„Kapuściński z daleka i z bliska” zapowiedź nowej książki.

W kwietniu tego roku nakładem Znaku ukaże się książka Marka Kusiby, polskiego reportera i poety
z Kanady, tłumacza wierszy Ryszarda Kapuścińskiego. „Kapuściński z daleka i z bliska” to historia ich przyjaźni. To także próba odnalezienia tych wątków twórczości mistrza reportażu, które są, zdaniem autora, nierozpoznane lub przemilczane.

Ryszard Kapuściński z Markiem Kusibą w Toronto, grudzień 1996. Fot. Diana Kuprel
Ryszard Kapuściński z Markiem Kusibą w Toronto, grudzień 1996. Fot. Diana Kuprel

Miał pan 29 lat, kiedy poznał Ryszarda Kapuścińskiego. Jak pan ocenia to spotkanie z perspektywy czasu?

Los zetknął nas w symbolicznym miejscu: 16 grudnia 1980 podczas uroczystości odsłonięcia Pomnika Poległych Stoczniowców 1970 w Gdańsku. Staliśmy na platformie dla mediów. Oczywiście znałem jego twarz z mediów, ze zdjęć w książkach, ale nigdy wcześniej nie udało mi się z nim porozmawiać. Nie było okazji. Kapuściński zwrócił moją uwagę: stał nieruchomo, wpatrzony w pomnik, skupiony, podczas gdy inni dziennikarze kręcili się, gadali, przytupywali, bo było bardzo zimno. Podszedłem, przedstawiłem się, a on na to: „Znam pana teksty”. To było pierwsze zdanie, jakie od niego usłyszałem. Okazało się, że czytał „Kontrasty” w których wcześniej pracowałem, gdzie drukowaliśmy omówienia jego książek, jego wypowiedzi. Znał też mój reportaż „Ludzie mówią, kto ich słucha?”, który we wrześniu 1980 r. ukazał się w „Kulturze”, gdzie Ryszard pracował. To spotkanie właściwie zaważyło na całym moim życiu, mógłbym na ten temat napisać książkę.

I ją Pan napisał…

Owszem. I do pewnego stopnia to książka o wpływie Kapuścińskiego na mnie i moje życie. Jest raptularzem moich spotkań z tym pisarzem i jego pisarstwem, ale po części także obejmującym ponad pół wieku autoreportażem (używając parafrazy francuskiego terminu autofiction). Czyli: antropologia samego siebie w rzeczywistości Kapuścińskiego.

Skąd tytuł „Kapuściński z bliska (i z daleka)”?

Z bliska dlatego, że miałem szczęście i wielki przywilej spotykać się z Ryszardem i Alicją Kapuścińską na stopie nie tylko zawodowej, ale i przyjacielskiej, prowadzić niekiedy bardzo intymne rozmowy. Z daleka, ponieważ odbywały się one często przez telefon, jako że od 33 lat mieszkam w Kanadzie.

Jak wyglądały te rozmowy przez telefon od strony… praktycznej?

Nie umawialiśmy się, po prostu dzwoniłem. I jeśli Ryszard był w domu, rozmawialiśmy. Miałem świadomość, że jest bardzo zajętym człowiekiem, zatem nie były to długie, nocne Polaków rozmowy, a raczej – rozmówki. Czasami on zadzwonił, a zawsze dzwonił podziękować za wydrukowanie tłumaczenia wiersza czy recenzję. Nigdy wcześniej nie spotkałem się z sytuacją, by pisarz dzwonił i dziękował recenzentowi za omówienie jego książki. Ale on taki był: bardzo dobry, wrażliwy. Był wdzięczny za wysiłek, włożony w tłumaczenie jego wiersza, za wnikliwą lekturę jego książki, bo wiedział, ile to kosztuje. Kiedyś powiedział mnie i Dianie Kuprel, z którą razem przekładaliśmy jego wiersze, że ma świadomość bardzo przyziemnego faktu, że my to robimy społecznie, że nikt nam za to nie płaci i nikt nas o to nie prosił, i że on to bardzo ceni.

Czy któreś spotkanie z Ryszardem Kapuścińskim zapadły Panu w pamięć?

Właściwie wszystkie miały dla mnie wielką wartość. Były nie tylko przyjemnością obcowania z wybitnym człowiekiem, ale także lekcjami skromności, uważności i zawodu. Twarzą w twarz spotkaliśmy się w 1980 r., a potem dopiero w 1988. Przyjechał do Toronto po odbiór nagrody Fundacji Turzańskich. Po kilku miesiącach pojechałem do kraju i zaczęliśmy się spotykać: w Fundacji „Pogranicze” nad Wigrami, w Białymstoku, w jego nowym mieszkaniu na Prokuratorskiej. W czasie, gdy pisał „Heban” spędziłem w Polsce ponad pół roku. Czasami czytał mi fragmenty, chodząc po pracowni w takt wypowiadanych sylab. To było niezwykłe doświadczenie: Ryszard lubił sprawdzać na kolegach po piórze „nośność” zdań.

Fot. Diana Kuprel
Fot. Diana Kuprel

Co pan chciał osiągnąć pisząc „Kapuściński z bliska (i z daleka)”?

Przede wszystkim nie jest to uzupełnienie biografii, bo jak na razie żadna biografia Kapuścińskiego nie powstała – poza oczywiście „Biografią twórczą” Nowackiej i Ziątka. Moja książka nie ma takich ambicji. Ryszard nie życzył sobie żadnych biografii, opędzał się od propozycji wywiadów-rzeki czy bardzo lukratywnych propozycji zagranicznych napisania autobiografii. Zawsze mówił, że swoje życie opisał w książkach: wystarczy poczytać „Podróże z Herodotem”, „Heban”, „Imperium” czy „Lapidaria”. W mojej książce chcę pokazać Kapuścińskiego nieznanego w Polsce, a także „niedoczytanego”. Pokazuję wątki w jego twórczości nierozpoznane lub przemilczane przez krajową krytykę.

Czego nie ma w Pana książce?

Ponieważ są to zapiski z moich spotkań z Kapuścińskim, kończą się w roku jego śmierci. Przez szacunek dla jego pamięci nie chciałem pakować do książki, ukazującej się w 10. rocznicę jego śmierci i 85. rocznicę urodzin, obleśnej i chamskiej rozróby (bo tak to trzeba nazwać) jaka miała miejsce we „wdzięcznych” polskich mediach w tygodniach i miesiącach po jego śmierci. Nie chciałem w tej bardzo osobistej książce przeprowadzać analiz paszkwili, jakie napisano na temat Kapuścińskiego, bo to temat na osobne omówienie. I to bardziej dla psychoanalityka niż literaturoznawcy.

Nie szczędzi Pan krytyki pod adresem Artura Domosławskiego, ale czy dostrzega Pan jakikolwiek pozytywny aspekt książki „Kapuściński – non fiction”?

Każda publikacja na temat Kapuścińskiego, nawet tak nierzetelna i niesprawiedliwa jak ta przereklamowana pseudo-biografia, ma swoje dobre strony. Pan Artur może nawet jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, jak skandal wokół jego książki przyczynił się do wzrostu zainteresowania twórczością Ryszarda Kapuścińskiego, i jaką on sam sobie wyrządził niedźwiedzią przysługę. Ryszard, wiedziony chyba jakąś intuicją, zanotował w „Lapidarium” uwagę Wańkowicza z „Kundlizmu”: – Opluwacze nie zdobywają znaczącego miejsca w kulturze, ich nazwiska gdzieś szybko znikają, kto więc wstępuje na drogę opluwania innych – skazuje się na samozagładę.

Rozmawiał Antoni Rokicki

Marek Kusiba –  ur. w 1951 roku w Krośnie. Od 1984 r. mieszka z rodziną w Kanadzie. Reporter i poeta, dziennikarz, tłumacz. Współautor (z Dianą Kuprel) przekładów poezji Ryszarda Kapuścińskiego. Autor ośmiu tomów wierszy, dwóch zbiorów felietonów i biografii (po angielsku). Laureat konkursów reporterskich. Jest członkiem Stowarzyszenia Pisarzy Polskich i PEN Canada.

źródło: http://www.nowyfolder.com/marek-kusiba-wywiad/