Historia pierwszego zamachu stanu w Nigerii

Autor: Ryszard Kapuściński
źródło: www.gazeta.pl
data publikacji: 1998-04-02
——————————————————————–

Tuż przed północą przemawia przez radio nowy szef państwa. Mówi, że wojsko „zgodziło się objąć władzę”, że konstytucja i rząd zostają zawieszone. W Nigerii będzie przywrócone prawo i porządek.

Z notatnika, tak jak zapisałem w Lagos w 1966 r.: W sobotę 15 stycznia armia dokonała w Nigerii zamachu stanu. O godzinie 1.00 w nocy we wszystkich jednostkach wojskowych na terenie kraju zarządzono alarm. Wyznaczone oddziały przystąpiły do wykonania swoich zadań. Trudność z przeprowadzeniem skutecznego zamachu stanu polegała na tym, że musiał on być dokonany w pięciu miastach jednocześnie: w Lagos, które jest stolicą federacji, oraz w stolicach czterech regionów Nigerii – w Ibadanie (Nigeria Zachodnia), w Kadunie (Nigeria Północna), w Beninie (Nigeria Środkowo-Zachodnia) i Enugu (Nigeria Wschodnia). W kraju o powierzchni trzykrotnie większej niż Polska, zamieszkanym przez 56 milionów ludzi, zamachu dokonała armia licząca zaledwie osiem tysięcy żołnierzy.

Sobota, godzina 2.00 w nocy

Lagos: patrole wojska (żołnierze w hełmach, w mundurach polowych, z automatami) zajmują lotnisko, radiostację, centralę telefoniczną i pocztę. Na polecenie wojska elektrownia wyłącza światło w dzielnicach afrykańskich. Miasto śpi, ulice są puste. Sobotnia noc jest bardzo ciemna, gorąca i duszna. Przy King George V Street zatrzymuje się kilka jeepów. Jest to mała uliczka na końcu wyspy Lagos (od której nazwę bierze całe miasto). Po jednej stronie znajduje się stadion. Po drugiej – stoją dwie wille. Jedna to rezydencja premiera federacji, sir Abubakara Tafawy Balewy. W drugiej mieszka minister finansów, chief Festus Okotie-Eboh. Wojsko otacza obie wille. Grupa oficerów wchodzi do rezydencji premiera, budzi go i wyprowadza ze sobą. Druga grupa aresztuje ministra finansów. Samochody odjeżdżają. W kilka godzin później oficjalny komunikat rządu poda, że premiera i jego ministra „uprowadzono w nieznanym kierunku”. Dalsze losy Balewy są dziś nieznane. Mówi się, że przebywa uwięziony w koszarach. Wielu twierdzi, że został zabity. Ludzie utrzymują, że Okotie-Eboh również został zabity. Powtarzają, że nie był zastrzelony, ale „zakatrupiony na śmierć”. Wersja ta może nie tyle odpowiada faktom, ile wyraża stosunek opinii do tego człowieka. Był to typ skrajnie antypatyczny, brutalny, żarłoczny. Monstrualnie olbrzymi, ociężały, zapasiony. Dorobił się na korupcji nieopisanej fortuny. Do ludzi odnosił się z najwyższą pogardą. Balewa to jego przeciwieństwo – sympatyczny, skromny, spokojny. Wysoki, szczupły, niemal ascetyczny, muzułmanin.

Wojsko zajmuje port i otacza parlament. Patrole krążą ulicami uśpionego miasta.

Jest 3.00 w nocy

Kaduna: na przedmieściu stolicy Nigerii Północnej stoi otoczona murem piętrowa rezydencja premiera tego regionu Ahmadu Bello. W Nigerii tytularnym szefem państwa jest dr Nnamdi Azikiwe. Szefem rządu – Tafawa Balewa. Ale rzeczywistym władcą kraju jest właśnie Ahmadu Bello. Przez całą sobotę Bello przyjmuje wizyty. Ostatnią, o godzinie 19.00, składa mu grupa Fulani. W sześć godzin później, w zaroślach naprzeciw rezydencji, grupa oficerów ustawia dwa moździerze. Dowódcą tej grupy jest major Chukuma Nzeogwu. O trzeciej z moździerza pada strzał. Pocisk rozrywa się na dachu rezydencji. Wybucha pożar. Jest to sygnał do ataku. Oficerowie szturmują najpierw wartownię pałacu. Dwóch z nich ginie w walce z ochroną premiera, pozostali dostają się do płonącego pałacu. Na korytarzu spotykają Ahmadu Bello, który wybiegł z sypialni. Bello pada od kuli, która ugodziła go w skroń.

Miasto śpi, ulice są puste.

Jest 3.00 w nocy

Ibadan: pałac premiera Nigerii Zachodniej chiefa Samuela Akintoli stoi na jednym z łagodnych wzgórz, na którym rozłożone jest to parterowe miasto-wieś, „największa wieś świata”, liczące półtora miliona mieszkańców. Od trzech miesięcy w tym regionie toczą się krwawe walki, w mieście obowiązuje godzina policyjna, pałac Akintoli jest silnie chroniony. Wojsko zaczyna szturm, wywiązuje się strzelanina, a potem walka wręcz. Grupa oficerów wdziera się do pałacu. Akintola ginie na werandzie trafiony trzynastoma kulami.

Jest 3.00 w nocy

Benin: wojsko zajmuje radiostację, pocztę i inne ważne obiekty. Obsadza wyloty miasta. Grupa oficerów rozbraja policjantów chroniących rezydencję premiera regionu chiefa Denisa Osadebaya. Nie pada ani jeden strzał. Czasem przejedzie ulicą zielony jeep z kilkoma żołnierzami.

Jest 3.00 w nocy

Enugu: rezydencja premiera Nigerii Wschodniej dr. Michaela Okpary zostaje otoczona w ciszy i w sposób dyskretny. Wewnątrz, poza premierem, śpi jego gość prezydent Cypru arcybiskup Makarios. Dowódca zamachowców zapewnia obu dostojnikom swobodę poruszania się. W Enugu rewolucja jest uprzejma. Inne grupy wojska obsadzają radiostację, pocztę i zamykają wyloty miasta, które śpi.

Zamach został przeprowadzony w pięciu miastach Nigerii jednocześnie i skutecznie. W ciągu kilku godzin mała armia stała się faktycznym władcą tego ogromnego kraju – mocarstwa Afryki. W ciągu jednej nocy śmierć, areszt albo ucieczka do buszu zakończyła setki karier politycznych.

Sobota – rano, południe i wieczór

Lagos budzi się, nic o niczym nie wiedząc. Zaczyna się normalny dzień miasta – sklepy są otwarte, ludzie idą do pracy. W samym śródmieściu wojska nie widać. Ale na poczcie mówią nam, że łączność ze światem jest przerwana. Nie można nadawać depesz. Po mieście zaczynają krążyć pierwsze plotki. Najczęściej – że Balewa aresztowany. Że wojsko dokonało zamachu stanu. Jadę do koszar na Ikoyi (dzielnica Lagos). Z bramy wyjeżdżają jeepami patrole uzbrojone w automaty, w broń maszynową. Naprzeciw bramy zgromadził się już tłum ludzi, nieruchomy, milczący. Kobiety, które żyją z tego, że na ulicy gotują i sprzedają jakieś proste potrawy, rozkładają się tu dymiącym obozowiskiem.

W drugim końcu miasta zbiera się parlament. Przed gmachem dużo wojska. Rewidują nas przy wejściu. Na 312 członków parlamentu przyszło zaledwie 33. Pojawia się tylko jeden minister – R. Okafor. Proponuje, aby odłożyć obrady. Obecni posłowie domagają się wyjaśnień: Co się stało? Co się dzieje? Na to wchodzi na salę patrol – ośmiu żołnierzy, którzy rozpędzają zebranych.

Radio nadaje muzykę. Żadnych komunikatów. Pojechałem do korespondenta AFP Davida Laurella. Obaj jesteśmy bliscy płaczu. Są to dla dziennikarzy chwile pechowe: mają w ręku wiadomości światowej wagi, a nie mogą ich przekazać. Razem wybraliśmy się na lotnisko. Pilnuje go oddział marynarki wojennej. Jest pusto, nie ma pasażerów, nie ma samolotów. W drodze powrotnej zatrzymał nas wojskowy posterunek: nie chcą nas wpuścić do miasta. Zaczyna się długa dyskusja. Żołnierze są uprzejmi, grzeczni, spokojni, przychodzi oficer i pozwala nam jechać. Wracamy przez dzielnice tonące w głębokich ciemnościach: nadal nie ma światła. Tylko handlarki palą przy swoich kramikach świeczki albo lampki oliwne, przez co z daleka ulice wyglądają jak cmentarne aleje w Dniu Święta Zmarłych. Nawet w nocy jest parno i tak duszno, że nie ma czym oddychać.

Niedziela – nowa władza

Nad miastem krążą helikoptery, ale poza tym dzień jest bardzo spokojny. Plan dokonania takiego przewrotu (tych zamachów wojskowych jest coraz więcej) jest zwykle dziełem małej, żyjącej w niedostępnych cywilom koszarach, grupy oficerów. Działają oni w ścisłej tajemnicy. Społeczeństwo dowie się o wszystkim po fakcie, najczęściej zresztą będą to tylko plotki i domysły.

Tym razem sytuacja wyjaśnia się szybko. Tuż przed północą przemawia przez radio nowy szef państwa: generał major John Thomas Aguiyi-Ironsi, czterdziestojednoletni dowódca armii. Mówi, że wojsko „zgodziło się objąć władzę”, że konstytucja i rząd zostają zawieszone. Władzą będzie teraz Najwyższa Rada Wojskowa. W kraju będą przywrócone prawo i porządek.

Poniedziałek – przyczyny zamachu

Na ulicach ogromna radość. Moi nigeryjscy znajomi spotykają mnie, klepią po ramieniu, śmieją się, są w świetnych nastrojach. Idę przez rynek – tłumy tańczą, jakiś chłopak wystukuje rytm na blaszanej beczce. Przed miesiącem byłem świadkiem podobnego coup d’eta w Dahomeju – tam również ulica wiwatowała na cześć armii. Ostatnia seria przewrotów wojskowych jest w Afryce bardzo popularna, wywołuje entuzjazm.

Do Lagos napływają pierwsze rezolucje poparcia i lojalności dla nowej władzy: „Dzień 15 stycznia, mówi rezolucja jednej z tutejszych partii – UPGA (United Progressive Grand Alliance), przejdzie do historii naszej wielkiej republiki jako dzień, w którym po raz pierwszy zdobyliśmy prawdziwą wolność, choć już od pięciu lat Nigeria jest niepodległa. Obłędny pęd naszych polityków do bogacenia się hańbił imię Nigerii za granicą… W naszym kraju wyrosła kasta rządząca, która opierała swoją władzę na sianiu wzajemnej nienawiści, pchaniu brata przeciw bratu, na wykańczaniu wszystkich, którzy byli innego zdania niż oni… Witamy nową władzę tak, jakby była zesłana przez Boga, aby uwolnić naród od czarnych imperialistów, od tyranii i nietolerancji, od oszustw i zgubnych ambicji tych, którzy uważali, że reprezentują Nigerię… Nasza Ojczyzna nie może być miejscem dla wilków politycznych, którzy grabili kraj”.

„Powszechna anarchia i rozczarowanie mas – stwierdza rezolucja organizacji młodzieżowej Zikist Movement – uczyniła ten przewrót koniecznym. W latach niepodległości podstawowe prawa człowieka były przez rząd brutalnie gwałcone. Ludziom odmawiano prawa do życia w wolności i we wzajemnym poszanowaniu. Nie wolno im było mieć własnych opinii. Zorganizowany gangsteryzm polityczny i polityka fałszerstw zamieniły wszelkie wybory w farsę. Zamiast służyć narodowi, politycy zajmowali się rozkradaniem pieniędzy. Rosło bezrobocie i wyzysk, a mała klika stojących u władzy feudalnych faszystów nie znała granic w znęcaniu się nad ludnością”.

Tak w swojej krótkiej, powojennej historii szereg krajów Afryki przeżywa już swój drugi etap. Etap pierwszy to była szybka dekolonizacja, zdobywanie niepodległości. Panował powszechny optymizm, entuzjazm, euforia. Ludzie byli przekonani, że wolność oznacza lepszy dach nad głową, większą miskę ryżu, pierwsze w życiu buty. Że nastąpi cud – rozmnożenie chleba, ryb i wina. Nic takiego nie nastąpiło. Przeciwnie – gwałtownie przybyło ludności, dla której zabrakło jedzenia, szkół i pracy. Szybko miejsce optymizmu zajęły rozczarowanie i pesymizm. Cała gorycz, wściekłość i nienawiść zwróciły się przeciw własnym elitom, które prowadziły politykę szybkiego i zachłannego napychania kiesy. W kraju, w którym nie ma wielkiego prywatnego przemysłu, plantacje należą do cudzoziemców, a banki są własnością obcego kapitału, jedyną drogą zrobienia fortuny jest kariera polityczna.

W sumie – bieda i rozczarowanie tych na dole, chciwość i żarłoczność tych na górze tworzą zatrutą, podminowaną atmosferę, którą wyczuwa wojsko i podając się za obrońcę skrzywdzonych i poniżonych, wychodzi z koszar i sięga po władzę.

Wtorek – tam-tamy wzywają na wojnę

Korespondencja z Nigerii Wschodniej zamieszczona dziś w wychodzącym w Lagos dzienniku „The Daily Telegraph”:

„Enugu. – Kiedy wiadomość o aresztowaniu premiera Nigerii Wschodniej dr. Michaela Okpary dotarła do jego rodzinnego okręgu Bende, we wszystkich okolicznych wioskach – w Ohuku, Ibeke, Igbere, Akyi, Ohafia, Abiriba, Abam i Nkporo – zaczęły bić wojenne tam-tamy, wzywając bojowników plemienia na wojnę. Wojownikom powiedziano, że jacyś ludzie uprowadzili ich rodaka dra Okparę. Z początku wojownicy sądzili, że to dzieło agentów rządzącej koalicji i postanowili rozpocząć wojnę. Wszyscy właściciele oddali swoje wozy do dyspozycji wojowników. W ciągu kilku godzin stolica Nigerii Wschodniej – Enugu – została zajęta przez armię wojowników plemienia uzbrojonych po zęby w miecze, włócznie, łuki i tarcze. Wojownicy śpiewali pieśni wojenne. W całym mieście dudniły tam-tamy. W tym stanie rzeczy wyjaśniono dowódcom kolumn wojowników, że to armia przejęła władzę, a dr. Okpara jest żywy, tyle że przebywa w areszcie domowym. Kiedy wojownicy zrozumieli to, co im powiedziano, wyrazili radość i zaczęli wracać do swoich wiosek”.

Czwartek, 20 stycznia – podróż do Ibadanu

Pojechałem do Nigerii Zachodniej dowiedzieć się, co ludzie mówią o przewrocie. Na rogatkach Lagos żołnierze i policjanci kontrolują samochody i bagaże. Z Lagos do Ibadanu jest 150 kilometrów zielonej drogi, która biegnie między łagodnymi wzgórzami. W ostatnich miesiącach, w czasie wojny domowej, zginęło na tej drodze wielu ludzi. Nigdy nie wiadomo, kogo spotka się za następnym zakrętem. W rowie leżą popalone samochody, najczęściej są to duże limuzyny z rządowymi numerami. Zatrzymałem się przy jednej – ciągle leżą w niej zwęglone kości. Wszystkie miasteczka przy drodze noszą ślady walk. Szkielety spalonych domów albo domy zrównane z ziemią, puste jamy wypatroszonych sklepów, potłuczone meble, ciężarówki wywrócone kołami do góry, zgliszcza. Pusto, ludzie uciekli, rozproszyli się.

Dotarłem do rezydencji Akintoli. Stoi ona na przedmieściu Ibadanu, w willowej, zalesionej dzielnicy ministerialnej, teraz zupełnie wymarłej. Imponujące, luksusowe i kiczowate wille ministrów zdemolowane i puste. Nawet służba gdzieś się wyniosła. Część ministrów zginęła, inni uciekli do Dahomeju. Przed rezydencją Akintoli stoi kilku policjantów. Jeden z nich bierze karabin i idzie pokazać mi rezydencję. Jest to duża, nowa willa. Przy samym wejściu na marmurowej posadzce werandy zakrzepła kałuża krwi. Obok leży jeszcze po-krwawiona galabija. Sterta rozsypanych, podartych listów, oraz dwa potrzaskane plastikowe automaty – zabawki, może wnuków Akintoli. Ściany posiekane kulami, cały dziedziniec pełen szkła, siatki w oknach powycinane przez żołnierzy w czasie zdobywania rezydencji.

Akintola miał 55 lat, był tęgim mężczyzną o szerokiej, barokowo wytatuowanej twarzy. W ostatnich miesiącach nie wychodził już ze swojej rezydencji strzeżonej przez policję – bał się. Pięć lat temu był średnio zamożnym adwokatem. Po roku premierowania miał już miliony. Po prostu przelewał pieniądze z konta rządowego na prywatne. Gdzie się ruszyć, wszędzie stoją jego domy w Lagos, w Ibadanie, w Abeokucie. Miał dwanaście limuzyn, zresztą bezczynnych, tyle że lubił na nie patrzeć, siedząc na balkonie. Jego ministrowie też dorobili się w krótkim czasie. Obracamy się tu w świecie bajecznych fortun zrobionych na polityce, ściślej – na gangsteryzmie politycznym, na rozbijaniu partii, fałszowaniu wyborów, zabijaniu przeciwników, strzelaniu do głodnych tłumów. Trzeba to wszystko zobaczyć na tle przygnębiającej biedy, na tle kraju, którym Akintola rządził – spalonego, opustoszałego, zalanego krwią.

Po południu wróciłem do Lagos.

Sobota, 22 stycznia – pogrzeb Balewy

Komunikat Federalnego Rządu Wojskowego o śmierci byłego premiera Nigerii – sir Abubakara Tafawa Balewy:

„W piątek rano wieśniacy z okolic Otta w pobliżu Lagos donieśli, że znaleźli w buszu zwłoki, które przypominały Tafawę Balewę. Znajdowały się one w pozycji siedzącej, oparte plecami o drzewo. Ciało było okryte obszerną, białą galabiją, a u stóp leżała okrągła czapka. Jeszcze tego dnia przewieziono ciało specjalnym samolotem do rodzinnego miasta Bauchi (Bauchi leży w Nigerii Środkowej). Oprócz pilota i radiooficera w samolocie znajdowali się tylko żołnierze. Ciało Tafawa Balewy zostało pochowane na cmentarzu muzułmańskim w obecności dużej grupy ludzi”.

Dziennik „New Nigerian” pisze, że ludzie z Nigerii Północnej nie wierzą w śmierć swojego przywódcy Ahmadu Bello. Są pewni, że uciekł do Mekki, pod płaszcz Allaha.

Dzisiaj mój przyjaciel, student nigeryjski Nizi Onyebuchi, powiedział mi: – Nasz nowy przywódca generał Ironsi to człowiek nadnaturalny.

Ktoś strzelał do niego i kula zmieniła lot, nawet nie dotykając generała.

KONIEC