„Wszystkie strony vanitas” , recenzja książki „Lapidarium IV”

Autor: Zbigniew Bauer
źródło: Nowe Książki 3/2001.
data publikacji: 2000-01-01
——————————————————————–

Miało ich nie być-ale są, i nic nie wskazuje na to, by Ryszard Kapuściński również w przyszłości zechciał zrezygnować z zapisków składających się na kolejne tomy Lapidarium.

Okazuje się bowiem, że to właśnie fragment, ułomek tekstu, skrótowa notatka, zawierająca w sobie być może zarodek zgoła epickiego obrazu, najlepiej oddaje świat przełomu XX i XXI wieku. Lapidarium IV dodatkowo dobrze odpowiada – jak sądzę – obecnemu rytmowi pracy Kapuścińskiego podróżującego dziś znacznie częściej po cywilizowanych krajach, po tej części globu, która narzuca swoją wizję nadchodzących czasów pozostałym obszarom naszej planety i ich mieszkańcom.

Są to podróże eksperta, profesora i wykładowcy cenionych uczelni; podróże autora nagradzanych książek – szczególnie Hebanu, który cieszy się w świecie ogromnym powodzeniem. Widzimy go w USA, w Europie Zachodniej, ale także – i jest to swoista cecha tego właśnie tomu Lapidarium – w różnych miejscach Polski. W Kazimierzu, gdzieś w okolicach Kartuz, w pociągu do Wrocławia, Katowic, Krakowa, na spotkaniu w Warszawie, Gdańsku czy Łodzi. I oczywiście w ojczystym Pińsku, którego obraz towarzyszy teraz autorowi Imperium niemal nieodłącznie.

Jest w tym tomie znacznie więcej refleksji o książkach, o cudzych tekstach, o myślach ludzi znanych i zupełnie nieznanych, a w jakiś sposób bliskich autorowi. Poszczególne fragmenty tworzące ten tom są również – w porównaniu zwłaszcza z Lapidarium II, gdzie kolejne zapiski rozrastały się niemal w samodzielne eseje – o wiele krótsze, jakby „zdyszane”, sporządzone jednym pociągnięciem pióra, jedną kreską. Znacznie częściej są to po prostu aforyzmy, kawałeczki myśli, które dopiero mogą stać się uregulowaną i uformowaną tkanką tekstu. Ale przecież wszystko co uformowane, ostateczne, domknięte i skończone traci świeżość, niepowtarzalność, oddech nieskończoności, który zwykle ożywia nas i zmusza do działania. Taką uformowaną i uregulowaną materią byłoby każde poszczególne ludzkie życie i życie całych zbiorowości: narodów, społeczeństw. Czy chciałoby się nam cokolwiek czynić, gdybyśmy wiedzieli, co stanie się za chwilę, za miesiąc, za rok, za dziesięć lat? Czy chciałoby się nam budzić co rano?

Są dwa bieguny, między którymi rozpościera się przestrzeń Lapidarium IV, przestrzeń o wiele bardziej „rozciągliwa”, o wiele bardziej rozrastająca się o puste miejsca, niż było to w książkach poprzednich: te bieguny to ruch i śmierć. Śmierć to granica ruchu, granica zmiany, granica czasu i przestrzeni. Tom rozpoczyna się opowieścią o korespondencie Polskiego Radia, którego nagle dopadł zawał serca w środku cywilizowanego przecież kraju, jakim są Węgry. Nie umiał wytłumaczyć jedynej żywej istocie, jaka była obok niego, że za chwilę może umrzeć. Jego rozpaczliwe gesty były odbierane opacznie. Więc wyszedł w ciemność, walcząc z bólem i lękiem, z cieniem śmierci na ramionach – szukać kogoś, czegoś, co mogłoby mu pomóc. I jedynie przypadek, przejeżdżający tamtędy kierowca ciężarówki ratuje życie polskiemu dziennikarzowi.

Oto chwila, moment, gwałtowne nadejście ciemności, wobec której wszystko staje się mało ważne, a nawet groteskowe: pośpiech ( bo ktoś nas wyprzedzi ), nieustanny ruch ( bo może gdzie indziej jest lepiej lub ciekawiej niż tu), stawianie sobie zadań przekraczających możliwości naszych mięśni, serca, mózgu (bo ktoś inny zaszedł dalej, skoczył wyżej, pomyślał precyzyjniej i bardziej błyskotliwie ). Ten otwierający Lapidarium IV epizod kończą słowa pastora żegnającego mieszkańca jakiejś biednej wioski w Tanzanii: „Śmierć (…) uwalnia nas od naszych szkodliwych namiętności, od naszych śmiesznych ambicji i bezmyślnych dążeń. Czy wiecie, czym są wszystkie pragnienia, które tak nas rozpalają? Otóż -niczym, powiadam-niczym. Śmierć uderza nie tylko w tych, którzy umarli. Ona zarazem obnaża nicość żywych, przypomina im, że są prochem. Śmierć jest czymś wielkim, ponieważ jest wyrozumiałością i przebaczeniem”.

Powie ktoś – nic nowego. Kościół – czy to katolicki, czy (tym bardziej) ewangelicki – mocno akcentował zawsze motyw vanitas. Wiemy jedno z absolutna pewnością : umrzemy. Nie wiemy jak, nie wiemy kiedy, nie wiemy gdzie. Może to być pustynia, samolot, zapomniane od Boga miasteczko albo luksusowy hotel w centrum metropolii. Ludzkość – i Kapuściński wielokrotnie, zarówno w Lapidariach, jak też we wcześniejszych, reporterskich książkach prawidłowość tę zauważa – rozwija się niejako w dwóch kierunkach. Z jednej strony chce zerwać magiczne pieczęcie z tajemnicy o naszej śmierci( proroctwa, wróżby, czytanie znaków na ziemi i niebie); z drugiej – myśli o odsunięciu jak najdalej tej chwili, gdy staniemy się nicością, prochem ( badania biologiczne, medyczno- genetyczne, nowe leki, nowe mody w żywieniu i stylu życia). Ten drugi kierunek rodzi w nas ruch, aktywność, stałe pragnienie, by zdążyć, by być wszędzie jednocześnie, by dotknąć świata, zanim on, zanim my rozpadniemy się w proch.

Tak właśnie przejawia się ciążenie świata ( i jego opisu przez Kapuścińskiego) ku drugiemu biegunowi: ruchowi, ustawicznej zmianie, ciągłemu oderwaniu od korzeni, od ziemi, od czasu i przestrzeni. Nie ma odległości, nie ma czasu: Internet, globalne media, szybkie środki komunikacji pozwalają przezwyciężać lęk, że gdzieś się spóźnimy. Zatrzymać się oznacza – dla zachodniego świata – umrzeć. A przecież są jeszcze rejony globu, gdzie nie patrzy się na zegarek, gdzie godziny( o minutach nawet nie wspominając) nie znaczą nic. Gdzie można po prostu trwać – i to bez cienia żalu, że w ten sposób mija życie, że coraz bliżej do tego niewiadomego punktu: do ciemności. To Afryka, to pewne rejony Azji, to pewne obszary dawnego ZSRR. Kapuściński szkicując w Lapidariach diagnozę, zarysowując pewne linie interpretacyjne rozwoju współczesnej cywilizacji, akcentuje mocno płynność, labilność, niepewność wszystkiego, co – jak sądzimy – jest. To świat gigantycznej wymiany, przepływów, ruchów, wzajemnych zależności przenikań, których sieci stają się nieprzenikalne dla najwnikliwszych, najprecyzyjniejszych nawet umysłów. Myśl bowiem formuje, stabilizuje obraz, czyniąc go skończonym i w miarę pewnym. W Lapidarium IV sporo miejsca zajmuje refleksja o naturze postmodernizmu. Pisze np. Kapuściński: „Siła postmodernizmu jest w tym, że wyraża on nową sytuację komunikacyjną świata, w którym technika(elektronika)”