„Ryszard by Kapuściński” recenzja ksiązki „Lapidarium”

Jak się miało pod ręką rok 1912, Napoleona, Kutuzowa i Borodino, to nie sztuka było być Tołstojem. Wojna i pokój sama się napisała. Sam przedmiot dał wielkość podmiotowi. Ale niechby tak Lew Nikołajewicz spróbował opisać zwyczajną śmierć zwyczajnego Iwana Iliicza. Lew Nikołajewicz jak wiadomo spróbował.

Upadek dynastii Pahlavich i zmierzch cesarstwa Abisynii stworzyły Ryszarda Kapuścińskiego. Miał szczęście znaleźć się w centrum wydarzeń decydujących o teraźniejszości tych zakamarków Azji i Afryki. Te wydarzenia same wyniosły go na szczyty literatury światowej. Dwie spektakularne autentyczne kariery: Roman Polański i Ryszard Kapuściński. Szachinszach i Cesarz bardzo wiele zawdzięczają ostatniemu szachowi Iranu i cesarzowi Hajle Sellasje, czyli faktom. Ale niechby tak Kapuściński spróbował coś powiedzieć bez rewolucyjnych podpórek, samym życiem.

Właśnie spróbował.

Lapidarium, nowa książka Ryszarda Kapuścińskiego, obywa się bez rozlewu krwi, bez rewolucji politycznej, ekonomicznej, seksualnej. No, niezupełnie. Jest w tej książce zanotowany polski sierpień 1980 i grudzień 1981, ale nie tym wydarzeniom poświęcone jest Lapidarium. Może należałoby wyrazić żal i dopisać „niestety”. Czynię więc to i dopisuję, dla porządku, ale bez przekonania. Bo Lapidarium nie należy do literatury faktu. Nie jest to książka o oglądanym i zjeżdżonym dookoła świecie. Jest w tej książce świat obecny, ale więcej niż świata jest tu Ryszarda Kapuścińskiego. Jest to książka Ryszarda Kapuścińskiego o Ryszardzie Kapuścińskim. Tytuł nie kojarzy mi się z żadnymi kamieniami, ani milowymi, ani filozoficznymi. Jest przewrotnym dzieckiem etymologii: pochodzi od przymiotnika lapidarny. Ta książka chce mówić bezpośrednio o sprawach elementarnych, chociaż wcale nie unika subtelności i rzeczy złożonych. Chociaż imię Kapuścińskiego nie zaprasza do dwuznaczności, dałbym jego książce przez analogię do autobiografii Romana Polańskiego tytuł: „Ryszard Kapuściński”.

Autor Lapidarium nie jest nieświadomy gatunku, który uprawia. Pisze: „Przybosia „Zapiski bez daty”, Kuncewiczowej „Fantomy”, Brezy „Spiżowa brama”, Stempowskiego „Eseje dla Kassandry”, Irzykowskiego „Notatki z życia”. Jaki to gatunek? Reportaż? Eseje? I jedno i drugie, ale zarazem i coś więcej. To nowa literatura. Polega ona na budowaniu refleksji, nastrojów, scen, zamiast tworzenia postaci i intrygi. Budowanie wielkich (ważnych, nowych) postaci jest dziś coraz trudniejsze. Ale czy ta nowa literatura jest czymś zamiast, czy też tylko czymś obok – to okaże przyszłość”. Kapuściński także z refleksji, nastrojów i scen chce złożyć prawdę o świecie. Nie jest w stanie budować postaci, tworzyć systemu, jednolitego, zwartego obrazu tego świata, który zna z wielokrotnego podglądania go w sytuacjach wyjątkowych, tragicznych, intymnych, wzniosłych i upokarzająco prymitywnych. Jest w sytuacji trudniejszej niż ktokolwiek, ma przeciwko sobie nadmiar doświadczenia. Doświadczenia oczu, zmysłów i wyobraźni zamiast scalać rozbijają mu ten świat na tysiące rozedrganych, migotliwych empirii. Inteligencja i wrażliwość sprzymierzyły się w rafinowaniu, wysubtelnianiu i obrazów świata, i punktów, z których się je ogląda.

Lapidarium jest notatnikiem podróżnika, reportera, politologa, myśliciela, poety. Podają oni sobie wzajemnie pejzaże, refleksje, psychiki. Książka jest wibracją czasów i przestrzeni. Znajdują się w niej opisy miejsc egzotycznych geograficznie, kulturowo, relacje spotkań z ludźmi, przemyślenia ogólne, doznania doraźne. Tak jakby książkę pisali na zmianę Elzenberg, Przyboś, Janta-Połczyński, Herbert (od Barbairzyńcy w ogrodzie), Iwaszkiewicz. Jest w tej książce realność rzeczywistego świata i nadrealność wyobraźni, smak miodu, soli i pieprzu. Ażeby tę książkę przybliżyć, winienem ułożyć katalog problemów, indeks pojęć i doznań. Rzecz utrudnia jeszcze i to, że myśl rywalizuje z doznaniem zmysłowym, intelekt z sensualizmem. Ujrzane nagle na trawniku w Oxfordzie udo dziewczyny rywalizuje zwycięsko z architekturą Średniowiecza. „Na trawniku przed Radcliffe Camera zobaczyłem leżącą i odpoczywającą dziewczynę, a ściślej – zobaczyłem jej jasne, pełne, jędrne udo. Nie widziałem jej twarzy, nie wiem kto to był, zresztą nie miało to znaczenia, w tym momencie istotne było to, że w ułamku sekundy to nie znane mi bliżej, uniesione i lekko kołyszące się udo przesłoniło mi wszystko – genialna fasada All Souls, cudowny St. Mary’s Church, wspaniałe budowle Brasenose i Bodleian, przed którymi idąc tu, zamierzałem paść na kolana, rozpłynęły się i zniknęły bez śladu, teraz nie było już nic, tylko fragment zielonego trawnika i na jego tle to magnetyczne, doskonale wyrzeźbione udo nieświadomej niczego dziewczyny.” Dziewczyny jak piękne przerywniki otwierają i zamykają zapiski w tym notatniku, gdzie do perspektyw meksykańskich skwerów tuli się ciasna poczekalnia w warszawskim ambulatorium. Wrażliwość jest rywalem i bodźcem inteligencji tego pisarza. Wrażliwość na piękno i odraza do chamstwa, przenikliwość analizy bogactwa i nędzy, spustoszenia duchowego przez pieniądze i degradacji człowieczeństwa przez biedę.

Czytelnik Cesarza i Szachinszacha z przyzwyczajenia szukać będzie u Kapuścińskiego wiedzy o przeobrażającym się, o stającym się na jego oczach świecie. Ta wiedza przelewa się przez ustępy, frazy książki, pełno jej wszędzie, autor nie zawsze nad nią panuje, bo jej nadmiar, bywa, postać banału przyjmuje. Przeciwstawienie obrazu człowieka w literaturze Zachody, człowieka wewnętrznego, człowiekowi Wschodu, uwikłanemu w układy zewnętrzne, czy zestawienie pustej katedry z rojną Hohestrasse w Kolonii czy… bo takich przeciwstawień i zestawień niewiele mówiących jest więcej – to nieuniknione płody spostrzegawczości, tej zawodowej skazy reportażu. Kapuściński na szczęście nie cenzuruje sienie i nie wyrywa z notatnika tych kolorowych banalnych pocztówek. Otwierający książkę opis skweru w centrum Queretaro 9Meksyk) z obracającymi się tajemniczo w przeciwnych kierunkach pierścieniami dziewcząt i chłopców jest znakomitym wprowadzeniem w sekrety obu Ameryk, pierwszego, drugiego i trzeciego świata. Barwne widokówki i rezerwaty banału pozwalają odpocząć oczom i myślom od przenikliwości tej książki. Widokówkami autor Cesarza broni się przed grożącym mu statusem poety i myśliciela. Trzyma się kurczowo reportażowej rutyny, bo daje mu on szansę bezpośredniego mocowania się ze światem i górowania nad nim. A przecież jest już niebezpiecznie wychylony od środka, do wnętrza, do siebie. Ten jeden z najprzenikliwszych, a może w ogóle najprzenikliwszy widz świata, któremu zawdzięczamy afrykańskie rewelacje, nagle, oglądając w filadelfijskiej księgarni „Africa’s Vanishing Art”, album malowideł naskalnych sprzed 30 tysiącleci, myśli o sobie słowami Proustowskiego Swanna o Odecie („pomyśleć, że spartoliłem życie dla kobiety, która nawet nie była w moim guście”): „ogrania mnie żal, że zmarnowałem swoje lata w Afryce. Miałem okazję napisać tom reportaży z wypraw do ruin, zrobić tom rozmów z pisarzami, malarzami, lepiej poznać tamtą muzykę i balet. W to miejsce napisałem kilka książek o temacie z piasku – tj. o polityce afrykańskiej, a więc o rzeczy najbardziej nietrwałej, złudnej i ulotnej na świecie”.

Lapidarium powstało na trasie Warszawa – Bruksela – Nowy Jork – Filadelfia – Toronto – Calgary – Filadelfia – Los Angeles – Boston – Nowy Jork – Jeddah – Kigali – Entebe – Soroti – Kampala – Bruksela – Warszawa w latach 1971-1988.

Ciekawość świata zrobiła go obywatelem świata.

„Moja ojczyzna jest rozprzestrzeniona
składa się z adresów w różnych krajach,
na różnych kontynentach,
tworzą ją setki drzew, które wiem jak otworzyć,
autobusy, których numery pamiętam,
ulice przystanki, budki z gazetami
twarze
głosy”

W jednym z wywiadów Kapuściński powiedział, że „tylko sceneria jego reportaży jest egzotyczna”. Ona ułatwia przyswajalność prawd, skojarzeń, zestawień, paradoksów, które na golasa, bez kostiumu mogłyby się wydawać niewiarygodne lub pretensjonalne.

Egzotyka scenerii nie epatuje, nie jest popisem, jest twarzą powszedniości Trzeciego Świata. I ten Trzeci Świat, który jeszcze przedwczoraj był reliktem minionego, przedcywilizacyjnego statusu bytowania, źródłem wiedzy o narodzinach ludzkości, dokąd wyprawiano się na „poszukiwanie pierwszych ogniw historii (Morgan, Frazer, Malinowski, Meed, Levi Strauss)”, jest dziś zaproszeniem do przyszłości. „Już w następnym stuleciu 90 procent ludzkości żyć będzie w krajach zaliczanych dziś do Trzeciego Świata”. „Dopiero tu, na Zachodzie widać, jak Trzeci Świat wtargnął i osiedlił się na dobre w Europie i Ameryce, tj. w Zachodniej Europie i w USA. Jakaż to ogromna rewolucja dokonała się w drugiej połowie XX wieku! Jadę metrem w Nowym Jorku, a zdaje się, że jestem Nairobi – sami czarni. W Paryżu mieszkam w hotelu „Rez”. Jestem tu jedynym Europejczykiem. Reszta to Algierczycy, Tunezyjczycy. W Bonn na placu bawią się dzieci – tureckie? irańskie? sudańskie? Ani jedno nie jest Niemcem. Kraje Europy Wschodniej pozostały ostatnią enklawą „czystej” białej rasy.”

Obok tej zawodowej mądrości Wielkiego Patrzącego Lapidarium odsłania mądrość intymną, mądrość Kapuścińskiego artysty. Autor Cesarza opublikował przed kilku laty zbiorek wierszy. Ten pisarz „szerokiego obiegu”, autentycznej, światowej popularności, szuka własnego cichego kąta, gdzie mógłby znaleźć luksus niedocenienia, zapoznania, gdzie mógłby być nawet, kto wie, wyklęty? Jest coś wzruszającego, coś cudownie dziecinnego w tej potrzebie szukania zagubienia się, zapoznania. Sprawdzić się tutaj, to dopiero być artystą! Zejść z oczu tłumowi to najwyższy hołd, jaki artysta może złożyć sobie.

Po wyborze Karola Wojtyły na papieża szukałem gorączkowo poetyckich tekstów Jawienia. Chciałem się upewnić, czy Jan Paweł II jest autentyczny. Gdyby mi się nie sprawdził jako poeta, gdyby umieszczał ambicję w rzeczach bez wartości, nie byłby autentyczny. To Przyboś mówił: dobry poeta może być wszystkim, wodzem wojsk, naczelnikiem państwa, budowniczym mostów. Nie pomyślał o możliwości bycia papieżem, umarł (1970) przed historycznym conclave. Kapuściński kontynuuje przewrotnie Przybosiowe uwagi: „Jeżeli ktoś jest grafomanem, jego grafomania (tj. brak smaku i umiaru) przejawia się nie tylko w pisaniu, ale we wszystkim, w całym zachowaniu, całym sposobie bycia tego człowieka”.

Lapidarium prezentuje jak najlepiej smaki doznań i miary poznania Ryszarda Kapuścińskiego.

Otworzyłem ten felieton Tołstojem nie po to przecież, by „zahandicapować’ Ryszarda Kapuścińskiego. Nikt nie oczekuje od niego opisu śmierci Iwana Illiicza. On się sprawdza najlepiej, kiedy opisuje życie i ukazuje nowe, rodzące się twarze świata.