Boję się tłumu
Ofiara odbiera napad jako wielkie poniżenie, jako bezsiłę, piekący policzek, naplucie w twarz. To upokorzenie, ten stan odarcia z elementarnej godności są często bardziej dotkliwe i trudniejsze do zniesienia niż poniesiona strata materialna
Niekończący się temat – media i polityka. Edward Luce w „Financial Times” z 20.04.02 zwraca uwagę na wpływ mediów na zachowanie posłów w parlamencie Indii. Jeżeli kamery TV są włączone – posłowie krzyczą, awanturują się, skaczą sobie do gardła, pchają się na mównicę, chcą pokazać, że walczą o interesy swoich wyborców. Kiedy operatorzy wyłączają kamery, na salę powraca normalna, nawet przyjazna atmosfera.
*
Coraz wyraźniej dostrzegamy dziś jeszcze inną cechę biedy – jej dziedziczność. Przechodzenie biedy z pokolenia na pokolenie. Dziecko rodzi się z biednych rodziców, dorośleje w biedzie i następnie przekazuje ją swojemu potomstwu. Ten stan dziedziczenia sprzyja rozwojowi mentalności getta, która cechuje myślenie każdego uwięzionego w swoim losie biedaka.
*
Z „Autobiografii” Jorge Borgesa (tłum. Adam Elbanowski). Borges o złych książkach, które pisał w młodości: „Dzisiaj nie czuję się już winny owego braku umiaru: książki te pisał ktoś inny”. I dalej: „Nie czuję żadnej więzi z zarozumiałym i nieco dogmatycznym młodzieńcem, jakim kiedyś byłem”. „Posługiwanie się wyrafinowanym stylem jest błędem i to błędem płynącym z próżności. Zdecydowanie wierzę, że dobre pisarstwo wymaga skromności”.
*
Wojna Ameryki z Irakiem to w dużym stopniu – po obu stronach – wojna elit, klanów patrycjuszowskich. Spójrzcie na ich protagonistów – gdzie widzimy Busha? W pałacu. Husajna – w pałacu. Ben Laden też urodził się i wychował w pałacu.
Ludy są tylko ofiarą, mięsem armatnim. Te matki, które płaczą nad zwłokami swoich synów, to są ubogie, proste kobiety. Te idące w panice pochody uchodźców – to najczęściej wiejskie kobiety z dziećmi.
Każda wojna jest nienawistna ludziom, na wojnie lud nigdy nie korzysta, lecz przeciwnie – traci domy, dobytek, jeśli nie po prostu – życie.
Boję się tłumu. Rzadko boję się pojedynczego człowieka, natomiast zawsze boję się tłumu, nawet kiedy jest ogromny i radosny. Bo wiem, jak łatwo, jak momentalnie, w ułamku sekundy, rozbawiona, wesoła zbiorowość może przemienić się w bestię i eksplodować furią.
Albowiem w tłumie zawarte są wszystkie możliwe zachowania ludzkie – od życzliwości i entuzjazmu po wściekłość i zbrodnię, a o tym, która z tych sił się ujawni i wypłynie na powierzchnię, decyduje rodzaj detonatora, jaki nią poruszy, pchnie do działania. Stąd tak ważne jest, kto stanie na czele tłumu i jakie w ten tłum rzuci hasło.
*
„Szuanie, czyli Bretania w roku 1779” Balzaca to świetny zbeletryzowany reportaż. Tłumacz książki – Julian Rogoziński – pisze, w jaki sposób autor zbierał do niej materiały:
„Jesienią 1827 wyrusza w teren do Fougeres, gdzie skoncentruje akcję »Szuanów «. Gości tam u generałostwa de Pommereul… Z rana wędruje po folwarkach i polach, wśród skał i wrzosowisk, zapuszcza się w zapadłe drogi i między opłotki, zwiedza wszystkie kąty, obserwuje o różnych porach dnia i w rozmaitym oświetleniu górę Pelerine i dolinę Conesnon. Wieczorem pisze. Spędził tak dwa miesiące… Balzaca interesuje wszystko: system uprawy roli, hodowla bydła, wierzenia, zabobony, rozmieszczenie gospodarstw, a nawet jakość i pochodzenie sprzętów, które widział w chałupach…” (Czytelnik, 1953).
Julian Rogoziński pisze o Balzacu: „W roku 1845 Balzac sporządził katalog dzieł, które zawierać będzie »Komedia ludzka «; w sumie było tam wymienionych 137 powieści i nowel; z nich, jak wiadomo, ukończył tylko 91 pozycji, reszta zaś pozostała w stadium projektów i szkiców. Katalog ów podzielił na trzy części: »Studia obyczajowe «, »Studia filozoficzne « i »Studia analityczne «”.
Kiedy czytam tę informację, myślę – co za rozmach, co za panorama, co za odwaga i rozległość wizji! Ale przecież tylko tak można czegoś dokonać – mając ten rozległy potężny widnokrąg przed oczyma, ożywiając go swoją wyobraźnią, nosząc go w pamięci.
*
Dla starożytnych Greków najważniejszą normą etyczną było poczucie właściwej miary – sofrosyne (tj. złotego środka, zdrowego rozsądku, umiaru, powściągliwości). Dlatego potępiali i zwalczali hybris, tj. brak umiarkowania, nadmiar, pychę, arogancję.
*
„Siedzę w domu jak ćwiek i piszę… Mało widzę osób, mających stosunki z publicznym życiem; słychać tylko, że ciągle się kłócą”. (Adam Mickiewicz do Kajsiewicza, listopad 1839)
*
„Jest się mistrzem dopiero wtedy, kiedy przykłada się do rzeczy cierpliwość, której wymagają”. (Eugene Delacroix)
*
André Gide w swoim „Dzienniku”: „Nie sposób dobrze pracować, jeżeli nie ma się przed sobą długiego ciągu godzin, całych dni”.
I jeszcze:
„Pisz pierwsze zdanie, jakie przychodzi ci do głowy”.
*
„Talent to kwestia ilości. Talent nie polega na napisaniu stronicy, ale trzystu stronic… Silni nie wahają się. Zasiadają do stołu, nie ustaną w trudzie… W literaturze są tylko woły. Geniusze to najtęższe woły, orzą przez 18 godzin na dobę, niezmordowanie. Sława to ciągły wysiłek”.
(Jules Renard, „Dziennik”, tłum. Joanna Guze)
*
Esej Joan Didion w „New York Review of Books” z 16.01.03 pt. „Fixed Opinions or the Hinge of History”, w którym znakomita pisarka amerykańska uważa, że to, co stało się po 11.09 w USA – to wewnętrzna wojna domowa, a ściślej – kontynuacja starej wojny domowej między liberałami a konserwatystami w Ameryce. Stosunek do Iraku – jest tylko odpryskiem tej wojny domowej. Prawica wykorzystuje
11 września, aby głosić śmierć dla ironii w literaturze, śmierć dla postmodernizmu (bo jest relatywistyczny i brak mu moralnej wyrazistości). „11 września został wykorzystany natychmiast, aby stać się nowym polem w starej wojnie domowej” – pisze Didion. Ci, którzy mają wątpliwości i pytania, są uznawani za piątą kolumnę. Susan Sontag nazywa się „idiotką”. „Badania na temat charakteru wroga zostały uznane za sympatię dla wroga”. Powróciliśmy do mentalności średniowiecznej. Kto chciał dyskutować – dylemat wolności a bezpieczeństwo – został uznany za wroga Ameryki. Najgorsze jest jednak to, że wykorzystano 11 września do ogłoszenia doktryny, że Ameryka jest w stanie stałej wojny. „Inne narody są wykorzystywane jako wymienne dekoracje w teatrze naszej wewnętrznej polityki”. A jaki jest do tego stosunek przeciętnego Amerykanina? Wait and see. At a remove. „Zdumiewa mnie wiele rzeczy” – mówi do Sokratesa młodzian Teetetes. „To dowodzi, że kochasz mądrość” – odpowiada mu Sokrates – „ponieważ mądrość zaczyna się od zdziwienia”.
*
Osoby mniej inteligentne częściej i dłużej oglądają telewizję – informują psycholodzy w „Personality and Social Psychology Bulletin”. Wnioski opierają na badaniach amerykańskich studentów. Pozwolono im oglądać telewizję przez sześć minut. Okazało się, że studenci o niższym ilorazie inteligencji nie odrywali wzroku od ekranu przez pierwsze 72 sekundy i w sumie patrzyli na telewizor ponad cztery minuty, zaś studenci o wyższym IQ w sumie oglądali telewizję niecałe dwie i pół minuty, a po raz pierwszy oderwali wzrok od ekranu po 11 sekundach. („Gazeta Wyborcza”, 31.01.03)
*
Sięgam do Mirona Białoszewskiego. Tytuł książki wydanej w 1976 roku – „Szumy, zlepy, ciągi”. Na obwolucie fragment rozmowy z autorem:
„…Byleby przeszło to, o co chodzi, cały jak mówię – zlep sytuacyjny. To, co się dzieje. A ile rzeczy naraz się dzieje, obok siebie, po kolei czy nie po kolei. Dochodzenia, skojarzenia, sytuacje dialogowe, jakieś historie… Ważne są wszystkie szczególiki, bo inaczej to nie będzie nasycone… Bez tego jest tylko literatura, aforyzm, brak człowieka”.
*
Mało pytających. Dużo wszystko wiedzących. Jeżeli już ktoś pyta, warto poświęcić mu uwagę, bo to człowiek poszukujący, zastanawiający się, starający się coś zrozumieć, a jakże to rzadki teraz przypadek. Zwraca uwagę, że jeżeli dziś się w towarzystwie o czymś mówi, prawie nie zdarza się, aby ktoś powiedział – nie wiem, nie mam pojęcia, przeciwnie – wszyscy zabierają głos, mówią ex cathedra, twierdzą, upierają się przy swoim, monologują.
Wynika to stąd, że żyjąc w ogłuszającym nas szumie informacyjnym, w nietamowanym potoku danych stajemy się posiadaczami wiedzy cząstkowej, odbitej i nijakiej, strzępów i wiórów, masy przeżutej i luźnej, mieszanki najgorszej, bo dającej złudzenie wiedzy, przekonanie, że się ją posiadło i można nią teraz dysponować. Ten powszechny dostęp do obiegowych źródeł informacji uczynił z nas zadowolonych pseudoznawców, amatorów besserwisserów, tym bardziej pewnych siebie, im mniej wiedzących i rozumiejących.
*
Myśleć jest rzeczą mozolną.
Henryk Elzenberg
*
Aileen Kelly w „New York Review of Books” (27.03.2003) o „Dzienniku pisarza” Fiodora Dostojewskiego: „To bezprecedensowe połączenie fikcyjnych i niefikcyjnych gatunków zawierające zdumiewającą różnorodność rodzajów: krótkie opowiadania, anegdoty, osobiste wspomnienia, zapiski autobiograficzne, doniesienia o wydarzeniach politycznych, o sensacyjnych rozprawach sądowych i innych bieżących wydarzeniach od epidemii samobójstw do mody na seanse spirytystyczne… dla Dostojewskiego była to śmiała próba tworzenia nowego gatunku literackiego, twórczej sztuki powstałej z inspiracji, a ukazującej ponadczasowe znaczenie bieżących wydarzeń”.
*
Przejrzałem „Time” z 24 marca 2003. Dwie rzeczy zwróciły moją uwagę:
pierwsza – trwa rozpoczęty w ostatnich miesiącach proces beatyfikacji żołnierza. Trwa gloryfikacja munduru, pochwała hełmu i automatu. Propaguje się tworzenie nowej, zamkniętej kasty militarnej – małżeństw zawieranych wśród wojskowych, szkół dla dzieci, u których wyrabia się dumę, że ich rodzice są w wojsku. Na okładce portret podpułkownik Laury Richardson – dowódcy baonu Czarnych Jastrzębi walczącej na wojnie z Irakiem;
druga – jak najwięcej, jak najkrótszych, wyrwanych z kontekstu, powierzchownych informacji. To zresztą nowa forma dezinformacji – przez nadmiar, zalew, natłok, rozmigotanie.
*
Opowiadamy o sobie. Wszyscy wszystkim. Najczęściej, najchętniej – o sobie. Znowu Piotr opowiada o sobie – myśli Paweł, słuchając Piotra. – Kiedyż wreszcie skończy – niecierpliwi się (w domyśle – żebym i ja mógł coś o sobie powiedzieć). I słucha nieuważnie Piotra, który go nudzi, wyczekując zarazem swojej chwili. Jest niespokojny, boi się, żeby go ktoś nie uprzedził, jako że wszyscy dookoła czekają swojej chwili, mając już gotową, na końcu języka, opowieść o sobie.
*
Z wywiadu ze mną:
– Więc specjalizował się pan w problemach Trzeciego Świata?
– Nie. Właściwie nie specjalizowałem się w niczym. Po prostu próbowałem poznać i zrozumieć ludzi spotykanych tam, gdzie wypadło mi jeździć i pracować. Często byli to ludzie należący do innych kultur, ras, religii. Starałem się zrozumieć, co to znaczy być człowiekiem innej kultury. Czy to oznacza inaczej żyć? Inaczej odczuwać? Inaczej myśleć? Być kimś innym?
*
Fragment? W jakimś sensie wszystko jest fragmentem. Przecież rzadko prowadzimy jeden wątek myśli nieprzerwanie, bez przystanków i nawrotów, częściej porzucamy jedną myśl – dla innej, jeden obraz – dla innego, a w dodatku brak między nimi związku, logicznej i narracyjnej spójni.
*
Jeżeli prowadzimy dyskurs na wysokim szczeblu abstrakcji, powinniśmy go stale relatywizować, używając określeń w rodzaju: „w pewnym sensie”, „do pewnego stopnia”, „ale jednocześnie” itd.
*
Małe agresje. W dyskusji na temat zagrożeń, jakie wszędzie czyhają na człowieka – że zostanie napadnięty na ulicy czy w bramie, okradziony w autobusie czy w domu, że ograbią go z dokumentów, uprowadzą samochód, pobiją itd. – zwraca się uwagę na sprawy policyjne i prawne, a mniej na to, że każdy taki napad ofiara odbiera jako wielkie poniżenie, jako bezsiłę, piekący policzek, naplucie w twarz. To upokorzenie, ten stan odarcia z elementarnej godności są często bardziej dotkliwe i trudniejsze do zniesienia niż poniesiona strata materialna.
8 kwietnia 2003
Horror! Mój porządek dnia przypomina bardziej rozkład zajęć dyrektora wielkiej korporacji czy szefa dużego przedsiębiorstwa niż sposób spędzania czasu przez pisarza, któremu potrzeba przede wszystkim spokoju, ciszy, godzin wolnych od zajęć ubocznych, rozpraszających, wybijających z rytmu.
*
Społeczeństwa możemy podzielić m.in. (bo kryteriów podziału jest przecież wiele) na zwarte i rozproszone:
społeczeństwo zwarte reaguje na zbliżające się zagrożenie zwieraniem szeregów, zespołową manifestacją jedności i siły (w tym zespoleniu i jedności widzi ono szansę ocalenia, warunek zwycięstwa);
natomiast społeczeństwo rozproszone, widząc nadciągającego silniejszego przeciwnika, nie stawia oporu, lecz rozprasza się, rozbiega, zostawia puste pole, aby później przegrupować siły i starać się odzyskać teren chytrością, przebiegłością, lisią taktyką.
*
Europa – islam (zapóźnienia, ignorancja):
– pierwszego przekładu Koranu na łacinę dokonano dopiero w pięć wieków po jego ukazaniu się;
– pierwszego przekładu Koranu na angielski dopiero w tysiąc lat od powstania księgi;
– Ibn Chaldun, wielki uczony arabski, urodzony w 1334 roku, zostaje odkryty przez Europę zaledwie w 500 lat później.
A tak na marginesie: mówiąc o islamie, pamiętajmy, że wchłonął w siebie wpływy egipskie, greckie, perskie, śródziemnomorskie…
*
Żeby pisać, muszę odczuwać wewnętrzne, płynące gdzieś z głębi mnie ciśnienie słów i obrazów domagających się zanotowania. Bez tego nacisku siedzę jałowy, bezczynny, nie mogę nic napisać.
Cdn. „Lapidarium VI” ukaże się w maju nakładem wydawnictwa Czytelnik