Kapuściński: Cała okolica dyszy tą kopalnią

Ponad pół wieku temu, kiedy Ryszard Kapuściński przyjechał zobaczyć konińskie odkrywki, wydobycie na Niesłuszu właśnie zbliżało się do końca, Gosławice ledwo co ruszyły, budowa Pątnowa wciąż napotykała na trudności, a Kazimierz dopiero projektowano.

Tekst Kapuścińskiego zatytułowany „Inna nazwa ziemi” redakcja Polityki zamieściła 26 września 1959 roku na pierwszej stronie. Wtedy konińskie odkrywki były ważne, bo zasilały Elektrownię Konin, której największym odbiorcą wkrótce miała się stać nowa huta aluminium, a za kilka lat dołączy do nich kolejna, jeszcze większa elektrownia.

Napisał w swym tekście 27-letni wtedy Ryszard Kapuściński o tym, jak wiele węgla daje konińska kopalnia i jak bardzo opłacalne jest jego wydobycie. „Właśnie w Koninie przygotowuje się do eksploatacji nową wielką odkrywkę – Pątnów. Byłem tam z moim świetnym przewodnikiem mgr J. Ziółkowskim. Jechaliśmy samochodem lekarza kopalni dr. Ławnickiego (zwiedzajcie jego wzorowy ośrodek zdrowia), przez okolicę, któ­ra zmienia się z dnia na dzień. Jeszcze widać kurne chaty, słomą kryte walące się lepianki – a już obok mnóstwo murowanych domków, już przez wioski szosy asfaltowe, już przewody elektryczne na dachach.”

Wtórni analfabeci

Kapuścińskiemu konińskie kopalnie i rosnący nowy Konin kojarzyły się z Nową Hutą, skąd we wrześniu 1955 roku napisał gorzki i głośny reportaż dla Sztandaru Młodych, pokazujący szarą, trudną codzienność jej mieszkańców. Naszkicowany przezeń portret konińskiej kopalni też nie był różowy. „Gdyby maszyniści nie spali w elektrowozach, nie byłoby zderzeń. Taki sen kosztuje trzy miliony.” – napisał. „Obsługa maszyny wymaga od człowieka jakiegoś poziomu. Tymczasem na 1528 pracowników fizycznych szkołę podstawową ukończyło tylko 348, a więc jakieś 21 procent… Z pozostałej reszty połowa to, na dobrą sprawę, wtórni analfabeci.” – wyjawia jeden z najważniejszych problemów górniczego zakładu i ciągnie dalej: „Stąd częste awarie maszyn, psucie urządzeń, zderzenia na torach kolejowych.”

Niedostatek odpowiednio wykwalifikowanych ludzi do pracy był wtedy jednym z najpoważniejszych problemów kopalni, toteż akurat na kilkanaście dni przed przyjazdem reportera Polityki otwarto w Marantowie Zasadniczą Szkołę Górniczą. Ponad stu pięćdziesięciu czternastolatków rozpoczęło 1 września naukę w budynku, gdzie przez trzy lata mieściła się dyrekcja kopalni. Dziewięć miesięcy wcześniej szefostwo KWB z dyrektorem Janem Stowskim na czele przeniosła się do nowego gmachu w Koninie (obecnie Aleje 1 Maja 7). Kapuściński o tym już nie napisał, ale zrobił zdjęcie chłopców zbitych w rozedrganą gromadę na placu przed nową szkołą.

Droga do Konina

Zdjęcia, które Ryszard Kapuściński zrobił podczas pobytu w Koninie we wrześniu 1959 roku można oglądać w Centrum Kultury i Sztuki w Koninie. Duża w tym zasługa Izabeli Bobrowskiej, z którą przed rokiem skontaktowała się Izabela Wojciechowska, opiekunka archiwum fotograficznego Ryszarda Kapuścińskiego, gdy zobaczyła na jednym ze zdjęć tablicę z napisem: Konin. Wspólnie z CKiS i przy wsparciu konińskiej Kopalni Węgla Brunatnego Iza Bobrowska przez rok przygotowała wystawę fotografii wielkiego polskiego reportera, identyfikując większość miejsc i osób, które uwiecznił na kliszy. Przeglądając mikrofilmy z rocznikami Polityki odnalazła również w Bibliotece Narodowej w Warszawie reportaż Kapuścińskiego „Inna nazwa ziemi”.

Na jego zdjęciach rozpoznała między innymi Jana Ziółkowskiego, wówczas głównego specjalistę do spraw ekonomicznych KWB Konin, który był przewodnikiem Ryszarda Kapuścińskiego po kopalni i doktora Jerzego Ławnickiego, kierownika górniczej służby sanitarno-leczniczej, który woził gościa z Warszawy swoją skodą (ona też została uwieczniona na kilku zdjęciach). Ten ostatni pojawił się na wernisażu zdjęć w CKiS.

O czym nie napisał

Ryszard Kapuściński pojawił się w kopalni w przełomowym dla niej momencie. Odkrywka Morzysław od ponad pięciu lat była już nieczynna, węgiel w Niesłuszu właśnie się kończył (wydobycia zaprzestano w roku 1961), za to od dwóch lat eksploatowano już nową odkrywkę Gosławice. A Gosławice to był w dziejach konińskiego zakładu wydobywczego technologiczny przełom. Tutaj pojawiły się pierwsze koparki wieloczerpakowe, z kołową SchRs-315, czego konsekwencją były wyjazdy pracowników do Niemieckiej Republiki Demokratycznej na szkolenia, tutaj wreszcie rozpoczęła pracę pierwsza w dziejach kopalni zwałowarka As-1120, również produkcji niemieckiej.

Wszystkie te maszyny warszawski reporter uwiecznił na zdjęciach, włącznie z Ds-1120, pod którą równo rok później osunęła się ziemia, powodując jej pochylenie aż o 30 stopni. Gdyby wtedy przyjechał do Konina, miałby materiał na pełen dramatyzmu reportaż o zmaganiu się ludzi z ważącą ponad tysiąc sto ton maszyną, którą – zdaniem niemieckich specjalistów – należało rozebrać i złożyć z powrotem w bezpiecznym miejscu, co zajęłoby kilka miesięcy, a którą wyprostowano i wyprowadzono z miejsca obsuwu, ciężko pracując na trzy zmiany przez kilkanaście dni.

Takich tematów znalazłby Ryszard Kapuściński w kopalni więcej. Choćby tragiczny w skutkach wypadek na odkrywce Niesłusz, do którego doszło 19 lipca, a wiec zaledwie dwa miesiące przed jego przyjazdem do Konina, kiedy w zalanej przez gwałtowny deszcz pompowni utonął Zenon Babiak.

Ambitne chłopskie plemię

Uwagę Ryszarda Kapuścińskiego przyciągały wielkie maszyny i kopalniane krajobrazy, ale przede wszystkim interesowali go ludzie. Symboliczne jest zdjęcie pustego wyrobiska odkrywki Niesłusz, z samotnymi domkami fińskimi nad jej krawędzią, z górującym nad nimi kominem brykietowni, i rowerem na pierwszym planie, który był podstawowym środkiem lokomocji konińskiego górnika, bo między Koninem a Marantowem kursował wtedy jedynie kopalniany samochód ciężarowy, przystosowany do przewozu pasażerów i dwa autobusy: jeden marki Bedford i drugi, nowszy – Star 52. Bardzo wymowna jest też fotografia górników z rowerami wracających po pracy do domu, zrobiona na tle wielkiego zwałowiska zewnętrznego Gosławic.

O górnikach Ryszard Kapuściński pisał tak: „Tłoczą się w samochody, wsiadają na rowery. Teraz aby do chałupy prędzej, w polu orać, koniom sieczki narżnąć. Bo konińska załoga to chłopskie plemię. Bo świat koniński to był świat niepodzielnie wiejski. I teraz oto ta kopalnia, elektryczność, motory, spychacze, maszyny, psiajuchy, jak kamienica wielkie.”
Choć maszyny były wielkie, to respektu wystarczającego widać nie budziły, skoro były możliwe opisywane przez reportera sytuacje:  „Przyjdzie chłopak od łopaty do inżyniera.
– Panie, daj mnie pan na tę, maszynę.
– A ty ją kiedy widziałeś na oczy?
– Nie.
– To czemu się pchasz?
– Bo przy niej lepiej płacą niż przy łopacie.”
Widać, że młodzi górnicy byli ambitni, czasem może ponad swoje możliwości, ale też ci najlepsi garnęli się do nauki, co kopalnia im ułatwiała, a nawet wręcz wymuszała, czego dowodem jest zarządzenie dyrektora Zdzisława Zająca z września 1961 roku, który polecił, by nie przyjmować na stanowiska przodowych i maszynistów maszyn podstawowych osób bez wykształcenia podstawowego, które nie mogły też otrzymywać podwyżek i awansów. Jeżeli osoby takie decydowały się na podjęcie nauki, miały mieć tak organizowaną pracę, by nie kolidowało to z zajęciami szkolnymi. Takie posunięcia były niezbędne, by podnieść kwalifikacje robotników, których wciąż przybywało wraz z uruchamianiem kolejnych odkrywek.

Od kulfona do orkiestry

Pisał Kapuściński w swoim reportażu z konińskich odkrywek: „Brak zaplecza remontowego, brak mechani­ków, brak części zapasowych uniemożliwia racjonalną gospodarkę maszynami. I widzimy: robotnicy rozbierają tory. Szyna waży 750 kg. Szynę powinien przesuwać spychacz — to proste Ale nie: targa ją tłum ludzi, bo spychacz stoi na boku zepsuty.”

Wszystko to brzmi dzisiaj wręcz egzotycznie, ale takie były realia, z którymi borykać się musiało ówczesne kierownictwo kopalni, dzięki której powstał nowy Konin nie tylko pod postacią nowego osiedla, ale i nowy w sensie awansu cywilizacyjnego, który stał się udziałem tysięcy młodych ludzi. I jeśli nawet śmiejemy się dzisiaj z wybujałych ambicji niektórych polityków, którzy chcą zafundować Koninowi orkiestrę symfoniczną, na jaką nie stać niejedną światową metropolię, to porównajmy to z aspiracjami górników sprzed pół wieku, widzianymi oczami Ryszarda Kapuścińskiego: „Życie kulturalne owego górnika sprowadza się do tego, że raz w miesiącu złoży kulfonowaty podpis na liście płacy. Kiedy jest czynny radiowęzeł, może wysłuchać piosenki Sławy Przybylskiej.”

Tymczasem życie kulturalne nowego Konina zaczęło się od zajęć amatorskich zespołów śpiewaczych, teatralnych i estradowych, organizowanych w wybudowanym przez kopalnię w 1956 roku Domu Górnika. W maju 1960 roku w otwartej tam dwa lata wcześniej kawiarence przedstawiciele załogi kopalni i uczniowie szkół górniczych spotkali się z Melchiorem Wańkowiczem, wielkim polskim pisarzem, dziennikarzem i reportażystą.

Jak w Nowej Hucie

Wprawdzie podczas wizyty Ryszarda Kapuścińskiego w Koninie projekt odkrywki Kazimierz, gdzie wprowadzono inną rewolucyjną zmianę technologiczną – taśmociągi do transportu nadkładu i węgla, dopiero powstawał na deskach kreślarskich Dolnośląskiego Biura Projektów Górniczych we Wrocławiu, ale już od roku koparki pracowicie zdejmowały nadkład na Pątnowie. To miała być pierwsza wielka konińska odkrywka. Tam też gość z Warszawy zrobił wiele zdjęć, między innymi z budowy na trasie kolei górniczej wiaduktu w Kamienicy. Utrwalił też pracę jednoczerpakowej skody e-25 przy zdejmowaniu nadkładu we wkopie otwierającym na odkrywce Pątnów.

„Sekretarz organizacji partyjnej Pątnowa tow. Małygin oprowadza nas po budowie. – Tu, towarzysze, cała okolica dyszy tą kopalnią.
To prawda: ruch jest ogromny. Traktory, spychacze, elektrowozy. Kolejka waciaków po piwo i kiełbasę. Zryta ziemia, zapach wapna, wysokie czyste niebo. Jak w Nowej Hucie przed dziewięciu laty.”

autor: Robert Olejnik, źródło: Kurier Koniński

 

Fot. Archiwum Ryszarda Kapuścińskiego

1.Skoda e-25 we wkopie otwierającym odkrywki Pątnów

2.Pierwszy rok szkolny Zasadniczej Szkoły Górniczej w opuszczonym przez dyrekcję kopalni budynku w Marantowie.

3. Od lewej (tyłem, z założonymi rękami) Jan Ziółkowski, główny specjalista ekonomiczny KWB Konin, na prawo od niego – Jerzy Ławnicki, kierownik górniczej służby sanitarno-leczniczej, po prawej – Stanisław Majewski, kierownik warsztatów mechanicznych.

4.Budowa torów dla dowozu nadkładu do niecki po jeziorze Niesłusz

5.Koparka Ds-1120, pod którą rok po wizycie Ryszarda Kapuścińskiego w konińskiej kopalni osunęła się ziemia, powodując jej pochylenie aż o 30 stopni.