źródło: WPROST nr 52/1995
data publikacji: 1995-12-01
– Zachodni obserwatorzy zarzucają nam, że mamy skłonność oceniania spraw międzynarodowych z wąsko polskiego punktu widzenia.
– Rzeczywiście, na globus patrzymy bardzo polonocentrycznie. W Polsce często się słyszy: „Jacy ci Amerykanie naiwni, jak oni niewiele rozumieją z tego, co się dzieje wokół Polski”. Tymczasem oni to rozumieją doskonale, problem polega tylko na tym, iż ich interes państwowy jest zupełnie różny od naszego interesu. Oni prowadzą politykę globalną, a nie politykę w stosunku do konkretnego kraju, tym bardziej tak małego jak nasz. W Polsce rzadko zdajemy sobie z tego sprawę, ponieważ my patrzymy z perspektywy: „wejdziemy czy nie wejdziemy do NATO”. Tymczasem dla USA najważniejsze są poprawne stosunki z Rosją i nie stać ich na to, aby je sobie popsuć z powodu zaangażowania się w sprawy polskie. Stanom Zjednoczonym zależy na utrzymaniu silnej Rosji, która może w przyszłości zagrodzić drogę Chinom i fundamentalizmowi islamskiemu. Tak więc polityka popierania Jelcyna i jego rządów opozycyjnych do odradzającego się w Rosji komunistycznego imperializmu jest jedyną polityką, jaką Stany Zjednoczone będą chciały prowadzić. Ameryka zatem w sprawie wejścia Polski do NATO nie zrobi niczego takiego, co mogłoby zaszkodzić jej stosunkom z Rosją.
– W Polsce, gdzie opinia publiczna śledzi głównie kolejne zapowiedzi wejścia do NATO, z trudem upowszechnia się przekonanie, iż najlepszym gwarantem bezpieczeństwa danego kraju jest jego siła ekonomiczna.
– We współczesnym świecie wojna przestała być opłacalna. Dziś siły państwa nie mierzymy już przecież zdobyczami terytorialnymi, lecz rozwojem gospodarki, poziomem życia społeczeństwa i pozycją na międzynarodowych rynkach. Do przeszłości należy przekonanie, że państwo jest wielkie wtedy, kiedy pozostaje wielkie na mapie.
– Nawet jeżeli wejdziemy do NATO późno lub wcale – i tak skorzystamy na tym, że nasza planeta stała się miejscem pokojowym, czego nie zmieniają nawet krwawe konflikty w Rwandzie, Czeczenii czy byłej Jugosławii.
– W dzisiejszym świecie nie ma przede wszystkim nastroju do wojny. Jeżeli czyta się prasę z początku wieku czy z lat trzydziestych, to widać, że zarówno pierwsza, jak i druga wojna była długo przepowiadana przez polityków, dziennikarzy czy artystów i przez wiele lat po prostu wisiała w powietrzu. Zanim wybuchła była głównym tematem dyskusji w prasie, elementem przetargowym w sporach międzypartyjnych, źródłem debat politycznychw parlamentach. Dzisiaj w prasie światowej mówi się o setkach problemów, ale nie o wojnie, zwłaszcza globalnej.
– Frontalna konfrontacja musiałaby być dziełem szaleńca albo przypadku. Natomiast przestępczość czy narkomania stały się zagrożeniem powszechnym.
– Z jednej z ankiet przeprowadzonych ostatnio we Francji wynika, że przeciętny obywatel boi się nie konfliktu globalnego, lecz tego, że pewnego wieczoru zostanie napadnięty, pobity i obrabowany, ponieważ ktoś inny chce natychmiast wejść w posiadanie rzeczy, które ona ma przy sobie bądź we własnym mieszkaniu. Jeszcze gorzej, że zamachu na niego lub jego własność może dokonać dobrze uzbrojona i świetnie zorganizowana grupa przestepcza o światowym zasięgu.
– Na świecie rośnie liczba tych, którzy już zrozumieli, że się nie dorobią pracując w normalnym trybie, a bardzo chcą pozyc tak, jak najbogatsi, więc wybierają drogę na skróty – napad i rabunek.
– Często pod wpływem narkotyków. Przecież istnieją całe „narkodyktatury” – państwa, w których spora część aparatu władzy zaangażowana jest w wytwarzanie i przemyt narkotyków. Klasycznym przykładem „narkodyktatury” jest Myanmar, ale takich państw jest w samej Azji kilka.
– Te ekwiwalenty agresji wojennej docierają także do Polski w ramach oswajania się z demokracją i wolnym rynkiem.
– Wydarzenia, które zachodzą właśnie w naszym kraju, nakładaja na Polaków ciężar, którego uniesienie wymagałoby postawy heroicznej w skali masowej, a przecież heroizm to zjawisko indywidualne. Byliśmy społecznością nekaną i poddawaną presji od początku wieku. Historia ciągle wymaga od nas wielkiego wysiłku, a my jestesmy calkiem zwykłym społeczeństwem, któremu przytrafił się bardzo ciężki wiek XX. Proszę zauważyć, że ten brutalny nacisk historii trwa juz u nas sto lat i obejmuje parę pokoleń. W Polsce historia ma postać walca, który prze do przodu, miażdżąc wszystko, co napotka na swej drodze. Historia tego wieku stawiała ludziom zupełnie nieporównywalne wymagania. Bołoby wielką niesprawiedliwością mierzyć tą samą miarą postepowanie człowieka, który urodził się w latach trzydziestych w Moskwie i tego, który w tym samym czasie urodził się w Genewie.
– W nerwowych próbach połączenia Polski z Zachodem chodzi właśnie o utrwalenie w naszym kraju sytuacji, w której szary człowiek nie musi co kilka lat wybierać między godnością i upodleniem, między życiem i śmiercią.
– Musimy jednak pamiętać, że dystans, jaki nas dzieli od Zachodu, to bynajmniej nie kwestia ostatnich kilkudziesięciu lat. Podział Europy dokonał się już w XVII w. kiedy największe mocarstwa, takie jak Anglia, Francja czy Holandia, dokonywały ekspansji kolonialnych, Polska była zaledwie zapleczem rolniczym Europy. Proszę spojrzeć – na przykład – na malarstwo holenderskie XVII w. nie pod kątem artystycznym, lecz z punktu widzenia socjologii, organizacji społecznej czy poziomu cywilizacyjnego. Na obrazach widzimy wysoko rozwinięte miasta holenderskie, luksusowe wnętrza, doskonałą architekturę. W sto lat później król Polski Stanisław August nie może dojechać karetą do Grodna, ponieważ tonie ona na bezdrożach w tak głębokim błocie, że oddział wojska nie był w stanie jej wyciągnąć. Podkreślam – między jednym i drugim obrazkiem z Europy minęło sto lat! Tak więc jako historyk z wykształcenia i zamiłowania byłbym skłonny stosować dziś wobec własnego narodu taryfę ulgową, będąc świadomy, że Polacy mają do odrobienia zaległości, które ciągną się znacznie dłużej niż przez jedno czy dwa pokolenia.
– We współczesnej Polsce po sąsiedzku żyją obok siebie ludzie, którzy bytują jeszcze w stylu właściwym dla XIX w. i pokolenie, które w ramach kapiatalistycznego przyspieszenie dogania już wiek XXI.
– Zawsze bylismy krajem wielkich kontrastów. Pochodzę z Polesia, gdzie w czasch mojego dzieciństwa na wsiach nie było znane nawet pojęcie noża, nie mówiąc juz o samym nożu jako o narzędziu do krajania chleba. A jednocześnie część ludności wielkich miast żyła na poziomie europejskim. Artyści, którzy wtedy tworzyli w Polsce, uprawiali sztukę o randze światowej.
– Część z nich umacniała mit o narodzie wprawdzie ubogim, ale z natury przyzwoitym i oddanym ojczyźnie.
– To szlachecki sposób widzenia Polski, który w dodatku trwa do naszych czasów. Jeszcze w dobie dwudziestolecia w Polsce bytowały dwie klasy społeczne, dwie kultury, menatlności, dwa różne poziomy życia. One się z sobą praktycznie nie stykały, ponieważ uniemożliwiał to brak klasy średniej. Tymczasem ona stanowiła siłę społeczeństw zachodnioeuropejskich. W Polsce dopiero teraz tworzymy ją od podstaw. Nawet Czesi są od nas w tym względzie lepsi, ponieważ u nich klasa średnia przetrwała, chocby z tego powodu, że w Czechach nie zburzono wielkich miast.
– Tak więc – z braku lepszych wzorców – byle sprzedawca z GS-u demonstruje, obsługując klienta, postawę wielkopańską.
– Przecież on nie zna innego wzorca. Nie musimy się tym zachwycać, ale powinniśmy go zrozumieć. Kiedy w zeszłym roku byłem w restauracji w Barcelonie, rozmawiałem z kelnerem, który pochodzi z rodziny, gdzie ten zawód wykonuje już czternaste pokolenie. Nie muszę panu mówić, jakiej klasy usługi ów hiszpański kelner świadczy. Natomiast nasz rodzimy kelner to często chłopak ze wsi, który jeszcze wczoraj pasał krowy. Skąd ona ma wiedzieć, jak powinna wyglądać prawdziwa obsługa gościa restauracji. Kiedy więc przyjeżdża do mnie kolega z zagranicy i nie jest zadowolony z kelnera, bo w Barcelonie obsłużono go znacznie lepiej, tłumaczę mu, że taka jest między tymi kelnerami różnica, iż my ciągle wszystko musimy zaczynać od początku.
Rozmawiał Wiesław Kot