źródło: Gazeta Wyborcza
data publikacji: 2007-01-28
——————————————————————–
W walce z hałasem chodzi o spokój nerwów, w walce z ciszą chodzi o ludzkie życie
* Cisza. Ludzie, którzy piszą historię, zbyt dużo uwagi poświęcają tzw. głośnym momentom, a za mało badają okres ciszy. Jest to brak intuicji tak niezawodnej u każdej matki, kiedy usłyszy, że w pokoju jej dziecka raptem zrobiło się cicho. Matka wie, że ta cisza oznacza coś niedobrego. Że jest to cisza, za którą coś się kryje. Biegnie interweniować, ponieważ czuje, że zło wisi w powietrzu. Tę samą funkcję spełnia cisza w historii i w polityce. Cisza jest sygnałem nieszczęścia i często – przestępstwa. Jest takim samym narzędziem politycznym jak szczęk oręża czy przemówienia na wiecu. Cisza jest potrzebna tyranom i okupantom, którzy dbają, aby ich dziełu towarzyszyło milczenie. Zwróćmy uwagę, jak pielęgnował ciszę każdy kolonializm. Z jaką dyskrecją pracowała Święta Inkwizycja. Jak bardzo unikał reklamy Leonidas Trujillo.
Jakaż cisza emanuje z krajów przepełnionych więzień! O państwie Somozy – cisza, o państwie Duvaliera – cisza. Ile wysiłku poświęca każdy z tych dyktatorów, aby utrzymać idealny stan ciszy, którą coraz to ktoś próbuje naruszyć! Ile ofiar z tego powodu i jakie koszta! Cisza ma swoje prawa i wymagania. Cisza wymaga, żeby obozy koncentracyjne budować w miejscach odludnych. Cisza potrzebuje ogromnego aparatu policji. Potrzebuje armii donosicieli. Cisza żąda, aby wrogowie ciszy znikali nagle i bez śladu. Cisza chciałaby, żeby jej spokoju nie zakłócał żaden głos – skargi, protestu, oburzenia. Tam, gdzie rozlegnie się taki głos, cisza uderza z całej siły i przywraca stan poprzedni – to znaczy stan ciszy.
Cisza ma zdolność rozprzestrzeniania się i dlatego używamy takich określeń, jak ,,wokół panowała cisza” albo „zalegała powszechna cisza”. Cisza ma również zdolność przybierania na wadze i dlatego mówimy o „ciężarze ciszy”, tak jak mówimy o ciężarze ciał stałych lub płynnych.
Słowo „cisza” łączy się najczęściej z takimi słowami, jak „cmentarz” (cisza cmentarna), „pobojowisko” (cisza na pobojowisku), „lochy” (lochy wypełniała cisza). Nie są to zestawienia przypadkowe.
Dzisiaj mówi się dużo o walce z hałasem, a przecież walka z ciszą jest ważniejsza. W walce z hałasem chodzi o spokój nerwów, w walce z ciszą chodzi o ludzkie życie. Kogoś, kto robi dużo hałasu, nikt nie usprawiedliwia i nie broni, natomiast ten, kto zaprowadza ciszę w swoim państwie, jest chroniony przez aparat represji. Dlatego walka z ciszą jest tak trudna.
Byłoby ciekawe, gdyby ktoś zbadał, w jakim stopniu światowe systemy masowego przekazu pracują w służbie informacji, a w jakim – w służbie ciszy i milczeniu. Czego jest więcej: tego, co się mówi, czy tego, czego się nie mówi? Można obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie reklamy. A gdyby obliczyć liczbę ludzi pracujących w dziedzinie utrzymania ciszy? Których byłoby więcej?
* Czarny. W Kongu, w Stanleyville, w bocznej uliczce stoi barak, trochę przypominający remizę strażacką w małym miasteczku. Co niedziela odbywa się tu nabożeństwo kimbangistów. Po wejściu do mrocznego wnętrza mamy wrażenie, że trafiliśmy do Pieczorskiej Ławry w Kijowie. Bo w starych cerkwiach, na starych ikonach twarze boskie są ciemne, mówi się nawet – murzyńskie. W kościółku kimbangistów twarze boskie są na obrazach też ciemne, murzyńskie. Kimbangiści wierzą, że Jezus przyszedł na świat jako Murzyn. Tak ich nauczał prorok – Szymon Kimbangu. Kimbangu urodził się w końcu ubiegłego wieku, w plemieniu Bakongów. 18 marca 1921 roku został nawiedzony. Zaczął wędrować po Kongu i głosić swoją naukę. Powiedział, że jest zesłany przez Boga, aby wskrzeszać zmarłych, rozmnażać pokarm i zbawić świat. Ten świat dżungli i sawanny.
A Bóg nie jest biały, tylko czarny. Biali Boga ukradli i za to czeka ich potępienie wieczne i męczarnie nieskończone. Nauczanie to było rewolucyjne. Kimbangu mówił; „Nie słuchajcie władz – słuchajcie Boga”. Kimbangu mówił językiem biblijnym, bo tylko taki znał, i cała polityka jest u niego podana w sosie wzniosłej frazeologii mesjańskiej. W końcu 1921 roku Belgowie aresztowali proroka, skazali go na śmierć, a potem karę zamienili na dożywocie. Zaczęły się prześladowania kimbangistów.
Ale im bardziej rosły represje, tym ruch stawał się silniejszy. Szymon Prorok miał swój kościółek w dżungli. Na otwarcie przyniósł miskę z farbą. Kolor farby był czarny. W tym kościółku wisiały obrazy boże. I Szymon Prorok szedł od obrazu do obrazu i bejcował nieruchome twarze. Zmieniał kolor jasnych czół i różowych policzków, zgrubiał wargi i kędzierzawił włosy. Aż święci stali się czarni na podobieństwo Szymona i jego wyznawców. Taki był pierwszy gest rewolucyjny w Kongu; maźnięcie pędzlem po obrazie.
* Duchy. W Afryce wielu ludzi odnosi się sceptycznie do działania broni palnej. Wszelkie informacje o tym, że ktoś został zabity pociskiem, przyjmują tu z niedowierzaniem. Po pierwsze – nie ma człowieka, który by widział lecący pocisk. Jak więc udowodnić, że ktoś zginął, ponieważ ktoś inny wystrzelił z karabinu? Po drugie – istnieją zawsze sposoby, żeby bieg kuli odwrócić.
Do tego służą różne odmiany ju-ju, bardziej niezawodne niż stalowy pancerz. Były premier Nigerii zachodniej – chief Akintola – został rozstrzelany nie pod ścianą, co się najczęściej praktykuje, ale na samym środku werandy, ponieważ zamachowcy wiedzieli, że ju-ju, które ma Akintola, czyni go odpornym na kule z chwilą, kiedy uda mu się dotknąć ściany.
Opinia europejska była nieraz zaszokowana doniesieniami z Konga na temat masakrowania ciał zabitych. Nie jest to wyraz sadyzmu, jak próbowano tłumaczyć. Ten akt destrukcji zwłok wynika z metafizyki, z przekonania, że człowiek składa się nie tylko z ciała, ale i z duchów to ciało wypełniających. Wielu białych wierzy, że człowiek składa się z ciała i z duszy. Ale wiara w jedną duszę jest prymitywnym uproszczeniem skomplikowanej zagadki ludzkiego bytu. W rzeczywistości bowiem ciało człowieka wypełnia wiele duchów osiedlonych w różnych częściach organizmu ludzkiego. Moc tych duchów jest przepotężna – zostawione przy życiu, mają zdolność odradzania ciała.
Byłoby naiwnością sądzić, że ten cały skomplikowany świat duchów, bytujący w zakamarkach ludzkiego ciała, da się zlikwidować pojedynczą kulą. Zabicie ciała jest tylko jednym z elementów śmierci człowieka. Pełna śmierć następuje dopiero po likwidacji duchów albo po ich ucieczce. Te duchy trzeba wypuścić ze zmarłego, tak jak się wypuszcza z balonu powietrze: przez nakłucie. Stąd konieczność destrukcji zwłok, zwłaszcza jeśli poległy jest wrogiem, którego duchy mogą potem się mścić. Nie ma w tym żadnego okrucieństwa – jest to element samoobrony człowieka zmuszonego do walki z groźnym i wszechobecnym światem duchów, które choć niewidoczne, ciągle depczą żywym po piętach.