Początki twórczości Ryszarda Kapuścińskiego

Autor: Robert Nowacki
źródło: opracowanie własne
data publikacji: 2002-01-01

Ryszard Kapuściński po raz pierwszy wyjechał za granicę jako korespondent prasowy w 1956, korzystając z okazji w „Sztandarze Młodych”, w którym pracował. O tym informacje łatwo znaleźć i ustalić. Ale jak to się stało, że dwudziesto kilkulatkowi zaproponowano taki niecodzienny wyjazd, co przekonało redaktorów „Sztandaru” do młodego reportera? Jakie były początki twórczości przyszłego Dziennikarza Wieku?

Nieliczne wzmianki na ten temat podają sprzeczne ze sobą informacje. Postanowiłem dotrzeć do źródeł tekstowych i ustalić, jak to się wszystko zaczęło – odnaleźć i przedstawić debiut Kapuścińskiego. W tym celu spędziłem wiele godzin w bibliotekach przeglądając gazety sprzed ponad półwiecza. Poniższy tekst stanowi zapis chronologicznych wydarzeń do roku 1956.

Ryszard Kapuściński urodził się , 4 marca 1932 roku w Pińsku (dziś na terenie Białorusi). W pierwszą wyprawę wyruszył Kapuściński we wrześniu „roku pamiętnego” ze wsi na Lubelszczyźnie – był tam na wakacjach – aż do rodzinnego Pińska. Wraz z mamą, siostrą i sparaliżowanym dziadkiem wracali wśród samolotów, które bombardowały. Następne wędrówka miała odbyła się w czasie wojny w przeciwnym kierunku, z Pińska do Warszawy. Mama sprzedała wszystko, co mieli w domu, wynajęła furmankę i pojechali w stronę Warszawy, szukali ojca.

Natomiast po wojnie młody Kapuściński często wyruszał wraz z kolegą w odległe zakątki nowego państwa – do Wrocławia, Gdańska. Tam właśnie zaczął umierać, po raz pierwszy – zachorował na paratyfus.

Jak wielu jego rówieśników namiętnie kopał piłkę. Miał to wielkie szczęście trenować piłkę nożną w Legii Warszawa pod okiem samego Kazimierza Górskiego. Został również wicemistrzem juniorów Warszawy w boksie (waga kogucia w Polonii). Oprócz tego pisał wiersze, szczególnie chętnie będąc zmęczony czy zniechęcony bieganiem po boisku. Wysyłał te wiersze do różnych pism literackich.

W 1950 r. Kapuściński zdaje maturę we warszawskim gimnazjum im. Stanisława Staszica. Jak sam mówi o tamtych latach: Uczyłem się mniej niż średnio. Raczej wolałem biegać po lesie czy kopać piłkę niż czytać. Jeszcze na maturę szedłem ze ściągą pod unrrowską – tak się wtedy nosiło – bluzą. Naprawdę fascynował mnie sport. Piłka nożna. Fakt, że napisałem wiersze, był dla mnie samego szokiem. Losy tych wierszy śledził mój polonista, to on odkrył, że je tu i tam wydrukowano. Środowisko Ochoty, które znałem najlepiej, też nie sprzyjało intelektualnym marzeniom i spekulacjom. Byłem niedoczytany.

Ryszard Kapuściński debiutuje w wieku siedemnastu lat (!) 14 sierpnia 1949 roku na łamach katolickiego tygodnika „Dziś i Jutro” wierszami pt. Pisanie szybkością i Uzdrowienie. Przeczytajcie sami te dwa wiersze w ich oryginalnej formie i układzie.

Jego poezję w krótkim czasie zamieszczają inne ówczesne czołowe pisma literackie. Na osiemnaste urodziny tygodnik „Odrodzenie” drukuje jego kolejny wiersz pt. W sprawie zobowiązań. Poniżej teksty wierszy zamieszczonych w 1950 roku w „Odrodzeniu”.

Tygodnik „Odrodzenie” nr 6 z 5.02.1950

OBRAZKI ZIMOWE

RÓŻOWE JABŁKA

Śnieg.
Śnieg biały, jak włosy mojej matki.
Śnieg.
Śnieg gruby, jak rysy twarzy mojego ojca.
Mróz przylgnął do każdego płatka,
do każdego ziarnka powietrza.
I nagle… nagle na śniegu wyrosły
różowe jabłka.
Mówię wyraźnie towarzysze:
różowe jabłka na śniegu.

Różowe jabłka –
Radosne twarzyczki dzieci.
A dzieci mogą mieć różne imiona:
Janek, Danka, Jadzia, Zdzisiek.
Zwykłe, proste imiona.
I są to synowie i córki
Górników z Zabrza
Górników – najpiękniejszych zwycięzców.
Świat jest biały, jak gołąb pokoju,
który unosi w dziobie skrawek czerwonego płótna
To dzieci wciągnęły na maszt
czerwoną flagę
rączkami ciepłymi od ufności.

Ryszard Kapuściński

Tygodnik „Odrodzenie” nr 10 z 5.03.1950

W SPRAWIE ZOBOWIĄZAŃ

Cóż, towarzysze – poeci
dajcie i mnie słów parę powiedzieć.
A sprawa jest dla nas ważna:
Żółwia trzeba i w wierszach wyprzedzić.

Żółw co oznacza – wiecie.
Więc i krytyce teżby
trzeba żółwia rysować
pisząc o poezji.

Nie owijajmy w frazesów bawełnę,
rzecz jest przecież prosta:
nie może sprawa poezji
w ogonie wydarzeń zostać.

Jesteśmy daleko w tyle.
Ale rozpocznijmy za górnikami pościg
Chyba się domyślacie
Co by tu rzekł Majakowski?

Może to dla was dziwne:
taki młodziak-„poeta”,
a już sobie urządza w poezji
na normy przetory.

Wiem: niejeden mnie weźmie zdrowo
Przebłyśnie talentu latarką
Nie dla sławy śpiew liry
Wymieniam na pracy warkot.

Egzaminują: Markiewka,
Poręcki, Michałek, Markow.
Egzaminują robociarze na czele
z Partią

Ryszard Kapuściński

Według biografii Mariusza Szczygła na portalu Gazety Wyborczej pierwszy z tych wierszy, Różowe jabłka, wywołał w szkole namiętne dyskusje polityczne.

„W liceum zorganizowano dyskusję o poezji, gdzie porównywano wiersze Gałczyńskiego, Wierzyńskiego, Majakowskiego oraz dwóch uczniów: Ryszarda Kapuścińskiego i Andrzeja Piotrowskiego. Konkurent ostro skrytykował wiersz kolegi: „Kapuściński nie akcentuje silnie swej przynależności politycznej. I tu tkwi prawdziwy błąd. Drugim błędem jest użycie przez Kapuścińskiego symbolu, który pochodzi, jak wiemy, z całkiem innej epoki, który zaciera prostotę wiersza, stwarza pozory nieszczerości, unika nazywania rzeczy po imieniu”. Nie wiadomo, co odpowiedział na to autor „Śniegu”, zaś dyskusja zakończyła się wielkodusznym stwierdzeniem Piotrowskiego: „Kapuściński jest naszym kolegą i sami mu będziemy pomagać w przezwyciężaniu błędów””.

Talent młodego poety zostaje szybko zauważony i doceniony. Pismo Związku Literatów Polskich „Twórczości” poświęca w listopadzie 1950 r. Poezji Kapuścińskiego kilka stron – zbiór zatytułowany Droga prowadzi naprzód! Zbiór stanowi wybór kilku wierszy bardzo charakterystycznych dla tamtych powojennych czasów. Dedykowane zetempowskim brygadom traktorowym opisują ciężką pracę socjalistycznego robotnika i rolnika, trud i radość kolektywnej pracy w spółdzielniach, radość wspólnych żniw. Wspaniały zapis tamtego okresu widziany oczami młodego, wrażliwego człowieka. Poniżej przedstawię tylko dwa krótkie fragmenty z wiersza „Nasze dni” oraz „Lipcowe zobowiązania”

Fragment wiersza „Nasze dni”
Niech
drżą od warkotu traktorów
spółdzielcze, szerokie pola
Niech
pędzą stalowe maszyny
przeszkody znosząc.
My potrafimy
uparcie, z radością wytrwałą orać,
by patrzeć – jak nie po latach –
a już teraz
nasze plony wiozą.

Ryszard Kapuściński

Fragment wiersza „Lipcowe zobowiązania”

Traktorzyści
siadali do stołu.
Topniało w misach ciepłe jadło.
Na zebranie obowiązek wołał.
Spieszyli.
A mieli zebrań niemało.

Śpieszyli,
Bo nikt z nas nie chce,
żeby gadano:
–„na tyłach wydarzeń się tłucze”.
I spraw trudnych
było niemało,
a wiedzieli:
ZMP –
pomoże i nauczy

Ryszard Kapuściński

Jeszcze w tym samym miesiącu „Nowa Kultura” publikuje fragmenty jego „Poematu o Nowej Hucie”. Przeczytajcie poniżej ten tekst napisany językiem już dzisiaj tak obcym a przecież takim wyjątkowym, odmiennym.

Tuż po maturze zostaje odnaleziony przez redaktorów tworzącego się właśnie dziennika „Sztandar Młodych”. Mariusz Szczygieł podaje, że najpierw został gońcem. Wiktor Woroszylski, szef działu kultury, wysyłał go po wypowiedzi do ludzi pióra. Tak właśnie Kapuściński poznał znane postacie polskiej literatury – Marię Dąbrowską, Zofię Nałkowską, Leopolda Staffa i Juliana Tuwima.

Po pewnym czasie Kapuściński zaczyna jeździć jako początkujący dziennikarz, osiemnastolatek po całej Polsce. Ale nie tylko. Już w tym samym roku udaje się do Berlina na Festiwal Młodzieży i Studentów. Po Festiwalu zostaje jeszcze, nie wraca do kraju z całą ekipą kolegów. Wybłagał u kierownika, żeby pozwolono mu zostać dłużej, towarzyszyć w tournee po NRD zespołowi Pieśni i Tańca Liceum z Płocka. To był pierwszy wyjazd zagraniczny jako dziennikarz. Jednak po powrocie zaczął się dla Kapuścińskiego ciężki okres – studiuje na Uniwersytecie Warszawskim. W 1951 rozpoczął studia na Wydziale Polonistyki, by przenieść się potem na historię.

Na uczelni pracuje jako student-asystent, działa aktywnie w Związku Młodzieży Polskiej. Z dyplomem wraca do redakcji „Sztandaru”. Pracuje teraz już jako doświadczony reporter i specjalny wysłannik gazety m.in. na Festiwal Młodzieży i Studentów w Warszawie latem 1955. Jego relacje z wielodniowych spotkań młodzież całego świata w obronie pokoju bardzo często trafiały na łamy tego dziennika. Ukazują się również jego opisy spotkań polskich delegatów na Festiwal w wielu miastach, m.in. w Szczecinie. Jego nazwisko często gości wtedy na łamach „Sztandaru”, wielokrotnie na pierwszej stronie.

Pod koniec sierpnia 1955 ukazuje się „Poemat dla dorosłych” Adama Ważyka, o beznadziejnym, jałowym i upadlającym życiu robotników, budowniczych Nowej Huty.

Fragment „Poematu dla dorosłych” Adama Ważyka.

Ze wsi, z miasteczek wagonami jadą
zbudować hutę, wyczarować miasto,
wykopać z ziemi nowe Eldorado,
armią pionierską, zbieraną hałastrą
tłoczą się w szopach, barakach, hotelach
człapią i gwiżdżą w błotnistych ulicach:
wielka migracja, skundlona ambicja,
na szyi sznurek – krzyżyk z Częstochowy
trzy piętra wyzwisk, jasieczek puchowy,
maciora wódki i ambit na dziewki,
dusza nieufna, spod miedzy wyrwana,
wpół rozbudzona i wpół obłąkana,
milcząca w słowach, śpiewająca śpiewki,
wypchnięta nagle z mroków średniowiecza
masa wędrowna, Polska nieczłowiecza
wyjąca z nudy w grudniowe wieczory…
W koszach od śmieci na zwieszonym sznurze
chłopcy latają kotami po murze,
żeńskie hotele, te świeckie klasztory,
trzeszczą od tarła, a potem grafinie
miotu pozbędą się – Wisła tu płynie.
Wielka migracja przemysł budująca,
nie znana Polsce, ale znana dziejom,
karmiona pustką wielkich słów, żyjąca
dziko, z dnia na dzień i wbrew kaznodziejom –
w węglowym czadzie, w powolnej męczarni,
z niej się wytapia robotnicza klasa.
Dużo odpadków. A na razie kasza.

„Poemat” wywołał szok. Polska Ludowa była przecież krajem powszechnej szczęśliwości. Partia uznała wiersz za antyhumanistyczny, antyludowy, antyrobotniczy i antypartyjny. Do nagonki przeciwko „Poematowi” włączyła się cała prasa.

Do Nowej Huty trafił też wysłannik „Sztandaru” Ryszard Kapuściński, do tej najmłodszej dzielnicy, w której trwała budowa socjalistycznej oazy szczęścia robotnika. Jednak to, co widzi na własne oczy jest szokiem, który doprowadza do napisania przełomowego dla życia reporterskiego Kapuścińskiego, artykułu. Nosi on znamienny tytuł „To tez jest prawda o Nowej Hucie”. Jeszcze pięć lat wcześniej w „Poemacie o Nowej Hucie” młody poeta wychwala zdobycze budowniczych nowej dzielnicy, nowego miasta, nowego człowieka. Teraz już bogatszy w doświadczenie i mający inną wrażliwość, potrafi dostrzec więcej. Dostrzec szczegóły, które niszczą całość. Poniżej przedstawiam pełen tekst tego przełomowego dla życia Kapuścińskiego reportażu.

To tez jest prawda o Nowej Hucie

Sztandar Młodych nr 234 z 30.09.1955

I

Więc przyjechałeś. Witasz się z tym miastem jak z przyjacielem, którego na długo musiałeś opuścić. Chodzisz ulicami, których nie było, wśród domów tak ci nieznanych, mijasz ludzi zdziwionych, że ich nie pamiętasz. A przecież w końcu to nieodległa przeszłość, ten czas kiedy stawiano tu pierwszy fundament i otwierano drzwi pierwszego mieszkania. Wtedy wszystko było tu pierwsze. Ludzie też. Dzisiaj zresztą ich możesz spotkać. Wielu wyjechało, ale iluż odnajdziesz znajomych! Mają dom, zawód, rodzinę, a przyszli z gołymi rękami, z niczym. Związali się z tą ziemią. Władek powiada mi: „Dwa lata tu jestem i za boga bym nigdy nie wyjechał”. Nie potrzeba takich ludzi szukać, pytać o adres, dowiadywać się nazwisk. Są tu wszędzie. W ich życiu odczytasz dzieje Huty. Ta wspólnota z miastem zawiera dość ciepła, aby pozostać trwałą.

II

Ale w obrębie Huty, w jej wnętrzu są sprawy niepokojące i złe. Dużo jest tych spraw. Zbyt dużo. Przyglądasz się im, zagłębiasz, dociekasz, i oto gromadzą się pytania bez odpowiedzi, rośnie oburzenie, budzi się sprzeciw. Wołasz: przypatrzcie się uważnie Nowej Hucie, uważniej! To będzie pouczająca lekcja krzywd, draństw, bezduszności, zakłamania. Ludzi pozostawionych samych sobie, ran przez nikogo nie uleczonych. Taką Hutę także ujrzysz.

III

Posłuchaj. Niedawno jedna 14-letnia dziewczyna zaraziła armie chłopców. Kiedy z nią mówiliśmy opowiadała o swoich wyczynach tak wulgarnie, że się zbierało na wymioty. Ona nie jest jedyna. Nie wszystkie są tak młode, ale jest ich sporo. A idź do lasku Mogilskiego, idź na „Tajwan”, na „Kożedo”. To nazwy pieszowskiego osiedla. Same mówią za siebie. W Nowej Hucie znają mieszkanie, gdzie w jednym pokoju mama przyjmuje od facetów forsę, a w drugim córka wyrównuje gościom tę stratę. To nie jedyne takie mieszkanie. Te wszystkie historie przeniosły się teraz z ulicy i bram – do domów. Trudniej z tym walczyć, bo stało się to bardziej zamaskowane, ukryte. Zresztą ,kto poza milicją zajmuje się takimi sprawami? Wiesz co tu reguluje normy moralne? Forsa. Dosłownie! Powiedział mi jeden towarzysz: „Z moralnością lepiej, gdy nie mają za co”. Lekarstwo? Zarządzenie administracyjne! Nie wszystko da się wyleczyć administracyjnymi pociągnięciami. Zresztą i tu nic doskonałego. Przecież nieraz biurokracja osiąga w Hucie stopień barbarzyństwa. Oto kobieta – mieszkanka hotelu robotniczego – będzie rodziła dziecko. W tym pokoju mieszka jeszcze 6 dziewcząt. Po trzech miesiącach powinna wrócić do pracy. Nie wraca: pracuje w Hucie, kilka kilometrów od hotelu, a musi karmić dziecko cztery razy dziennie. Wszelako każą przynieść jej zaświadczenie, że pracuje. Tak, ale ona nie może go dostarczyć. Wtedy przychodzi hotelowa, zabiera pościel, zabiera wszystko co nie jest jej własnością: kobieta z maleństwem zostaje na deskach. A teraz weź kilkaset młodych małżeństw, które w Nowej Hucie nie mają mieszkań. Staraj się odgadnąć myśli dziewczyny spodziewającej się dziecka. Nie przyjdzie ci to z trudem. Wiesz, gdzie tu młode małżeństwa spędzają noce? W bramach albo po rowach. Stefek S. mówi mi zawsze: „nie będę się żenił, nie ożenię się, bo w tych warunkach musiałbym nie mieć szacunku dla swojej żony”. Pomów tu z dziewczętami. Są takie które ci powiedzą: „Wychodzić za mąż? Kiedy i tak nie dadzą żyć razem, po co sobie robić kłopot? Trzeba się jakoś obywać”. A przy tym to dziewczęta z gruntu dobre, pracowite i nie łatwo im przychodzi wyrzekać się szczęścia. Tak rodzi się cynizm, tak odbiera się młodości wiele piękna. Ale oni tacy się nie rodzą, oni tacy w swoim wnętrzu nie są – to my nie umiemy ich niczego nauczyć, nie umiemy im podać ręki. Czy myślisz, że tu ktoś w sposób zdecydowany rozwiąże kwestię owych mieszkań? Owszem była narada. Na skutki trzeba czekać długo. Wiem: nie wszystko można od razu, ale kto się godzi z ty, aby jego rodzinne życie zależało od bezmyślnych paragrafów hotelowego regulaminu? Któż to wpadł na ten genialny pomysł, że małżeństwa mogą przebywać razem w hotelowym pokoju tylko do 8 wieczór? Dlaczego nie wydzielono bodaj jednego z hoteli dla młodych małżeństw?

A teraz przyjrzyj się życiu młodego człowieka tu w Hucie. Wstaje rano, jedzie do pracy. Wraca jest godzina 3. To wszystko. O 3 kończy się jego dzień. Chodziłem po takich hotelach. Zaglądałem do pokoi: siedzą. Właściwie jest to jedyna czynność, jaką wykonują: siedzą. Nawet nie rozmawiają, o czym ciągle rozmawiać? Mogliby czytać – nie są przyzwyczajeni, mogliby śpiewać – to przeszkadza innym – mogliby bić się – nie chcą. Tylko – siedzą. Co czynniejsi wałęsają się bez celu ulicami. Do diabła, może jest gdzie pójść, wypełnić czymś pół dnia? Jest pełno knajp. Ale tam jedni nie chcą iść – inni nie mają pieniędzy. Poza tym nie ma nic. Świetlice, jeżeli są to puste, dwa maleńkie kina (około 400 miejsc łącznie na 80000 mieszkańców), ani basenu ani boisk, słowem co najmniej nieciekawie. A potem jedni piszą kojące sprawozdania, że odbyła się taka to a taka liczba zebrań (zgodnie z instrukcją), a drudzy plują z pogardą na hałastrę „wyjącą” z nudy w grudniowe wieczory.

Ale gdzie są owi trzeci, którzy powiedzieliby chłopcom, jak bić się o prawa, jak urządzić sobie dzień, czym się zająć, do czego zmierzać?

Mój drogi, przecież my widzimy tylko część człowieka, tylko tę chwilę, w której pracuje. Jeżeli pracuje dobrze, chwalimy go: oto patrzcie na kim się wzorować. Jeżeli pracuje źle – ganimy. Wytworzyliśmy już jakie takie normy moralności socjalistycznej w pracy. To wielka nasza zdobycz. Cóż jednak czynimy, żeby wykształcić takie normy w poza pracą. Kogóż chłopak obchodzi po opuszczeniu bramy zakładu? Sekretarza partii? Przewodniczącego koła? Aktywistów? Jeżeli sprawuje się poprawnie – nikogo, jeżeli nagannie – milicję. Znam tu w Hucie takich sekretarzy, którzy odpowiadali za zły stan produkcji. Znam również takich przewodniczących ZMP. Ciężko – bywało – odpowiadali. Ale kto ponosi odpowiedzialność, że ludzie po prostu nie umieli żyć, a on im nie pomógł, choć to jego obowiązek. Przyszli ze wsi, przynieśli ze sobą opłotkową moralność, która tu przestała obowiązywać. Ale nie daliśmy im wychowawcy, surowej opinii kolektywu, żywej ludzkiej tradycji. Jakże mamy czelność odwracać się plecami do tych ludzi, albo nie dostrzegać tego wszystkiego?

Ludzie jakoś tracą oddech, przygasa ich zapał, nie staje chęci do walki. Nasi ludzie. Nie ci utyskiwacze, nieufni i nie przekonani, ale ci którzy szli w przodzie, nawykli do starć, niezawodni. Znam ich, oni mnie zagrzewali, z nimi czułem się silniejszy. Pamiętasz Kwiatkowskiego? Wspaniały chłopiec. Młody robotnik, chętny do książki, odważny, rozsądny. Nie mógł znieść tych wszystkich świństw – krytykował, oburzał się, pisał. Znaleziono na niego sposób: nie dali mu mieszkania, choć ma chorą matkę i żonę na wsi. Niech nie krytykuje! Znasz Mikosia? Też nie dawał za wygraną, tez dochodził praw robotników. Znaleziono na niego sposób: zwolniono go z pracy. Chłopak trzy miesiące błąkał się bez roboty. Niech nie krytykuje! A Jakus, ten nieustępliwy, śmiały Jakus? Nie mogą zwolnić, jest zbyt znany, więc robią wokół niego opinię, że bumelant, rozrabiacz. To też niezgorsza metoda. Niech nie krytykuje! Kwiatkowski powiedział: „Już się przekonałem, że nie warto bić się o nic”. Wiesz do czego dochodzi. Ludzie mówią tu wprost: „Gdyby tu był towarzysz Dierżyński!”. To więcej znaczy niż tysiące faktów, takie jedno powiedzenie.

Ludzie patrzą, ludzie dużo widzą. To oni postawili Hutę, oni są jej gospodarzami dbałymi o jej dobro. Bardzo piękny objaw. Ludzie troszczą się o majątek. Ludzie rozumieją, ze to ich Huta. A teraz patrz: mówią – robotniku oszczędzaj każdą złotówkę. Robotnik buduje np. nowe osiedle i oszczędza złotówki. Wybudował do pierwszego piętra, zdarza się, że przychodzi zmiana projektu i budynek się rozbiera, częściowo się rozbiera, ściany się rozkuwa itp. robotnik zaoszczędził złotówki, projektant zmarnował tysiące. Kto za to odpowiada? Nikt. Niedawno nastąpiła awaria pieca martenowskiego. Mówią, że półmilionowa strata. Kto za to odpowiada? Nikt.. chociaż dobrze wiadomo ludziom, czyja to wina. A my mówimy: robotniku oszczędzaj każdą złotówkę. Zrobiono stroje dla zespołu pieśni tańca. Mówią, że półtoramilionowy koszt. Teraz zespół rozwiązany, bo się go nie da wychować (!), stroje marnieją. Kto za to odpowiada? Nikt. A my mówimy: robotniku oszczędzaj każdą złotówkę. Mówimy na pewno słusznie. Ale tylko ukrócenie takich praktyk może nas ustrzec przed mówieniem w próżnie.

Nasłuchałeś się tyle historii, każdy człowiek może się tu ich nasłuchać. Nie, nie sprawdziłem z absolutną pewnością czy dokładnie tak właśnie wygląda, czy nie ma w tym jakieś nieścisłości. Ale mówię – bo tu o tym mówią wszyscy, zresztą nie tylko o tych, o setkach spraw tego rzędu również. Jeden człowiek, przy tym nie fachowiec, nie potrafi do niczego dojść. To zbyt trudne dla niego, to nawet niemożliwe. Ale głosy dziesiątków ludzi coś znaczą. Mają swoją wymowę, nie mogą być pominięte, ktoś musi je zebrać, powtórzyć, wyciągnąć na światło. Nie chodzi o to, aby mnożyć przykłady. Ważne jest, że ludzie dobrze widzą. Ma się wrażenie, ze jakiś potworny grzyb biurokratyzmu narósł tutaj, że się rozplenia, że przygniata wszystko, ale nikt się tym nie interesuje, nikogo to nie obchodzi. Często tu przyjeżdża ktoś z KC, ktoś z ministerstwa. Widzimy, jak przyjeżdża. Widzimy, jak wyjeżdżą. Tylko nie widzimy, żeby się po takiej wizycie coś zmieniło. Kto tu, przyjeżdżając z Warszawy rozmawia z robotnikami, z młodzieżą? Nikt. Z jednym wyjątkiem: rozmawiał z nimi towarzysz Chruszczow, kiedy tu był w Nowej Hucie. To też wspominają go robotnicy, jakby to było wczoraj.

Myślę, że ludzie mają prawo pytać, myślę, że ludzie mają prawo pytać kto odpowiada za miliony wyrzucone w błoto, stracone albo wręcz ukradzione. Kogo obchodzi sytuacja w Hucie, krzywdy wyrządzone robotnikom? Kto zatwierdził plan budowy miasta przewidując dotąd tylko 2 małe kina, a za to wiele knajp? Myślę, że ludzie mają prawo pytać. I skoro nie mogą znaleźć odpowiedzi tu na miejscu, sądzą że powinien odpowiedzieć ktoś z Warszawy, ktoś z władz kierowniczych.

Żadne pytanie człowieka pracy nie może pozostać w naszym ustroju bez odpowiedzi. Nie może być u nas spraw, o których mówi się szeptem, po kątach. O wszystkim rozmawiamy pełnym głosem.

Przecież nie wystarczy nawoływać do krytyki oddolnej. Trzeba zachęcić do niej nie tylko słowami, ale i przykładem: ukarać kilku takich, którzy by chcieli żyć nie z robotnikami, ale na robotnikach. Czy aby takich zaczęliśmy nie za wcześnie tylko wychowywać, zamiast postawić ich przed sądem? U licha, nie tylko dywersanci robią u nas szkodliwą robotę.

Człowiek jest tu zdany tylko na łaskę i niełaskę zwierzchnika. Nie spodobasz się – przegrałeś. A nim dojdziesz swoich praw, dużo wody upłynie.

V

Nie chcemy, żeby ludzie na swojej drodze nie mogli spotykać sprawiedliwości. Nie te czasy, aby układać się z tym, którzy krzywdzą. W Nowej Hucie mieszkają prawdziwi ludzie. Uczciwi, pracowici i wytrwali. Ludzie, którzy uczą się żyć, którym trzeba pomóc. Tu też można by pisać opowieść o prawdziwym człowieku. Na pewno można by napisać wiele takich opowieści. Bo Nowa Huta jest terenem nieustannych zmagań i zaciekłych starć. Na zewnątrz niewidoczne, są niemniej powszechne. Niezadowolenie człowieka znajduje ujście nie tylko w pokrętnych gadkach, utajonych poszeptach. Wyzwalają je także burzliwe narady, drażliwe dyskusje w czasie zebrań, listy pisane do Warszawy. I patrzcie: mimo, że krytykującym nieraz utrudnia się życie, nie wszyscy z nich kapitulują, ba pojawia się wielu nowych, ze świeżym zapasem sił. Zresztą to nie jest żadne odkrycie: to prawidło walki. Niejeden raz, tenże Jakus przyjeżdżał do Warszawy, sygnalizował w ZG o sytuacji w Hucie – bez echa. Są w tejże Warszawie dokumenty o złym stanie w Nowej Hucie – bez odpowiedzi. To świadczy, że nie zawsze bacznie wsłuchujemy się w owe głosy, ale to świadczy przede wszystkim, że ludzie nie ustają w swoim dążeniu do lepszego, że kłócą się o nie, walczą, że domagają się zmian, poprawy.

Dobre i złe w Nowej Hucie ściera się co dzień, ludzka troska i odwaga zwycięża, zdobywa nowe tereny, umacnia swoje pozycje. Nowa Huta jest droga jej mieszkańcom i nie godzą się no, by wiązać jej kule u nogi. Kto wie ile właśnie dzięki tym szeregowym trudu usunięto przeszkód, oszczędzono kosztów, usprawniono pracy.

VI

Żaden z mieszkańców Nowej Huty nie jest legendarnym bohaterem, wszyscy są zwyczajni, często niepozorni. Ba, ileż razy chodzą po krzywych drogach. Ale nie są „hałastrą”, „duszą wpółobłąkaną”, „Polską nie człowieczą”, na pewno nie są „kaszą”!

Te określenia wzięte z poematu Ważyka, „Poemat dla dorosłych” są dla nich krzywdzące, nieprawdziwe, obrażające. Ich wysiłek powinien się spotkać z szacunkiem i mają żal do poety, że dostrzegł w nich „kaszę”, a nie serce gorące i chęć warte uznania. Powiedzieli w dyskusji: „To nas oburza. Nie jesteśmy tacy, jak w „Poemacie”. Jesteśmy po prostu ludźmi”. „Poemat” się do nich nie odwołał, pojęli go tak, ze nie są nikomu potrzebni, nawet, że się ich nie widzi. Strofy wiersza nie zabrzmiały dla nich jak wezwanie do walki – pogłębiły rozgoryczenia. Ale przyznali prawdziwość wielu obrazów poematu, tym bardziej, że stanowczo zbyt rzadko czytają o sobie całą prawdę. Albo bo też im najbardziej leżą na sercu niepokojące sprawy, która jest dość wielka, aby wymieść brud i stęchliznę, jeśli się przyjdzie jej z pomocą. W tym boju oni zdecydują! W Nowej Hucie muszą zobaczyć, że codziennie stajemy w obronie człowieka pracy, że zagląda się tam dokąd robotnik nie ma nigdy wglądu, bo daleko nam jeszcze do tego, aby lokalny kacyk czuł się odpowiedzialny przed masami. Nie łudźmy się.

N Nowej Hucie ludzie czekają na sprawiedliwość. Nie mogą czekać długo. Tam trzeba pojechać, rozkopać to, co skrzętnie zakopano przed ludzkim wzrokiem i odpowiedzieć na wiele, wiele gorzkich pytań. Nowa Huta czeka, czeka niecierpliwie. Tam ci ludzie dużo powiedzą, jeśli zobaczą, że ktoś o nich staje, pomogą, pomogą z całego serca, ze wszystkich sił. To dostateczna gwarancja i opora w walce o lepsze życie Nowej Huty. W walce, która trwa, która musi przybrać na sile.

Będziemy do tej walki wracać, będziemy o niej pisać. Pisać, tzn. także brać w niej udział – większy i pełniejszy niż dotychczas.

RYSZARD KAPUŚCIŃSKI

Wspaniały tekst. Napisany w formie bardzo odważnej, bo jako skierowanie do osoby (osób). Można się domyśleć, że jego adresatem była Władza. Młody reporter użył w nim zwrotów już dzisiaj rzadko używanych, a może nawet nieznanych: „…przygasa ich zapał, nie staje chęci do walki; jeśli zobaczą, że ktoś o nich staje, pomogą”.

Ten obszerny reportaż zamieszczony na drugiej stronie poczytnej gazety wywołał gwałtowne reakcje, doprowadzając nawet do rozruchów w Hucie. Ustały one dopiero aż powołano specjalną komisję badawczą, która przyznała rację zarzutom. Autor nie tylko nie stracił pracy, ale jeszcze otrzymał nagrodę. Tak o tym pisze autor jednej z biografii Kapuścińskiego Kazimierz Wolny-Zmorzyński:

„Reportażem tym zwrócił na siebie uwagę nie tylko czytelników, ale i władz. Kapuścińskiego odznaczono Złotym Krzyżem Zasługi [w 1956]. Wymowa tego odznaczenia może mieć podwójne znaczenie. Z jednej strony faktycznie uhonorowano talent reportera, a z drugiej, znając ówczesne zachowanie o pociągnięcia władzy – w delikatny sposób odsunięto Kapuścińskiego, jako osobę niezwykle spostrzegawczą i wrażliwą, od spraw i problemów polskich”.

Przyznane odznaczenie jest pierwszą nagrodą dla młodego Kapuścińskiego. Sam Kapuściński tak mówił o tym reportażu, w wywiadzie z końca lat siedemdziesiątych: „Było to duże doświadczenie. Zrozumiałem, ze pisanie wiąże się z ryzykiem, z ryzykiem wszystkiego. I wartością pisania nie jest często to co wydrukują lecz tego konsekwencje.”.

Dopiero 3 listopada 1955 otwarto z wielką pompą w Nowej Hucie pierwszy teatr – Teatr Ludowy. Pierwszym spektaklem byli „Krakowiacy i Górale”. Odtąd poza dwoma małymi salkami kinowymi, miała być to kolejna ostoja kultury na terenie tej ogromnej dzielnicy robotniczej.

Po takim sukcesie, umożliwiono młodemu dziennikarzowi wyjazd za granice. Skromnie poprosił o Czechosłowację. „To wtedy był i poważny, i daleki wyjazd” – sam mówi po latach. Ale akurat redakcja miała pierwszy wyjazd do Azji – Indie, Pakistan, Afganistan. I tak rozpoczęła się pierwsza podróż do krajów Trzeciego Świata.

I trwała z niewielkimi przerwami prawie czterdzieści lat. A właściwie to nigdy się jeszcze nie skończyła.

Uznałem, że pierwszy wyjazd Kapuścińskiego do krajów Trzeciego świata jest wydarzeniem zamykającym okres debiutu pisarskiego. Od tej pory staje się reporterem, dziennikarzem. Ale nie zapomniał również o poetyckich korzeniach. W 1986 r. wydał niewielki tomik swoich wierszy – Notes.

Ale to już temat na kolejny tekst.

Od Autora:
Niestety nie mogłem zeskanować winiety, by pokazać szatę „Sztandaru” sprzed prawie pięćdziesięciu lat. Może ktoś z czytając u nas, ma go w swoim archiwum i zechciałby się nim podzielić. A może napisze również do nas osoba, która mieszkała wówczas w Nowej Hucie i pamięta zamieszanie wywołane tym artykułem. Bardzo będę wdzięczny za wszelkie relacje i wspomnienia. Zachęcam również do wspólnej dyskusji i wymiany uwag o początkach twórczości Mistrza Reportażu.

Przy pisaniu tego tekstu korzystałem z następujących pozycji:

1. W drodze. Z R. Kapuścińskim rozmawia Teresa Krzemień; tygodnik „Kultura” nr 47 / 1978
2. To tez jest prawda o Nowej Hucie; Sztandar Młodych nr 234 z 30.09.1955 r.
3. Sztandar Młodych, roczniki 1950-57.
4. Katolicki tygodnik społeczny „Dziś i Jutro” nr 32 z 14.8.1949 – wiersze Pisanie szybkością i Uzdrowienie.
5. Tygodnik „Odrodzenie” nr 6 z 5.2.1950 – wiersz Obrazki zimowe. Różowe jabłko.
6. Tygodnik „Odrodzenie” nr 10 z 5.3.1950 – wiersz W sprawie zobowiązań.
7. Miesięcznik „Twórczość” Związku Literatów Polskich z listopada 1950 – wiersze w cyklu Droga prowadzi naprzód! (Nasze dni, Lipcowe zobowiązanie, Na spółdzielczych polach, Rytm przeobrażeń)
8. Tygodnik społeczno-literacki „Nowa Kultura” z 5.11.1950 – fragmenty „Poematu o Nowej Hucie” (moje spotkanie, Pierwszy spust).
9. Kazimierz Wolny-Zmorzyński: O twórczości R.K. Próba interpretacji, Librii Ressovienses, Rzeszów 1998
10. Biografia Kapuścińskiego autorstwa Mariusza Szczygła na portalu internetowym Gazety Wyborczej.
11. Informacje własne.