Podróże z Herodotem – Odcinek 8

Autor: Ryszard Kapuściński
źródło: Gazeta Wyborcza
data publikacji: 2003-11-24
——————————————————————–

Szczęście i nieszczęście Krezusa

Szukając odpowiedzi na najważniejsze dla niego pytanie, a mianowicie – skąd wziął się konflikt między Wschodem i Zachodem, dlaczego panują między nimi wrogie stosunki, Herodot zachowuje się bardzo ostrożnie. Nie woła: ja wiem! ja wiem! Przeciwnie, sam chowa się w cień, a wystawia do odpowiedzi innych. Tymi innymi są w tym wypadku znawcy dziejów wśród Persów. Otóż owi uczeni Persowie, mówi Herodot, twierdzą, że sprawcami światowego konfliktu Wschód – Zachód nie są ani Grecy, ani Persowie, ale trzeci lud, ruchliwi, zawodowi handlarze – Fenicjanie. Ci to Fenicjanie zapoczątkowali proceder porywania kobiet i on to właśnie dał początek całej tej globalnej zawierusze.

I tak – Fenicjanie porywają w greckim porcie Argos królewską córkę imieniem Io i wywożą statkiem do Egiptu. Potem kilku Greków ląduje w fenickim mieście Tyros i porywa stamtąd królewską córkę E u r o p ę. Inni Grecy porywają królowi Kolchów jego córkę – M e d e ę. Z kolei Aleksander z Troi porywa H e l e n ę, żonę greckiego króla Menelaosa, i wywozi ją do Troi. W odwecie Grecy najeżdżają na Troję. Wybucha wielka wojna, której dzieje unieśmiertelnił Homer.

Herodot cytuje komentarz perskich mędrców:

Zdaniem Persów, porywać niewiasty jest czynem ludzi niesprawiedliwych, ale z powodu porwanych zawzięcie uprawiać dzieło zemsty mogą tylko nierozumni; rozsądni ludzie zgoła nie troszczą się o porwane kobiety; boć przecie to jasne, że gdyby same nie chciały, nie zostałyby uprowadzone. I na dowód przytacza sprawę greckiej królewny Io, tak jak przestawiają ją Fenicjanie: Twierdzą oni, że nie drogą porwania zawieźli ją do Egiptu, lecz że w Argos miała ona stosunek z kapitanem okrętu, a kiedy zauważyła, że jest brzemienna, z obawy, żeby jej sprawka nie wyszła na jaw przed rodzicami, sama dobrowolnie z Fenicjanami odpłynęła.

Dlaczego Herodot zaczyna swój wielki opis świata od błahej (zdaniem mędrców perskich) sprawy wzajemnego porywania dziewczyn? Bo respektuje prawo medialnego rynku: historia, żeby ją dobrze sprzedać, musi być ciekawa, musi zawierać odrobinę pieprzu, coś sensacyjnego, jakiś dreszcz. A te właśnie warunki spełniają opowieści o porwaniach kobiet.

Herodot żyje na przełomie dwóch epok – dominuje jeszcze tradycja przekazu ustnego, a czas historii pisanej dopiero się zaczyna. Otóż przypuszcza się, że rytm życia i pracy Herodota mógł wyglądać następująco: odbywał on daleką podróż, w czasie której zbierał materiały, a następnie wracał, jeździł po różnych miastach greckich, organizował coś w rodzaju wieczorów autorskich i opowiadał o doświadczeniach, wrażeniach i obserwacjach ze swoich wędrówek. Być może żył z tych spotkań, a także opłacał z nich następne podróże, zależało mu więc, aby mieć jak największe audytorium, ściągnąć tłum ludzi. Dobrze więc było zaczynać od rzeczy, która przykułaby uwagę, wzbudziła ciekawość, miała posmak sensacji. W całym jego dziele coraz to pojawiają się wątki mające poruszyć, zaskoczyć, zdumieć publiczność, która bez tych podniet znudzona rozeszłaby się przed czasem, zostawiając mówcę z pustą sakiewką.

Ale w relacjach o porwaniu kobiet szło nie tylko o łatwą sensację, o wątki dwuznaczne i pikantne. Bowiem już tu, na samym początku swoich dociekań, próbuje on sformułować swoje pierwsze prawo historii. Ambicja ta brała się stąd, że Herodot zebrał w swoich podróżach mnóstwo materiału z różnych epok i miejsc i że chciał ustalić i zdefiniować jakąś zasadę porządkującą ten na pierwszy rzut oka chaotyczny i nieprzebrany zbiór faktów. Czy w ogóle możliwe jest ustalenie takiej zasady? Herodot odpowiada, że tak. Jest nią, mianowicie, odpowiedź na pytanie: kto zaczął? Kto pierwszy wyrządził krzywdę? Mając przed oczyma to pytanie, łatwiej nam już poruszać się po zaplątanych i zawiłych meandrach historii, objaśniać sobie, jakie poruszają nią racje i siły.

Zdefiniowanie i świadomość tego prawa są niezmiernie ważne, ponieważ w świecie Herodota (nawet i dziś w różnych społecznościach) żywotne jest odwieczne prawo zemsty, prawo odwetu, oka za oko. Zemsta jest zresztą nie tylko prawem – jest najświętszym obowiązkiem. Kto nie dopełni obowiązku zemsty, będzie wyklęty przez swoją rodzinę, klan, społeczność. Obowiązek zemsty ciąży nie tylko na mnie – członku plemienia skrzywdzonego. Muszą go dopełniać także bogowie, a nawet bezosobowy i ponadczasowy Los.

Jaką funkcję spełnia zemsta? Strach przed zemstą, przed jej nieuchronnością i grozą powinien powstrzymać każdego z nas przed popełnieniem czynu niegodnego i szkodzącego innemu. Powinien być hamulcem, głosem opamiętania. Jeżeli jednak okaże się on niesprawny i ktoś popełni czyn krzywdzący innych, jego sprawca uruchomi łańcuch zemsty mogący ciągnąć się przez pokolenia, ba, przez wieki.

Jest jakiś ponury fatalizm w mechanizmie zemsty. Jest coś nieuchronnego i nieodwracalnego. Bo nagle spotyka cię nieszczęście i nie możesz dociec – dlaczego? Co się takiego stało? A to po prostu dosięgła cię zemsta za zbrodnie twojego, żyjącego dziesięć pokoleń temu, prapraojca, o którego istnieniu nawet nie wiedziałeś.

***

Drugie prawo Herodota, dotyczące nie tylko historii, ale i życia człowieka, brzmi: szczęście ludzkie nigdy nie jest trwałe. I nasz Grek dowodzi tej prawdy, opisując dramatyczne, przejmujące losy króla Lidów – Krezusa, podobne do przypadku biblijnego Hioba, którego Krezus, być może, był prototypem.

Lidia, jego królestwo, była potężnym państwem azjatyckim położonym między Grecją i Persją. W nim to, w swoich pałacach, Krezus nagromadził wielkie bogactwa, całe góry złota i srebra, z których słynął na świecie i chętnie pokazywał je odwiedzającym go gościom. Działo się to w połowie VI wieku przed Chrystusem, na kilkadziesiąt lat przed urodzeniem Herodota.

Pewnego razu do stolicy Lidii – Sardes – przybyli wszyscy greccy mędrcy owego czasu, a między innymi także Ateńczyk Solon (był poetą, twórcą demokracji ateńskiej, słynął z mądrości). Krezus osobiście przyjął Solona i nakazał sługom pokazać mu swoje skarbce, a pewien, że ich widok oszołomił gościa, zagadnął go: zebrała mnie ochota zapytać ciebie, czyś już widział najszczęśliwszego ze wszystkich ludzi? A zapytał w przekonaniu, że sam jest tym najszczęśliwszym człowiekiem.

Solon jednak bynajmniej mu nie schlebiał i wymienił jako najszczęśliwszych kilku bohatersko poległych Ateńczyków, dodając: Krezusie, mnie, który wiem, jak dalece bóstwo jest zmienne i zazdrosne, ty zapytujesz o los, ludzi? Otóż w długim okresie naszego życia musi się wiele zobaczyć, czego się nie chce, wiele też wycierpieć. Albowiem do siedemdziesięciu lat stanowię granicę życia ludzkiego; tych siedemdziesiąt lat daje dwadzieścia pięć tysięcy i dwieście dni. Ze wszystkich tych dni ani jeden nie jest podobny do drugiego. Tak więc, Krezusie, człowiek jest całkowicie igraszką przypadku. Widzę wprawdzie, że ty jesteś bardzo bogaty i królujesz nad wielu ludźmi. Ale tego, o co mnie pytasz, jeszcze o tobie nie wypowiadam, zanim się dowiem, że życie swoje dobrze skończyłeś. Zanim dobiegnie ono do kresu, należy wstrzymać się z sądem i nie mówić: „Jest szczęśliwy”. Przy każdej sprawie należy patrzeć na koniec, jak on wypadnie: wszak wielu ludziom bóg tylko ukazał szczęście, aby ich potem strącić w przepaść.

W istocie, po odjeździe Solona kara bogów ciężko dotknęła Krezusa i to za to, prawdopodobnie, iż myślał o sobie jako o najszczęśliwszym człowieku na świecie. Otóż miał Krezus dwóch synów – dorodnego Atysa i drugiego, głuchoniemego. Atysa chronił i strzegł jak oka w głowie. A jednak mimo to nieumyślnie i przypadkiem zabił go w czasie polowania gość Krezusa – niejaki Astradys. Kiedy dotarło do jego świadomości to, co uczynił, załamał się. W czasie pogrzebu Atysa poczekał, aż ludzie odejdą i uciszy się koło grobu, a potem, zdając sobie sprawę, że spośród wszystkich znanych mu ludzi najcięższy jego los dotknął, sam sobie nad mogiłą odebrał życie.

Po śmierci syna Krezus przez dwa lata żyje w głębokim smutku. W tym czasie władzę wśród sąsiednich Persów obejmuje wielki Cyrus, dzięki któremu potęga Persów szybko rośnie. Krezus boi się, aby państwo Cyrusa nie stało się zbyt silne, gdyż mogłoby zagrozić Lidii, zamyśla więc uprzedzić ewentualny najazd perski i sam pierwszy uderzyć.

Jest wówczas w zwyczaju, aby możni świata przed podjęciem ważnej decyzji zasięgali rady wyroczni. Tych wyroczni jest w ówczesnej Grecji wiele, ale najważniejsza ma siedzibę w świątyni położonej na wyniosłym zboczu górskim – w Delfach. Żeby zyskać przychylną wróżbę wyroczni, należy zjednać sobie darami boga delfickiego. Krezus zarządza więc gigantyczną zbiórkę ofiar. Każe zabić trzy tysiące sztuk bydła. Każe topić ciężkie sztaby złota, kuć przedmioty ze srebra. Poleca rozniecić wielki stos, na którym pali w ofierze złote i srebrne łoża, purpurowe płaszcze i chitony. Wszystkim Lidyjczykom wydaje rozkaz, aby każdy swoim mieniem uczestniczył w ofierze. Możemy sobie wyobrazić liczny i korny lud lidyjski, jak ciągnie drogami do miejsca, w którym płonie wielki stos, i rzuca w ogień to, co miał dotąd najcenniejsze – złotą biżuterię, wszelkie sakralne i domowe naczynia, szaty świąteczne i codzienne odzienie.

Opinie, które wygłasza wyrocznia i przekazuje tym, którzy prosili ją o zdanie, cechuje zwykle ostrożna dwuznaczność i mroczne mętniactwo. Są to teksty tak ułożone, by wyrocznia, w razie pomyłki (które zdarzały się często), mogła się z całej sprawy zręcznie i z zachowaniem twarzy wycofać. A jednak ludzie z uporem trwającym już przecież wiele tysięcy lat nadal wysłuchują chciwie i z wypiekami na twarzy zdania wróżek i wróżów, taka jest w tym pragnieniu o uchylenie zasłony jutra niesłabnąca i niezniszczalna siła. Jak widać, Krezus też nie był od tego wolny. Czeka niecierpliwie powrotu swoich wysłanników do różnych greckich wyroczni. Odpowiedź wyroczni w Delfach brzmiała: jeżeli wyruszysz przeciw Persom, zniszczysz wielkie państwo. I Krezus, który pragnął tej wojny, zaślepiony żądzą agresji zinterpretował przepowiednię jako: jeżeli wyruszysz na Persję – zniszczysz ją. Wszak Persja – i w tym miał rację – była rzeczywiście wielkim państwem.

Więc ruszył, ale wojnę przegrał, czym – zgodnie z przepowiednią – unicestwił własne wielkie państwo, a sam dostał się do niewoli. Schwytanego przyprowadzili Persowie przed Cyrusa. Ten kazał spiętrzyć wielki stos i Krezusa w więzach nań wprowadzić wraz z czternastu lidyjskimi chłopcami, może w tym zamiarze, aby ich jako pierwociny z łupów jakiemuś bogu poświęcić albo aby ślub spełnić, może też słyszał o bogobojności Krezusa i dlatego na stos go posłał, żeby się przekonać, czy któreś z bóstw uchroni go przed losem spalenia żywcem… Krezusowi zaś, kiedy stanął na stosie… przyszły na myśl słowa Solona, które jakby z boskiego natchnienia były wypowiedziane, że żaden z żyjących nie jest szczęśliwy. Gdy sobie to uprzytomnił, westchnął z głębokiej piersi i po długim milczeniu trzykroć zawołał imię Solona.

Teraz, na polecenie Cyrusa, który jest przy stosie, tłumacze pytają Krezusa, kogo woła i co to znaczy. Krezus odpowiada, ale kiedy to mówi, stos już się był zajął i pali na najdalszych końcach. Cyrus, pod wpływem litości, a także lęku przed odwetem, zmienia decyzję i nakazuje jak najszybciej zgasić zapalony stos, a Krezusa wraz z towarzyszącymi mu chłopcami sprowadzić na dół. Ale mimo prób nie udało się już ognia opanować.

Wtedy Krezus, widząc, że wszyscy próbują ugasić ogień, ale nie mogąc go już pohamować, donośnym głosem wezwał Apollona… I gdy tak wśród łez przyzywał boga, wówczas z pogodnego nieba i powietrznej ciszy nagle chmury nadciągnęły, rozpętała się burza i spadł tak gwałtowny deszcz, że zgasił stos. Cyrus każe mu zejść ze stosu, po czym pyta: – Krezusie, kto z ludzi namówił cię do tego, abyś wyruszył na mój kraj i stał się raczej mym wrogiem niż przyjacielem? Na to Krezus: – Królu, uczyniłem to na twoje szczęście, a moje nieszczęście. Winę zaś tego ponosi bóg Greków, którzy pobudzili mnie do tej wyprawy. Nikt przecie nie jest tak nierozumny, żeby wybierać wojnę zamiast pokoju: bo w pokoju synowie grzebią swoich ojców, a na wojnie – ojcowie swoich synów. Ale może było wolą bogów, żeby tak się stało.

Cyrus zaś zdjął mu kajdany, posadził obok siebie i traktował z bardzo wielkim szacunkiem; on i wszyscy, którzy go otaczali, patrzyli z podziwem na Krezusa. Ten zaś skupiony był w sobie i cichy.

Więc dwaj najwięksi w tym momencie władcy Azji – pokonany Krezus i zwycięski Cyrus – siedzą obok siebie, patrząc na pogorzelisko stosu, na którym przed chwilą jeden z nich miał spalić drugiego. Możemy sobie wyobrazić, że Krezus, którego przed godziną czekała śmierć w straszliwych męczarniach, jest ciągle w szoku, i że kiedy Cyrus pyta go, co mógłby dla niego uczynić, zaczyna występować przeciw bogom: – Władco, odpowiada, wyświadczysz mi największą łaskę, jeżeli pozwolisz, abym temu z bogów Greków, którego spośród bogów najbardziej uczciłem, posłał te oto okowy z zapytaniem, czy jest jego zwyczajem oszukiwać ludzi, którzy mu dobrze czynią!

Jakież to bluźnierstwo! Co więcej Krezus, uzyskawszy zgodę Cyrusa, wysłał kilku Lidyjczyków do Delf z poleceniem, by złożyli kajdany na progu świątyni i zapytali, czy bóg nie wstydzi się, że swymi wyroczniami skłonił Krezusa do wyprawy na Persów… oprócz tego mieli zapytać się, czy bogom greckim zwyczajna jest niewdzięczność.

A na to Pytia delficka miała im odpowiedzieć zdaniem, które stanowić będzie trzecie prawo Herodota:

– Przeznaczonego losu nawet bóg nie może uniknąć. Krezus odpokutował za grzech swojego prapradziada, który jako kopijnik Heraklidów, folgując zdradzie niewieściej, zamordował pana swego i posiadł jego godność, a wcale mu się nie należała. Aczkolwiek Apollo wysilał się, aby ciążące nad nim nieszczęście spełniło się dopiero na potomkach Krezusa, a nie na nim samym, nie zdołał jednak odwrócić przeznaczeń…

To była odpowiedź Pytii dana Lidyjczykom… którzy obwieścili ją Krezusowi. On wysłuchał jej i poznał, że wina jest po jego stronie, a nie po stronie boga.

Takie są dzieje panowania Krezusa.

Ciąg dalszy za tydzień

Ryszard Kapuściński

Cytaty z „Dziejów” Herodota za wydaniem Czytelnika, Warszawa 1954, przekład Seweryna Hammera

Ryszard Kapuściński