Recenzja książki „Imperium” recenzja czytelnika.

Imperium - R. Kapuściński
Imperium – R. Kapuściński

Ryszard Kapuściński to bez wątpienia najwybitniejszy polski reportażysta. Mimo, że od paru lat jego postać budzi kontrowersje, ja cenię sobie niezwykle jego warsztat, odcinając się poniekąd od oceny jego jako człowieka. Nic mi do tego, co robił, komu i jak. Kocham (!) czytać jego książki i za każdym razem przyjemność temu towarzysząca jest niezmierna. Tym razem odświeżyłam sobie „Imperium”, czyli studium Związku Radzieckiego.

„Imperium” składa się z trzech części – pierwsza obejmuje lata 1939-1967 i opisuje podróże po Związku Radzieckim głównie w latach 50.-60., jak również pierwsze spotkanie Ryszarda Kapuścińskiego z Imperium, mianowicie wkroczenie Armii Czerwonej do Pińska, w którym się urodził i dorastał. Druga część to obserwacja rozkładającego się organizmu komunistycznego, mianowicie wyprawy w latach 1989-1991 po punktach skrajnych ZSRR. Część trzecia to impresje dziennikarza dotyczące upadku bloku wschodniego i związanych z tym konsekwencjami.

Być na miejscu i obserwować wydarzenia z pierwszej linii – to jedno. Opisać je jednak w sposób zrozumiały dla czytelnika, wtłoczyć w konwencję literacką – to drugie. Ryszard Kapuściński zdecydowanie jest mistrzem słowa. Sposób w jaki buduje wypowiedź – zwiększanie napięcia wypowiedzi, naznaczanie emocjami – czyta się to z ogromną przyjemnością. Imponuje erudycja i oczytanie Kapuścińskiego – liczne odwołania nie tylko do klasyków rosyjskich jak F. Dostojewski, ale również teksty odnoszące się do terenów po których podróżuje, jak i współczesne mu opracowania tematów, którymi się zajmuje, ubarwiają opowieść i ją uzupełniają. Zawsze ogromną uwagę zwracał Kapuściński na kontekst kulturowy danego miejsca, który jest niezbędny do dobrego zrozumienia. Ponadto wiedzę o kraju czerpał z samego dołu – od zwykłych mieszkańców, ludzi, na których pozornie nikt nie zwracał uwagi.

Uderzyło mnie ogromne podobieństwo do książki Tiziano Terzaniego „Dobranoc, panie Lenin!”. Zarówno Kapuściński, jak i Terzani podróżowali po Związku Radzieckim w tym samym czasie. Co ciekawe, wiele z miejsc odwiedzili niemal równocześnie. I co najciekawsze – opisali je bardzo podobnie. Być może jest to wynikiem podobnego stylu myślenia – czy chcemy czy nie, dużo bliżej nam do kręgu kulturowego Europy Zachodniej niż do Wschodu. Co zrozumiałe, Kapuściński inaczej patrzy na socjalizm. Jednak warto porównać obie relacje – polecam gorąco.

Nie sposób w tym miejscu streścić „Imperium” – można jedynie wymienić poruszane tematy. Kapuściński odwiedził Armenię, Gruzję, Azerbejdżan, Uzbekistan, Turkmenię, Tadżykistan, Kirgizję – bardzo „nierosyjskie” republiki. Starał się w nich uchwycić sowieckiego ducha, zrozumieć w jaki sposób bezduszny system opanował narody, których historia sięga zamierzchłych czasów. ZSRR został zamieniony na kraj ateistów, cerkwie przemianowano na magazyny, czy paradoksalnie – utworzono w nich muzea ateizmu, które miały pokazywać, jak zgubna jest wiara w życie duchowe. Szacuje się, że od rewolucji październikowej w 1917 r. do początku lat 90. na terenie Związku Radzieckiego zniszczono około 20-30 milionów ikon. Służyły jako tarcze na strzelnicach, chodniki w kopalnianych korytarzach zalewanych wodą, materiał do robienia skrzynek na ziemniaki na targach czy jako deski do krojenia warzyw i mięsa.

Człowiek radziecki nie protestował – zawsze w milczeniu i bez pytań egzystował. W rosyjskim duchu Kapuściński zauważa wieczne dążenie do cierpienia. Zniewolenie takiej masy ludzkiej nie udałoby się, gdyby nie wpajany przez wieki respekt wobec władzy. Car był pomazańcem bożym, jego ikony wisiały w cerkwiach na miejscu przeznaczonym dla świętych. Później, mimo zapanowania laickiego systemu jakim był socjalizm, Rosjanie nadal traktowali przedstawicieli władzy jako nadludzi. W tym kraju nigdy żadna rewolucja nie wyszła od ludu – zawsze reformy miały charakter odgórny. Sam car w połowie XIX w. wydał ukaz, w którym odwoływał nakaz wieszania ikon z jego wizerunkiem. Niemal sakralny charakter władzy to kanon kultury politycznej Rosjan.

Kapuściński pisze również sporo o Kołymie. Warto skonfrontować obraz przez niego przedstawiony z książką Jacka Hugo-Badera „Dzienniki kołymskie”. Magadan, miasto położone nad Morzem Ochockim, jest największym na świecie cmentarzyskiem. To na tych terenach od lat 20. XX wieku utworzono sieć ponad 160 arktycznych obozów śmierci. Skazańcy zmieniali się, lecz jednocześnie przebywało tutaj na zesłaniu około 500 tys. skazańców. Z tych, którzy przybywali niemal połowa ginęła w drodze. Łagier – obóz pracy przymusowej, został pomyślany tak, aby człowiek przed śmiercią doznał największych upokorzeń, cierpień i męczarni. Wrogiem dla człowieka były tu zimno, głód (na wyżywienie składał się kawałek chleba oraz woda), katorżnicza praca, brak snu, brud, robactwo, sadyzm NKWD oraz terror kryminalistów, którzy stanowili najniższy szczebel władzy obozowej. W głównej mierze osobami zesłanymi byli więźniowie polityczni, czyli osoby o odmiennych poglądach, lub po prostu – innej narodowości. Wyroki sięgały 25 lat. Demografowie szacują, że w latach 1915-1958 zginęło od 54 do 110,7 milionów (!!!) obywateli ZSRR. Ginęli na frontach obu wojen, w więzieniach i również łagrach.

„Imperium” należy do tych książek, o których długo nie można zapomnieć. Czy warto przeczytać – rzecz jasna! I to nie tylko ze względu na swoje zainteresowania dotyczące Rosji czy obszarów byłego ZSRR, ale również aby poznać doskonały warsztat dziennikarski Ryszarda Kapuścińskiego. Bardzo polecam!

źródło: http://bazgradelko.blogspot.com/2012/01/imperium-ryszard-kapuscinski.html