Lubelskie ślady Kapuścińskiego

Autor:Grzegorz Józefczuk,
Źródło:Gazeta Wyborcza

Ryszard Kapuściński był w Lublinie częstym gościem. W kwartalniku
„Akcent”, który nagrodził Go medalem Wschodniej Fundacji Kultury
„Akcent”, publikował swoje… wiersze.
Miłośnicy Jego twórczości pamiętają nawet spotkanie w Chatce Żaka w
gorącym roku 1981. Ryszard Kapuściński opublikował wtedy w tygodniku
„Kultura” serię artykułów o tym, jak czasy komunizmu zmieniły język i
sens podstawowych pojęć opisujących wartości i relacje międzyludzkie.
Lecz najczęściej mieliśmy możliwość spotkań z autorem „Cesarza” dzięki
kwartalnikowi „Akcent”, spotkań zarówno osobistych, jak i na stronach
kwartalnika. W „Akcencie” Kapuściński w 1992 roku wydrukował swoje
wiersze, w 1996 znakomity szkic z pobytu w Nałęczowie.

– Cieszymy się z przyjaźni Ryszarda Kapuścińskiego, która trwa od wielu
lat i dodaje nam otuchy – mówił redaktor naczelny „Akcentu” Bogusław
Wróblewski 21 lutego 2003 roku w Trybunale Koronnym, wręczając pisarzowi
medal Wschodniej Fundacji Kultury „Akcent”. Sam bohater wydarzenia
opowiadał wtedy o swojej wizji Europy. – Kiedyś nie było historii
Francji, tylko dzieje jej regionów. Europa powstała z regionów. I to
teraz wraca, regiony są przyszłością zjednoczonej Europy.

Jak zazwyczaj tak i wtedy, po oficjalnym odbyły się spotkania bardziej
prywatne i swobodniejsze w redakcji „Akcentu”. Mówił wówczas, że
chciałby w Lublinie bywać częściej, ale brakuje mu czasu, nawet na
pisanie. Wyjaśniał: – Mógłbym jeździć bez końca po całym świecie, nie
płacąc grosza, ciągle otrzymuję zaproszenia, przysyłają mi bilety… Nie
potrafię zliczyć podróży, nie notuję tego, nie zapisuję, nie panuję nad
tym. W ubiegłym roku pięć miesięcy byłem poza krajem. Miałem sto
spotkań. Bywały takie momenty, że udzielałem po 11 wywiadów dziennie. I
nie po polsku. Ktoś, kto przychodzi po wywiad, czasami nic nie wie, nie
wie, o co pytać, wielu dziennikarzy jest marnych. To horror! Lecz
słuchacz albo czytelnik nie musi być w tym zorientowany. Ja powinienem
go szanować. Dlatego często muszę wymyślać nawet pytania, brać na siebie
cały ciężar tej pozornej rozmowy. Jednej, drugiej, dziesiątej, setnej,
następnej…

Grażyna Ruszewska z Radia Lublin wspomina: – Poznaliśmy się w 1992 roku
na seminarium reportażu w Kazimierzu. Potem zadzwonił i powiedział, że
jeździł po całym świecie, ale nie był w Zamościu i Chełmie. I poprosił,
abym była jego przewodnikiem. Zadawał 300 pytań na minutę, o wszystko, o
spotkanego rolnika, o snopki, o budowle. Tego mnie nauczył: że trzeba
być ciekawym. I czegoś jeszcze – mówiąc kiedyś, że nie zawsze trzeba
myśleć o tym tylko, co jest na pierwszych stronach gazet.