W kwietniu tego roku nakładem Znaku ukaże się książka Marka Kusiby, polskiego reportera i poety
z Kanady, tłumacza wierszy Ryszarda Kapuścińskiego. „Kapuściński z daleka i z bliska” to historia ich przyjaźni. To także próba odnalezienia tych wątków twórczości mistrza reportażu, które są, zdaniem autora, nierozpoznane lub przemilczane.
Miał pan 29 lat, kiedy poznał Ryszarda Kapuścińskiego. Jak pan ocenia to spotkanie z perspektywy czasu?
Los zetknął nas w symbolicznym miejscu: 16 grudnia 1980 podczas uroczystości odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku. Staliśmy na platformie dla mediów. Oczywiście znałem jego twarz z mediów, ze zdjęć w książkach, ale nigdy wcześniej nie udało mi się z nim porozmawiać. Nie było okazji. Kapuściński zwrócił moją uwagę: stał nieruchomo, wpatrzony w pomnik, skupiony, podczas gdy inni dziennikarze kręcili się, gadali, przytupywali, bo było bardzo zimno. Podszedłem, przedstawiłem się, a on na to: „Znam pana teksty”. To było pierwsze zdanie, jakie od niego usłyszałem. Okazało się, że czytał „Kontrasty” w których wcześniej pracowałem, gdzie drukowaliśmy omówienia jego książek, jego wypowiedzi. Znał też mój reportaż „Ludzie mówią, kto ich słucha?”, który we wrześniu 1980 r. ukazał się w „Kulturze”, gdzie Ryszard pracował. To spotkanie właściwie zaważyło na całym moim życiu, mógłbym na ten temat napisać książkę.
I ją Pan napisał…
Owszem. I do pewnego stopnia to książka o wpływie Kapuścińskiego na mnie i moje życie. Jest raptularzem moich spotkań z tym pisarzem i jego pisarstwem, ale po części także obejmującym ponad pół wieku autoreportażem (używając parafrazy francuskiego terminu autofiction). Czyli: antropologia samego siebie w rzeczywistości Kapuścińskiego.
Skąd tytuł „Kapuściński z bliska (i z daleka)”?
Z bliska dlatego, że miałem szczęście i wielki przywilej spotykać się z Ryszardem i Alicją Kapuścińską na stopie nie tylko zawodowej, ale i przyjacielskiej, prowadzić niekiedy bardzo intymne rozmowy. Z daleka, ponieważ odbywały się one często przez telefon, jako że od 33 lat mieszkam w Kanadzie.
Jak wyglądały te rozmowy przez telefon od strony… praktycznej?
Nie umawialiśmy się, po prostu dzwoniłem. I jeśli Ryszard był w domu, rozmawialiśmy. Miałem świadomość, że jest bardzo zajętym człowiekiem, zatem nie były to długie, nocne Polaków rozmowy, a raczej – rozmówki. Czasami on zadzwonił, a zawsze dzwonił podziękować za wydrukowanie tłumaczenia wiersza czy recenzję. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z sytuacją, by pisarz dzwonił i dziękował recenzentowi za omówienie jego książki. Ale on taki był: bardzo dobry, wrażliwy. Był wdzięczny za wysiłek, włożony w tłumaczenie jego wiersza, za wnikliwą lekturę jego książki, bo wiedział, ile to kosztuje. Kiedyś powiedział mnie i Dianie Kuprel, z którą razem przekładaliśmy jego wiersze, że ma świadomość bardzo przyziemnego faktu, że my to robimy społecznie, że nikt nam za to nie płaci i nikt nas o to nie prosił, i że on to bardzo ceni.
Czy któreś spotkanie z Ryszardem Kapuścińskim zapadły Panu w pamięć?
Właściwie wszystkie miały dla mnie wielką wartość. Były nie tylko przyjemnością obcowania z wybitnym człowiekiem, ale także lekcjami skromności, uważności i zawodu. Twarzą w twarz spotkaliśmy się w 1980 r., a potem dopiero w 1988. Przyjechał do Toronto po odbiór nagrody Fundacji Turzańskich. Po kilku miesiącach pojechałem do kraju i zaczęliśmy się spotykać: w Fundacji „Pogranicze” nad Wigrami, w Białymstoku, w jego nowym mieszkaniu na Prokuratorskiej. W czasie, gdy pisał „Heban” spędziłem w Polsce ponad pół roku. Czasami czytał mi fragmenty, chodząc po pracowni w takt wypowiadanych sylab. To było niezwykłe doświadczenie: Ryszard lubił sprawdzać na kolegach po piórze „nośność” zdań.
Co pan chciał osiągnąć pisząc „Kapuściński z bliska (i z daleka)”?
Przede wszystkim nie jest to uzupełnienie biografii, bo jak na razie żadna biografia Kapuścińskiego nie powstała – poza oczywiście „Biografią twórczą” Nowackiej i Ziątka. Moja książka nie ma takich ambicji. Ryszard nie życzył sobie żadnych biografii, opędzał się od propozycji wywiadów-rzeki czy bardzo lukratywnych propozycji zagranicznych napisania autobiografii. Zawsze mówił, że swoje życie opisał w książkach: wystarczy poczytać „Podróże z Herodotem”, „Heban”, „Imperium” czy „Lapidaria”. W mojej książce chcę pokazać Kapuścińskiego nieznanego w Polsce, a także „niedoczytanego”. Pokazuję wątki w jego twórczości nierozpoznane lub przemilczane przez krajową krytykę.
Czego nie ma w Pana książce?
Ponieważ są to zapiski z moich spotkań z Kapuścińskim, kończą się w roku jego śmierci. Przez szacunek dla jego pamięci nie chciałem pakować do książki, ukazującej się w 10. rocznicę jego śmierci i 85. rocznicę urodzin, obleśnej i chamskiej rozróby (bo tak to trzeba nazwać) jaka miała miejsce we „wdzięcznych” polskich mediach w tygodniach i miesiącach po jego śmierci. Nie chciałem w tej bardzo osobistej książce przeprowadzać analiz paszkwili, jakie napisano na temat Kapuścińskiego, bo to temat na osobne omówienie. I to bardziej dla psychoanalityka niż literaturoznawcy.
Nie szczędzi Pan krytyki pod adresem Artura Domosławskiego, ale czy dostrzega Pan jakikolwiek pozytywny aspekt książki „Kapuściński – non fiction”?
Każda publikacja na temat Kapuścińskiego, nawet tak nierzetelna i niesprawiedliwa jak ta przereklamowana pseudo-biografia, ma swoje dobre strony. Pan Artur może nawet jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, jak skandal wokół jego książki przyczynił się do wzrostu zainteresowania twórczością Ryszarda Kapuścińskiego, i jaką on sam sobie wyrządził niedźwiedzią przysługę. Ryszard, wiedziony chyba jakąś intuicją, zanotował w „Lapidarium” uwagę Wańkowicza z „Kundlizmu”: – Opluwacze nie zdobywają znaczącego miejsca w kulturze, ich nazwiska gdzieś szybko znikają, kto więc wstępuje na drogę opluwania innych – skazuje się na samozagładę.
Rozmawiał Antoni Rokicki
Marek Kusiba – ur. w 1951 roku w Krośnie. Od 1984 r. mieszka z rodziną w Kanadzie. Reporter i poeta, dziennikarz, tłumacz. Współautor (z Dianą Kuprel) przekładów poezji Ryszarda Kapuścińskiego. Autor ośmiu tomów wierszy, dwóch zbiorów felietonów i biografii (po angielsku). Laureat konkursów reporterskich. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN Canada.