Zbiór wypowiedzi i zapisków na temat historii, globalizacji i poszczególnych regionów świata: Afryki, Ameryki Łacińskiej, Europy i Rosji. Wybór i układ rozdziałów został zaakceptowany przez Ryszarda Kapuścińskiego. Najnowsza książka jest uzupełnieniem jego znakomitych dzieł reporterskich i punktem wyjścia do rozważań o współczesnym świecie, bogatym i wielowymiarowym. Przedstawiamy fragment.
Limes przyjmowany zwykle na wschodzie Europy to granica między alfabetem łacińskim i cyrylicą. Natomiast co do granicy Europy widzianej od strony rosyjskiej, to wśród samych Rosjan panuje ogromna różnica zdań, czy są częścią Europy, czy nie. Właśnie głownie ta kwestia dzieliła w dziewiętnastym i dwudziestym wieku rosyjską inteligencję. I większość inteligentów rosyjskich uważała, że Rosja jest czymś odrębnym od Europy i ma naturę euroazjatycką. W końcu od czasu najazdów mongolskich w trzynastym wieku Europa Wschodnia miała problem ruchomych granic. Atlas historyczny tej części świata to jeden wielki galimatias.
Rosja to bardzo duży kraj, który leży w bardzo ważnym miejscu naszej planety. Wschodni koniec Europy i sąsiedztwo Chin. I teren stepowej Azji. Mówimy: Azja, ale przecież są dwie Azje – Azja cywilizacji Chin, Indii, Japonii, najbardziej pokojowych, humanistycznych religii świata, i Azja rosyjskich stepów, która była zawsze zagrożeniem wszystko, co szło z głębi tego stepu, było bardzo destrukcyjne. Zapanować nad tą Azją jest bardzo trudno; trudno powstrzymać ekspansję islamu – całe podbrzusze Rosji to islam, bardzo dynamiczny, bardzo bogaty, przekonana o swojej racji najbardziej rozwijająca się na świecie religia.
Tylko chrześcijańska Rosja może powstrzymać islam. Dlatego to, co się dzieje w Rosji, jest szalenie ważne. Dlatego Zachód i Stany są żywotnie zainteresowane stabilnością Rosji. Jedynym kryterium, jakie Zachód stosuje do naszej części świata, jest stabilność. Z każdym rządem, który zapewnia stabilność na tym obszarze, Zachód będzie współpracować. Wszystkie inne kryteria – ideologiczne, polityczne – są drugorzędne. Dlatego jeśli ktoś na tym obszarze walczy o władzę, a chce mieć poparcie Zachodu, musi mieć program, którego głównym punktem będzie stabilizacja społeczna. Zachód będzie popierać taką władzę w Rosji, która w jego oczach będzie gwarantować stabilność.
Myślę, że powrót do komunizmu w Rosji jest niemożliwy. Tam już powstała klasa ekonomiczna, która nie jest tym zainteresowana. Natomiast mogą się umocnić rożne formy władzy autorytarnej, zwłaszcza autorytarnej biurokracji, czyli reprezentantów grup interesów, które będą w stanie – w porozumieniu również z Zachodem – zagwarantować w miarę stabilną władzę. Nie sądzę, żeby mogły w Rosji nastąpić jakieś zasadnicze zmiany.
Rosja nigdy nie istniała jako jednolite etnicznie państwo. Rosja to było Wielkie Księstwo Moskiewskie, które drogą ekspansji i podboju przekształciło się w imperium, od początku wielonarodowe. Na tym właśnie polega rosyjskość, że Rosja nie ma granic. Rosjanin, gdy jest w Taszkiencie, sądzi, że jest nadal w Rosji. Rosjanie mówią, że jedyne bezpieczne granice Rosji to te, gdzie po obu stronach stoją rosyjscy żołnierze. Tereny tradycyjnie zamieszkane przez Rosjan stanowią jedynie część, i to mniejszą, rosyjskiego imperium. I teraz, po rozpadzie ZSRR w dążeniu do odtworzenia jego granic, odtworzenia całego mocarstwowego obszaru, widoczne jest coraz wyraźniej, że rosyjskość wyraża się poprzez imperialność. Po prostu nie ma innej definicji rosyjskości. Rosjanin nie wyobraża sobie siebie jako obywatela państwa na kształt Holandii. W samej istocie rosyjskości jest zawarty gigantyczny obszar i potężne państwo. W końcu dziesiątki pokoleń Rosjan poświęciły swe życie, swe osobiste szczęście, swój dobrobyt dla zbudowania tego imperium
Wszystkie mocarstwa kolonialne budowały swą potęgę za morzami. Potem po prostu wykreślone z mapy kolonie zniknęły. Natomiast Rosja rozprzestrzeniała się drogą ekspansji lądowej, metropolia i kolonie były w granicach jednego państwa. I na tym polega istota różnicy. Historia Rosji była przez wieki historią nieustającej ekspansji. Był to kraj, który przez setki lat żył w duchu podboju i kolonizowania nowych obszarów świata. Ale rozmiary Rosji, jej przestrzeń, to, z czego Rosjanin może czerpać satysfakcję, stały się jednocześnie tym, co Rosję niszczy, co usprawiedliwia wszelkie zło i niedostatek w imię potęgi wielkiej Rosji. To jest ciągle ta sama myśl o ekspansji. Rosjanie zawsze starali się jak gdyby przekroczyć Rosję, ponieważ nie byli w stanie jej opanować, przekształcić w kwitnące państwo. Dlatego szukali rekompensaty w podbijaniu kolejnych krajów. Dążyli w ten sposób do potęgi, marzyli o Europie, ale jednocześnie sami skazywali się na ekstensywny rozwój.
Obszar Rosji, jak słusznie napisał na początku dwudziestego wieku Nikołaj Bierdiajew, okazał się pułapką dla Rosjanina. Postawa Rosjanina jest postawą skrajną. Albo wielbi, albo nienawidzi. Brak mu tego, co charakteryzuje umysłowość człowieka Zachodu – konsekwentnego krytycyzmu, krytycyzmu twórczego. Dla Rosjanina wszystko jest albo tak doskonałe, że niczego nie trzeba zmieniać, albo tak beznadziejne, że nic się nie da zrobić. Tak było w czasie pieriestrojki. Spotykałem zagorzałych, zaciekłych obrońcówstatus quoalbo – na przeciwnym biegunie – ludzi, którzy potępiają wszystko i nie potrafią znaleźć niczego pozytywnego, na czym można by cokolwiek budować.
Jeżeli masy uczestniczyły w czymkolwiek w okresie pieriestrojki, to – po pierwsze – nie brały w niej udziału jako zorganizowana siła i nie były w stanie wytworzyć żadnych innych instytucji, a po drugie – wszelkie te ruchy były skierowane w stronę własnych ambicji narodowych. Miały one charakter przede wszystkim ruchów odśrodkowych zmierzających do zwiększenia samodzielności republik. Dlatego też w społeczeństwie radzieckim nie mógł powstać jednolity ruch stawiający sobie za cel demokratyzację struktur w całym państwie.
Wielką słabością pieriestrojki było również pozostawienie bez rozwiązania narastających problemów gospodarczych. Przez cały okres przebudowy stan gospodarki ulegał systematycznemu pogorszeniu. Co więcej, proces dokonywał się w społeczeństwie, którego poziom życia i tak był już bardzo niski. W takiej sytuacji każde, najmniejsze nawet, potknięcie ekonomiczne odczuwane jest w społeczeństwie niezwykle dramatycznie. Moim zdaniem, było to powodem, dla którego znaczna część, czy
nawet przytłaczająca większość społeczeństwa radzieckiego odnosiła się sceptycznie do pieriestrojki. Społeczeństwo radzieckie przebudowę identyfikowało przede wszystkim z pogorszeniem się sytuacji ekonomicznej. W wielu wypadkach przekroczono wręcz barierę głodu. Ponieważ jednak mamy tu do czynienia z pewnymiunctimmiędzy pieriestrojką i warunkami życia, przeto też znaczna część społeczeństwa w Związku Radzieckim, po latach szczytnych haseł, odrzuciła ideę przebudowy i zaczęła popierać program nawołujący do przywrócenia porządku. Nie chodzi o to, iż Zachód przecenił Gorbaczowa, ale popełnił on błąd polegający na tym, że w naturalny sposób ekstrapolował swoje demokratyczne myślenie na proces, który się dokonywał w Rosji.
Moja opinia jest zupełnie inna. Gorbaczow był klasycznym aparatczykiem, tyle że mądrzejszym od innych, bardziej inteligentnym i potrafiącym zręczniej manipulować. Faktem jest, iż żaden polityk nie jest w stanie zrobić wszystkiego, co zamierzył. Najczęściej udaje mu się zrobić niewiele. Gorbaczow był w szczęśliwym położeniu. Myślę, że udało mu się dokonać mniej więcej tego, czego chciał. Próbował unowocześnić niefunkcjonujący mechanizm i w tej części w zasadzie poniósł porażkę, ale mimo wszystko utrzymał się u władzy i ciągle był mistrzem ceremonii. Oczywiście, w zależności od tego, jakie siły naciskały na niego, on jako typowy polityk manipulator przyjmował taką lub inną postawę.
Moi rozmówcy w Związku Radzieckim używali niekiedy porównania, że pieriestrojka to proces polegający na popuszczeniu lejc. Jedzie rosyjska trojka, której woźnica popuszcza lejce, ale jest to ciągle ten sam zaprzęg i te same konie. Moim zdaniem, porównanie to znakomicie oddaje istotę rzeczy. To, że kiedyś nastąpi upadek tego imperium, stawało się z biegiem czasu coraz bardziej oczywiste. Z dziesięciolecia na dziesięciolecie coraz bardziej rzucało się w oczy, że kraj ten traci swe szanse w grze o świat. Upadek był czymś nieuchronnym. Niejasne natomiast było to, kiedy i jak to nastąpi. Dziś wiemy już, że nastąpiła implozja, lecz równie dobrze można było przypuszczać, że dojdzie do eksplozji, a nawet do kolejnego konfliktu światowego. Nikt jednak nie przewidział czasu upadku imperium.
Wprawdzie wielu politologów twierdzi dziś, iż prawie co do minuty przewidzieli koniec ZSRR, ale to kompletna bzdura. Można przewidywać tendencje, ekstrapolować procesy, lecz nigdy nie jesteśmy w stanie precyzyjnie określić chwil przesilenia. Zbyt wiele czynników jest w grze. Zbyt wiele było ich również w świecie dwubiegunowym. Teraz, gdy biegunów jest więcej i są one mniej wyraźne, o trafne prognozy jeszcze trudniej.
Pod koniec lat osiemdziesiątych pracowałem nad książką o Idi Aminie, trzecią częścią, poCesarzuiSzachinszachu, mojej trylogii o dyktatorach. Ponieważ od jego upadku minęło wtedy już parę lat, w 1988 roku pojechałem jeszcze raz do Ugandy, żeby odtworzyć sobie rożne drobiazgi, które uszły mi z pamięci. I właśnie tam, w Ugandzie, zdałem sobie sprawę, jak szybko ulatnia się pamięć historyczna. Wszyscy już wszystko zapomnieli, odepchnęli od siebie wspomnienie niedawnych szaleństw i śmierci. Po raz pierwszy tak silnie odczułem nietrwałość zbiorowej pamięci. W czasie pisania byłem jednak bombardowany informacjami o zmianach w ZSRR i zorientowałem się, że dzieją się tam wielkie rzeczy. Postanowiłem pojechać. Ciągle miałem w pamięci doświadczenie z Ugandy, to doznanie ulotności ludzkiej pamięci. Chciałem tam być, zanim czas zatrze szczegóły.
źródło: http://fakty.interia.pl/news-imperializm-mistyka-i-bieda-rosja,nId,1430595