Prawda literacka, prawda nadrzędna

Był najlepszy, więc nie musiał z nikim konkurować. Odznaczał się przy tym niezwykłą skromnością.

Był ważnym świadkiem XX wieku. I to jakiego wieku! Ryszard Kapuściński już za życia został namaszczony na ikonę dziennikarstwa i idola milionów czytelników. Teraz uświęcony mit staje się człowiekiem z krwi i kości dzięki książce „Kapuściński non-fiction”, wydanej właśnie w Hiszpanii, doskonałej biografii autorstwa Artura Domosławskiego, przyjaciela i ucznia Kapuścińskiego.

Przedstawia różne oblicza polskiego pisarza. Nie wszystkie szczegóły spodobają się wielbicielom talentu mistrza reportażu, zwłaszcza tym, którzy wolą kamienne posągi od prawdziwych ludzi, mających swe słabości. Jednak świetna praca Domosławskiego ma dla nas wielką wartość: pozwala nam bowiem naprawdę zrozumieć człowieka, którego spojrzenie odsłoniło nam świat. Ja sam podziwiam go teraz jeszcze bardziej.

La Vanguardia: Jak pan poznał mistrza Kapuścińskiego?

Artur Domosławski: Miał wtedy 67 lat i był najbardziej podziwianym reporterem na świecie. Ja natomiast byłem 30-letnim nieznanym nikomu dziennikarzem. Kapuściński przyszedł do naszej redakcji, aby pogratulować mi mojego tekstu. (…) Był najlepszy, więc nie musiał z nikim konkurować. Odznaczał się przy tym niezwykłą skromnością. Wzruszył mnie jego gest. Potem się zaprzyjaźniliśmy, często bywałem u niego w domu.

Jaka była jego największa zaleta jako człowieka?

Potrafił sprawić, że jego rozmówca czuł się ważny. Niscy czuli się wysocy, nieśmiali robili się elokwentni… I tu nie chodziło o to, co on mówił: raczej o to, jak słuchał. Umiał słuchać.

To podstawowy talent dobrego dziennikarza.

Kapuściński zawsze wymieniał pięć przykazań: być na miejscu, patrzeć, słuchać, przekazywać i myśleć. Ja dodałbym jeszcze jedno: czytać. Kapuściński mawiał: „Na każdą stronę, którą napisałem, przypada sto wcześniej przeczytanych stron”.

Na pewno krył w sobie jeszcze inne talenty…

Miał ogromne wyczucie poezji. Był przede wszystkim poetą. Twierdził, że istnieje prawda nadrzędna, prawda wykraczająca daleko poza fakty i daty: to prawda literacka, poetycka.

Czy Kapuściński pozwalał sobie manipulować faktami, by przekazać tę nadrzędną prawdę?

Czy ważniejsze są elementy układanki czy cały obrazek? Liczy się nie tylko wierność podstawowym zasadom dziennikarstwa, chodzi przede wszystkim o to, by przedstawić świat w pełni, pokazać go innym, sprawić, że nasze przesłanie do nich trafi.

Może pan podać jakiś przykład?

Kapuściński pisał, że ryby w Jeziorze Wiktorii były tak grube, bo żerowały na ciałach ofiar Hajle Selassie. Nie przytacza na to żadnych dowodów, ale buduje przerażający klimat. Ucieka się do twórczości literackiej w służbie prawdzie.

Z jakim skutkiem?

Tworząc wielkie dziennikarstwo. Jego dzieła, bez dat, bez komentarzy, objaśniają najważniejsze wydarzenia XX wieku lepiej niż książki historyczne.

Z jego reportaży poznajemy świat lepiej niż z tysiąca drobiazgowych raportów ONZ.

Która z jego książek jest, pana zdaniem, dziełem jego życia?

„Cesarz”, zdecydowanie. To jedna z największych książek w historii ludzkości. Kapuściński dokonuje w niej drobiazgowej analizy mechanizmów władzy, które są uniwersalne i ponadczasowe.

Dlaczego postanowił pan napisać jego biografię?

Aby przywrócić Kapuścińskiemu jego ludzki wymiar. Dla wielu ludzi jest on ikoną, kimś w rodzaju świeckiego świętego, niemal bogiem.

A kim jest dla pana?

Człowiekiem. Wielu ludzi oburza fakt, że ośmielam się tak o nim mówić…

Co najbardziej wzburzyło jego wielbicieli?

Fakt, że ujawniłem, iż w młodości uprawiał propagandę stalinowską. A co w tym złego? Był przekonany, że komunizm to najlepszy system. I zawsze stawiał się na miejscu ludzi najbardziej poszkodowanych przez los. Dlatego miał odwagę publikować reportaże przedstawiające straszne warunki, w których pracowali robotnicy z Nowej Huty. Rzucał wyzwanie cenzurze, wytykając błędy systemu, aby go udoskonalić. Zawsze był idealistą.

Czy naprawdę szpiegował na rzecz reżimu?

Pisał raporty, które nikomu nie wyrządziły krzywdy. Robił to dla sprawy, w którą wierzył.

Co jeszcze, z ujawnionych przez pana szczegółów, wzbudziło niezadowolenie?

Wdowa po Kapuścińskim pozwała mnie do sądu pod zarzutem naruszenia dóbr niematerialnych, czyli wizerunku męża; bo napisałem o tym, że Kapuściński miał kochanki.

Pańskim zdaniem ujawnienie tego było konieczne?

Jeśli to ma nam pomóc lepiej poznać człowieka z krwi i kości, jakim był autor tego kolosalnego dzieła, to tak, uważam, że to było konieczne.

Ile było tych kochanek?

Och, widzi pan, tutaj właśnie nie ma potrzeby sporządzać całego inwentarza. Ważne jest odkrycie, że Kapuściński był zwykłym człowiekiem, który potrafił kochać i miał w sobie ogromną potrzebę kochania i bycia kochanym. Jego związków nie można określić mianem przygody na jedną noc; on w nie wkładał serce. Naprawdę kochał… i potrzebował czułości, podziwu, miłości.

Z czego wynikała ta potrzeba miłości?

Z kompleksów z dzieciństwa: pochodził z biednej rodziny, bez wykształcenia i za wszelką cenę próbował nadrobić te braki. I ciągle starał się uwodzić.

Kogo uwodził?

Wszystkich. Dla wszystkich był czarujący, charyzmatyczny. Jego uśmiech był niezwyciężoną bronią. Wszyscy go kochali i podziwiali. Nigdy nie słyszałem, by miał wrogów. Jestem pewien, że ten uśmiech nieraz ocalił mu życie, przy przekraczaniu granicy gdzieś na końcu świata.

Co pchało go do podróży w odległe zakątki świata?

Był dzieckiem wojny: zaznał biedy, żył na granicy przetrwania. To sprawiło, że nabrał ogromnego apetytu na życie. Odnajdywał się w miejscach, gdzie egzystencja jest niepewna i jednocześnie najbardziej intensywna. Życie na granicy było dla niego jak powrót do domu.

Czy był bojaźliwy?

Narażał się na niebezpieczeństwo tylko wtedy, gdy było to konieczne dla uzyskania informacji. Był bardzo ostrożny, nie ryzykował bez potrzeby. Starał się unikać potencjalnych zagrożeń i konfliktów, bał się, ale umiał prawidłowo reagować. To prawda, że kiedyś strzelał nawet z karabinu, ale tylko dlatego, że to był jedyny sposób, by ochronić ludzi, którzy z nim byli.

Czy pański mistrz udzielił panu jakiejś rady?

Owszem. „Jeśli chcesz, żeby twoje pisarstwo przetrwało, staraj się stworzyć obraz świata”, powiedział mi kiedyś. Jemu się to udało, przede wszystkim dzięki wnikliwemu spojrzeniu na różne sprawy.

Czy jest coś, co pan wie o Kapuścińskim, a czego pan nie ujawnił?

Nie, nic ważnego. Gdybym podejrzewał, że coś takiego zostało, starałbym się to zbadać. Pokazałem go nie jako półboga, ale jako człowieka ze wszystkimi jego niedoskonałościami; i jego osiągnięcia tym bardziej zasługują na szacunek. Ja w każdym razie podziwiam go teraz jeszcze bardziej jako mojego mistrza. I staram się go naśladować.

Jakie było ostatnie zdanie, jakie wypowiedział do pana Kapuściński, zanim odszedł z tego świata?

Zastanawiał się, dlaczego świat tam bardzo mu się wymyka. I to mówił on, który miał życie tak intensywne, że mógłby nim obdzielić sto zwyczajnych osób.

źródło:

http://www.lavanguardia.es/lacontra/20110120/54104506345/para-kapuscinski-la-verdad-literaria-es-la-mas-alta-verdad.html