu, dlatego dyktatorzy bardzo o nią dbają, zawsze ją kultywują. I trzeba całych pokoleń, aby to zmienić, aby wnieść światło.
Choć Iran nadal dotknięty jest analfabetyzmem blisko 1/3 społeczeństwa (na ogólną liczbę prawie 70 mln ludności), ta oświecona większość (7) ma szansę coś zmienić. Zwłaszcza los kobiet, które powinny stanowić silniejszy elektorat, jest nie do pozazdroszczenia. Prawnie usankcjonowana zdolność do zamążpójścia w wieku dziewięciu (!) lat dla dziewczynek (przy piętnastu dla chłopców) jest tego wystarczającym (choć nie jedynym) przykładem. M. Ruthven, wykładowca religioznawstwa porównawczego, tak tłumaczy w swojej książce tę niską (w porównaniu z progiem 18 lat dla obu płci przed 1979 r.) granicę wieku:
Obniżenie wieku zdolności do małżeństwa jest ewidentnie spowodowane pragnieniem wzmocnienia patriarchalnej pozycji rodziny […] Feministki muzułmańskie twierdzą, że to nie islam jako taki, lecz jego zachowawcza męska interpretacja doprowadziła do rozwoju patriarchalnych stosunków społecznych […] Argument, że kobieta zeznająca w sprawach dotyczących interesów może potrzebować pomocy któregoś z przyjaciół, mógł mieć sens w czasach przednowożytnych, kiedy większość kobiet była niepiśmienna, lecz zgodnie z zasadami koranicznymi, świadectwo wykształconej kobiety jest także i dziś warte jedynie połowę tego, co świadectwo niepiśmiennego mężczyzny (s. 130).
Zawstydzający, niezmierzony analfabetyzm gorszej połowy świata, tych dzieci gorszego Boga, to gwarancja utrzymywania się przy władzy tyranów i fanatyków. Ci ostatni zniekształcają pokojowe przesłanie wszystkich dużych religii, z islamem włącznie. Im więcej ludzi zajrzy do książek, tym większa nadzieja, że nauczą się współpracy i budowania między kulturami mostów. Zamiast je palić. Nie wiem niestety, czy cokolwiek z Kapuścińskiego zostało przetłumaczone na farsi (perski), a jeśli nawet, to pozostaje jeszcze panująca w Iranie cenzura (nie tylko obyczajowa).
Cywilizacja zachodnia dała już zasmucające dowody, że nie potrafi odnosić się do islamu bez uprzedzeń. Sądzę jednak że nikt, kto przeczytał Szachinszacha, nie pozostanie zamknięty tylko we własnym świecie.
:::
Przyszła mi do głowy i taka refleksja: o naszych prywatnych kłopotach powinniśmy myśleć globalnie, przykładając do nich taką wagę, na jaką zasługują – czyli w sumie niewielką. Przyznam, że to komfortowe uczucie: żyć w środkowej Europie ze świadomością braku (na ogół) takich niewygód jak tortury, krwawe rewolucje czy głód. Niech tą recenzją będzie mi wolno spłacić losowi ten dług wdzięczności.
Po 2. latach całość nadal zdumiewająco aktualna!
– przepisałem tylko dobne fragmenty…
- 1: Refleksja przychodzi spóźniona: co zrobić ze zdobytym całkiem sporym krajem (o powierzchni i liczbie ludności podobnym do naszego)? Poza ropą naftową jest tam kilkadziesiąt milionów ludzi. Irak, podobnie jak Iran, nie ma tradycji demokratycznych. Wyzwolicielskie wojska nowej Koalicji mają za to narastające trudności z przeciwdziałaniem zamachom i opanowaniem grabieży, tracąc w sondażach poparcie międzynarodowej opinii publicznej. Akurat o to nie można mieć wielkich pretensji, bo ta opinia dostrzega tylko to, co pokazują politycznie poprawne stacje TV.
Oto, co jeden ze znanych badaczy mediów, współpracownik Marshalla McLuhana, miał na ten temat do powiedzenia w kontekście poprzedniej wojny w Zatoce:Telewizja nie ryzykuje konfliktu z moralnością publiczną. Kiedy podnosi się kontrowersyjną kwestię, taką jak na przykład pytanie, czy przeciwstawić się decyzji rządu, północnoamerykańskie i europejskie stacje telewizyjne wydają się być wyposażone w swego rodzaju automatyczny system standaryzacji i autocenzury. Wiadomości na jednym kanale są często identyczne, wydarzenie po wydarzeniu, z tym, co mówi się na kanale innym. Podczas wojny w Zatoce Perskiej telewizja wpływała na opinie i była arbitrem publicznej moralności, powodując tym samym, że odsetek osób popierających wojnę w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie i Europie wzrósł z początkowych 55% do 85%.
Derrick de Kerckhove The Skin of Culture (s. 201) ^ - 2: Nie tylko naród Iranu ma swoją tragiczną historię wartą opowiedzenia… Myślę tu o Iraku, który po wieloletniej, wyniszczającej wojnie z Iranem (zob. następny przypis), nie zakończonej niczym wartym jej prowadzenia, zachęcony okazywaną wcześniej pomocą Stanów zdecydował się na głośną aneksję małego Kuwejtu w roku 1990. Notowania Husajna za oceanem jednak już spadały i zabrakło przyzwolenia na kolejne polityczne awanturnictwo. Wojska koalicji antyirackiej łatwo odbiły szyby naftowe Kuwejtu i pogoniły po pustyni armię iracką w głąb kraju. Pod koniec zwycięskiej ofensywy o kryptonimie Pustynna Burza postanowiono nieoczekiwanie oszczędzić niedawnego sojusznika. Choć droga do Bagdadu stała otworem – pozostał nie zdobyty. Wtedy w stolicy ujawniła się opozycja. Ośmieleni klęską armii dyktatora ludzie wyszli na ulice. Przeliczyli się, nie uzyskując wsparcia ze strony Waszyngtonu zajętego świętowaniem i nagłaśnianiem wątpliwego (z dzisiejszej perspektywy) zwycięstwa. Cały ten spontaniczny zryw poniósł klęskę. Ci co nie zginęli na ulicach, wykrwawili się powoli w więzieniach. Ponad 200 tysięcy istnień. Reżim Husajna umocnił się mimo przegranej wojny, przy braku reakcji świata.
Polacy mogą to sobie doskonale wyobrazić jeśli wspomną Powstanie Warszawskie, które pozbawione zewnętrznej pomocy także poniosło klęskę.
Minęło kilkanaście lat od tamtych wydarzeń. Teraz, po kolejnej zwycięskiej ofensywie nowej Koalicji z udziałem Polski, zakończonej tym razem zajęciem Bagdadu, nie ma już w Iraku opozycji zdolnej przejąć władzę. Oczywiście poza szyickim klerem. A to przypomina mi właśnie przedrewolucyjny Iran… ^ - 3: Największy i najdłuższy konflikt zbrojny lat 1980-1988 (i w ogóle drugiej połowy XX wieku) – Irak kontra czterokrotnie większy Iran – pochłonął z górą milion istnień. Wojna miała charakter pozycyjny i nie zakończyła się żadnym spektakularnym sukcesem żadnej ze stron. Łacińska reszta świata jak zwykle miała swoje małe problemy i zmarginalizowała go. To samo można powiedzieć o skali konfliktu, trudnej początkowo do przewidzenia, nieporównanie większej od dużo głośniejszej inwazji Iraku na Kuwejt (zob. poprzedni przypis). Warto pamiętać, że agresorem był Irak, popierany i dozbrajany przez USA. Wojnę toczono przeciwko przywódcom szyickiej rewolucji, która obaliła zbrodniczą dynastię Pahlawich.
Nie wolno zapomnieć, że Husajn walczył nie tylko z Iranem, ale szukał sobie także wrogów wewnętrznych. W połowie lat 80. dokonał prawdziwej eksterminacji narodowości kurdyjskiej. Rządząca partia Husajna Baas była zdominowana przez sunnitów (podobnie zresztą jak w Iranie), co dodatkowo tłumaczyło jej wrogość do… własnego, w połowie szyickiego narodu. Iran był szyicki w ponad 80. procentach. ^ - 4: Uwaga odnosząca się do niedawnych (rok 2003), wstrząsających przypadków samobójstw (przez samopodpalenie) Irańczyków na ulicach europejskich stolic: wydaje się, że społeczeństwo Iranu na progu XXI w. dojrzało do kolejnej rewolucji. Niestety media zawodzą, bo nie dowiadujemy się tak naprawdę niczego. W kilkudziesięciosekundowych relacjach widać tylko żywe pochodnie i płacz przypadkowych świadków. Komentarz jeśli jest – nie wystarcza. Iran zasługuje na coś więcej. Czy znajdzie się ktoś na miarę Kapuścińskiego, kto po prawie ćwierćwieczu opisze podłoże tych tragedii? ^
- 5: Na anglojęzycznych stronach w Internecie można spotkać wzmianki o ówczesnych, alarmujących raportach Amnesty International, wskazujących na ponadprzeciętną umieralność więźniów irańskich. Można chyba powiedzieć, że nad Iranem po przewrocie wojskowym w 1953 zapadła trwająca pół wieku noc, bo choć szacha od dawna już nie ma – obyczaj więzienia przeciwników politycznych okazał się trwały (przetrwał przez całe lata 90.). ^
- 6: Autorytet szyickich duchownych jest wspierany sporym majątkiem, którym dysponują jako zarządcy licznych świątyń szyickich, pobierający podatki religijne, takie jak zakat i chums. Duchowni wchodzą także w skład korporacji, które są właścicielami terenów miejskich i wiejskich (na przykład do fundacji religijnej zarządzanej przez kler należy ponad połowa Maszhadu, wielkiego ośrodka we wschodniej części Iranu, liczącego przeszło milion mieszkańców). Do 1979 roku duchowni byli siłą, która często wypowiadała posłuszeństwo państwu.
Malise Ruthven ISLAM (s. 85) ^ - 7: Za czasów Szacha analfabetyzm dzielił społeczeństwo Iranu na pół. Rozwój szkolnictwa w Republice Irańskiej (po 1979) zmienił tę proporcję. Daje to jakąś nadzieję na osłabienie teokratycznej władzy. Sprawujący już drugą kadencję urząd prezydenta, pragmatyczny Muhammad Chatami, po raz pierwszy wybrany (jak mówiono) głosami kobiet w 1997 r., nie jest w stanie sam przeciwstawić się faktycznym rządom meczetów.
W Azji Środkowej po upadku Związku Radzieckiego powszechnie odrzucono wariant islamski pomimo odrodzenia aktywności islamskiej w szkołach i na uczelniach, a rosyjskie manipulacje doprowadziły do powrotu starej komunistycznej nomenklatury, działającej obecnie pod szyldem nacjonalizmu. W społecznościach, w których umiejętność czytania jest powszechna, nie ma warunków do powstania islamskiej formy rządów.
Malise Ruthven ISLAM (s. 154) ^
Bibliografia:
- Malise Ruthven: ISLAM
Oxford University Press 1997, Prószyński i S-ka 1998 - Derrick de Kerckhove: Powłoka kultury [The Skin of Culture]
Somerville House Books Limited 1995, Mikom 1996