Biografia Kapuścińskiego piórem przyjaciela

O reporterze opowiada jego kolega Mirosław Ikonowicz. Razem relacjonowali wojnę w Angoli.

Książka, która wkrótce ukaże się nakładem oficyny Rosner & Wspólnicy, nosi tytuł „Hombre Kapuściński”.

– W krajach latynoamerykańskich, gdzie z Ryśkiem spędziłem wiele lat, słowo „hombre” oznacza mężczyznę, ale także człowieka honoru i dżentelmena – powiedział „Rz” Mirosław Ikonowicz. – Opowiadam o przyjacielu, który czasem tracił słynną łagodność. Potrafił się wściec czy wejść z kimś w konflikt. Opieram się na wspomnieniach własnych i zebranych przeze mnie relacjach wspólnych znajomych. W jednym z rozdziałów mówię, jak Kapuścińskiego postrzegały kobiety.

Autor zastrzega, że nie polemizuje z Arturem Domosławskim, którego biografia „Kapuściński non-fiction” wzbudziła tyle kontrowersji.

– Tę książkę uważnie przeczytałem dopiero po napisaniu własnej – wyjaśnia. – Mój portret Ryśka jest bardziej jednoznaczny. Dla mnie jego uśmiech był znakiem empatii i woli porozumienia.

Ikonowicz, podobnie jak Kapuściński, pochodzi z Kresów  II Rzeczypospolitej.

– Stamtąd brała się nasza otwartość na inne kultury – wspomina Ikonowicz. – Byliśmy równolatkami. Mieliśmy podobne doświadczenia: musieliśmy porzucić rodzinne strony, skazano nas na tułaczkę. A jednocześnie w jakiś sposób fascynowała nas groza wojny.

Poznali się we wczesnych latach 50., zaprzyjaźnili na drugim roku studiów na Wydziale Historycznym Uniwersytetu Warszawskiego.

– Później pracowaliśmy razem w Polskiej Agencji Prasowej i tygodniku „Polityka” – mówi Ikonowicz. – Wspólnie relacjonowaliśmy konflikty w Angoli i Mozambiku. Pisaliśmy o południowoamerykańskich dyktatorach. Imponowały nam te same postacie, m.in. prezydent Chile Salvador Allende, polityk potępiony i przez Biały Dom, i przez Kreml. Mówiąc krótko: Ryszard i ja zajmowaliśmy się tym samym w tym samym czasie. Tylko rezultaty były jakby różne. Dziś Kapuścińskiego czytają miliony ludzi na całym świecie. Setki dziennikarzy stawiają go sobie za wzór. To kwestia talentu, o który nie mogę być przecież zazdrosny.

Rzeczpospolita,Bartosz Marzec