Herbata u Kapuścińskiego

Autor:Stanisław Białek
Źródło:Gazeta Wyborcza

Wcześniej nie znałem smaku prawdziwej herbaty. A przecież piłem ją
codziennie. Ale tamta herbata, herbata Ryszarda Kapuścińskiego była
inna. To wtedy poznałem całe bogactwo tego wspaniałego napoju.
Nie umiem opisać jej niezwykłej woni, tego niezwykłego smaku. Była jak
Jego książki. Niepowtarzalna, pachnąca egzotyką – mocna, ale subtelna.
Przywiózł ją z Cejlonu, z którego – jak mówił – właśnie wrócił (Ileż
było tych podróży? Czy ktoś to dzisiaj zliczy?).

Właśnie się dowiedziałem, że Ryszard Kapuściński nie żyje.

Spotkałem się z Nim tylko raz, kilka lat temu, w jego warszawskim domu.
Raz tylko piłem tak wspaniałą herbatę. Nie ma innego autora, którego
książki czytałbym z taką pasją.

Poznałem Go nieco przypadkiem. Zabrał mnie do Niego mój tata. Był z
nami również Piotr Żak. Obaj mieli przeprowadzić z Nim wywiad. Przyjął
nas w swej pracowni. Stało tam kilka zwyczajnych, starych wysłużonych
mebli. I nieprzebrana liczba książek. Na ścianach wisiały nieliczne
pamiątki z Afryki.

Najpierw długo wypytywał o warunki pracy w redakcji pisma, dla którego
przeprowadzany był wywiad. Wszystko go interesowało – dużo pytał. Ale
bardzo serdecznie, z wielką sympatią. Po reportersku. Doszło nawet do
takiej zabawnej sytuacji. Role się zupełnie odwróciły, bo przecież to on
miał odpowiadać na pytania. Zadając je, dużo opowiadał. O okolicy, w
której mieszka, o historii jej powstania, o Warszawie.

Pamiętam, że dużo mówił o odpowiedzialności – o powadze, z jaką
podchodzi do swojej pracy, rzetelności, która konieczna jest przy
wykonywaniu każdego zawodu, nie tylko pisarza. Mówił o wielkiej
odpowiedzialności, jaką odczuwa wobec czytelnika, ale przede wszystkim
wobec ludzi, z którymi się styka. Nie może przecież ich zawieść.
Zwłaszcza to – często wypowiadane przez Niego słowo – odpowiedzialność –
bardzo utkwiło mi w pamięci – kojarzyło mi się to z twórczością Antoine
de Saint-Exupéry’ego. Autora, do którego często nawiązywał. Ten temat –
odpowiedzialności jednego człowieka za drugiego, za innych – wyraźnie
przewija się w twórczości obu wielkich pisarzy. Ale to tylko takie moje,
mało istotne refleksje.

Kiedy po skończonym wywiadzie mieliśmy już zbierać się do wyjścia,
gospodarz zaczął mocno nalegać, byśmy zostali. Nie mogliśmy odmówić.
Ryszard Kapuściński zaczął opowiadać o sobie. W jaki sposób pracuje – na
przykład, że nie używa komputera, pokazywał swe liczne rękopisy. Mówił
też, że nigdy nie używa magnetofonu. Zawsze stara się zapamiętać to, co
mówi rozmówca. W tamtym czasie pracował nad ,,Podróżami z Herodotem”.
Mówił, że przygotowując się do napisania tego dzieła, przeczytał ponad
dwa tysiące książek. Taki jest warsztat Mistrza! Co może wydawać się
dziwne, mówił, że nigdy w czasie podróży nie zwiedza miejsc, do których
dociera – jest skupiony tylko na pracy. Ale jeśli już może ,,pobawić”
się w turystę, to stara się odwiedzać ogrody botaniczne. To zdaje się
była jedna z jego licznych pasji – w pracowni znajdowało się mnóstwo
czasopism i albumów poświęconych botanice. Okazało się, że Ryszard
Kapuściński jest z pochodzenia naszym – górali świętokrzyskich –
krajanem. Jego dziadkowie pochodzili z Daleszyc. Umówiliśmy się, że
odwiedzi krainę swych przodków. Niestety, ta podróż nie doszła do
skutku.

W ,,Lapidarium V” – książce będącej zbiorem przemyśleń i obserwacji
autora, Kapuściński cytuje profesora psychologii Tomasza Maruszewskiego,
piszącego, jakim człowiekiem powinien być psycholog (stąd naukowy styl
wypowiedzi). Pisarz stwierdza, że reporter powinien być dokładnie taki
sam: ,,Należy prowadzić rozmowę w sposób nieinwazyjny. (…) Konieczna
jest empatia, tj. zdolność odczuwania tych emocji, które czują inni. A
stosunek do innych? To otwartość na problemy i pytania, z którymi
przychodzą inni, stosunek pełen szacunku, wrażliwości i uwagi”. Może to
zabrzmi mało wiarygodnie z mojej strony – przecież spotkałem się z Nim
tylko raz – ale jestem pewien, że był również taki prywatnie, jako
człowiek, nie tylko jako reporter.

Z tego spotkania przypomina mi się jeszcze pewna – w tej chwili nie
wypada powiedzieć zabawna – anegdota. Bowiem wydarzenie, którego
dotyczy, właśnie stało się faktem. Otóż – jak opowiadał Kapuściński,
wyraźnie rozbawiony całą historią – redakcje wielkich gazet, aby nie
zostać zaskoczone nagła śmiercią jakiejś znanej postaci, przygotowują
zawczasu dotyczące jej wspomnienie. Dzięki temu nawet duży tekst może
ukazać się wkrótce po otrzymaniu informacji o zgonie takiego człowieka.
Kapuściński mówił, że niedawno spotkał się ze swym dobrym znajomym – był
to Michael Kaufman z „New York Timesa”. Przyjaciel ów, który wtedy
przechodził na emeryturę, otrzymał polecenie napisania takiego właśnie
pośmiertnego wspomnienia o życiu i twórczości Ryszarda Kapuścińskiego. Z
zadania wywiązał się bardzo dobrze – jak zapewniał pisarza –
równocześnie żartobliwie stwierdzając, że obaj mogą już spokojnie
umierać. Ten tekst właśnie się ukazał…

Pan Kapuściński podarował mi jeden ze swoich egzemplarzy – ,,Hebanu”.
Powiedziałem, że to moja ulubiona książka. Pisarz wyraźnie się ucieszył.
Książkę opatrzył dedykacją – ,,Staszkowi na pamiątkę spotkania”. Panie
Redaktorze – zapamiętam na pewno.