Autor:Magda Podsiadły
Źródło:Gazeta Wyborcza
Spotkałam Go w życiu kilka razy, ale dwa pierwsze były najważniejsze.
Pierwszy raz służbowo, gdy robiłam z Nim wywiad dla „Gazety”. Do
kawiarni Pod Gryfami przyprowadził Go przyjaciel, znany dziennikarz i
filmowiec Piotr Załuski. Załuski znał moją rodzinę, opowiedział mu o
moim afrykańskim dzieciństwie. I gdy skończyłam wywiad, Kapuściński,
choć się spieszył, zaczął zadawać mi pytania. Pytał wnikliwie i
cierpliwie o „moją” Afrykę.
Od tamtego dnia minęło sporo czasu, gdy przyszłam na Jego spotkanie z
czytelnikami. Na koniec podpisywał ludziom książki. Stanęłam na końcu
kolejki po autograf i gdy dotarłam do Jego stolika, rzekł z uśmiechem: –
Pani Magdo, nie trzeba było stać w kolejce, tylko przysiąść się do
mnie. My, Afrykanie, trzymamy się przecież razem.
W tych dwóch pierwszych spotkaniach zawarło się to, co w Jego
pisarstwie jest dla mnie najważniejsze. Empatia, wyrażana w czułej
ciekawości i szacunku wobec drugiego człowieka, oraz wszechmocna pamięć,
w której przechował tylu napotkanych w swoim życiu ludzi.
W moich peregrynacjach po Afryce pamiętam o tym, bo w podróży ludzie
mijają szybko i często nigdy już ich ponownie nie spotykamy. Pamiętam,
jak mówił, że nie zapisuje wielu rzeczy, ale nie boi się ich utracić, bo
one wracają, gdy zaczyna pisać. Kilka tygodni temu pomyślałam o Nim,
gdy w tumanie pyłu pędziłam samochodem przez pistę w togijskim buszu i w
ostatniej chwili, ryzykując wywrotkę, ominęłam stado kacząt
przekraczających drogę. Usłyszałam cichy głos dziewczynki: dziękuję. I
to była jakaś niezwykła ludzka historia zawarta w tym prostym słowie.
Można ją opowiedzieć, znając tamtą codzienność, rolę dziewczynki w
rodzinie, stosunek do zwierząt.
Ten cichy, uciekający głos dziewczynki, szczęśliwej, że nie
przejechałam niedopilnowanego przez nią rodzinnego dobytku, nie zostanie
przeze mnie nigdy zapomniany. I zawsze będzie dla mnie ważny.
Zrozumiałam to w tamtej chwili. Dzięki Kapuścińskiemu.