Ryszard Kapuściński o książce „Kirgiz schodzi z konia”

„Kirgiz schodzi z konia” – trzeba pamiętać w kontekście czasów, w jakich powstawała ta książka. Ja wróciłem wtedy z Afryki w 1967 i nie miałem wówczas przydziału, nie bardzo wiedziałem, co będę robił. Zbliżała się wówczas 50-ta rocznica Rewolucji Październikowej. Mój pracodawca, czyli Polska Agencja Prasowa nie miała co ze mną zrobić, więc wysłał mnie do Związku Radzieckiego, by napisać cykl reportaży rewolucyjnych.

Ja nie miałem ochoty pisać reportaży w związku z rewolucją, ale nie chciałem też stracić szansy tego wyjazdu. Wyjeżdżało się wówczas bardzo rzadko, wyjazdy były bardzo trudne, więc jak nadążała się taka możliwość to chciało się oczywiście wyjechać. Kierownik działu zagranicznego „Polityki” Henryk Namosny poradził mi, bym pojechał do republik azjatyckich Związku Radzieckiego, bo znałem tamta drugą stronę Azji; znałem wtedy Afganistan, Pakistan, Iran itd. Poradził mi, bym napisał jej porwanie tej części Azji, która stanowi część Związku Radzieckiego, czyli Tadżykistan, Uzbekistan, Kirgistan, Kazachstan itd. Oczywiście ten pomysł bardzo mi się spodobał i tam rzeczywiście pojechałem. Objechałem te republiki i przyjechałem do Polski. Stanąłem wówczas problemem, bo chciałem pisać uczciwie. Ale nie wiedziałem jak to zrobić. Postanowiłem, że nie będę pisał o polityce, ale głęboko poznam i opiszę kulturę tych krajów. Uderzyło mnie to, że pod tą oficjalną, sztywną skorupą Związku Radzieckiego te kultury istniały i żyły. To poczucie odrębności, godności i inności bycia muzułmaninem, Tadżykiem czy Kirgizem było bardzo silne. Ja przed napisaniem tej książki zagłębiłem się w całą lekturę kultury islamu, Azji i tamtego regionu.

To jest bardzo mała książka, mająca niewiele ponad 100 stron. Ale ja sobie obliczyłem, że aby napisać te 100 stron przeczytałem 14 tysięcy stron podręczników historii, kultury, religii itd. tego regionu Azji. Reportaże tam zawarte najpierw zostały wydrukowane w prasie a potem ukazały się w wydaniu książkowym. Jest to książka, w której ani razu nie jest użyte słowo Związek Radziecki. Chciałem po prostu pisać o tych odrębnych cywilizacjach i kulturach, które wówczas istniały i które istnieją oczywiście do dnia dzisiejszego. To jest taka poetycka książka, która w świetle obecnych tam wydarzeń zachowuje nadal swoja aktualność”.

Ryszard Kapuściński