Czytanie i pisanie

Autor: Małgorzata Litwin
źródło: Internetowego wydania Gazety toruńskiej http://www.um.torun.pl
data publikacji: 1999-12-09
——————————————————————–

– Czy to prawda, ze w swojej pracy nie używa Pan magnetofonu, tylko od czasu do czasu zapisuje kilka słów w małym notesiku?

– Ludzie nie oswojeni z technika, z mediami, widząc mikrofon zaczynają inaczej mówić, w sposób bardziej oficjalny. Odruchowo się cenzurują, ich język robi się sztywny, biurokratyczny i nienaturalny. Trzeba wtedy długiego czasu, aby ich otworzyć, a zwykle nie ma takiej możliwości. Przy tym zwykle 90 procent tego, co ludzie mówią, jest niepotrzebne i okazuje się, ze z długiej rozmowy naprawdę ważne są dwa, trzy zdania. O ile są. Dlatego myślę, ze reporter musi wyrobić w sobie umiejętność zapamiętywania ważnych rzeczy, aby jego słuchanie było jednocześnie mechanizmem selekcji. Nie może to być tylko mechaniczne odbieranie dźwięku. Słuchanie jest koncentracja, momentem wielkiego skupienia. Wtedy wyłapujemy jedno, dwa ważne zdania i w spokojnym momencie zapisujemy. Pamięć doskonale przefiltrowuje i wyrzuca. Tak samo, gdy sie cos napisze, trzeba to wyrzucić z pamięci, o wszystkim zapomnieć. Kiedy napisze książkę, nic z niej nie pamiętam. Ktoś mi mówi, ze napisałem to a to, a ja dziwie się: Tak? To niemożliwe!

– Może jest Pan medium?

– Nie, ale myśle, że każdy z piszących ma taki mechanizm – cos przez niego przechodzi, a on nie do końca jest tego świadom. Kiedy wielcy pisarze, jak Balzak czy Stendhal, zaczynali cos pisać, nie bardzo wiedzieli, co się dalej stanie. Dopiero potem się rozpisywali. Prawie każda powieść Balzaka zaczynała się od krótkiego opowiadania, a potem dopisywał i dopisywał na marginesach i w korektach. Nie jesteśmy świadomi tego, co napiszemy. Siadamy do pisania i dopiero w pewnym momencie coś się zaczyna dziać. Ale przed momentem nie wiedzieliśmy, że coś takiego się będzie dziać. Z reguły, gdy musze napisać jakiś wykład, mam mgliste pojecie o tym, o czym bedę pisać. Dopiero, gdy zaczynam pisać, ze zdania wychodzi zdanie, a z niego następne zdanie. Ale gdybym nie napisał tego poprzedniego, nie wiedziałbym, że to następne jest we mnie. To bardzo normalny mechanizm: literatura bierze się z literatury, wiersz z wiersza. To są strumienie wiedzy, wyobraźni i nastroju, które płyną własnymi nurtami. Często siadamy: pusty dzień, pusta kartka, pusta głowa. Nic. I nie mamy na to większego wpływu. Jedni pija wódkę, inni próbują robić coś innego.

– Często ma Pan takie dni?

– Bardzo często! Oczywiście, gdy widzę, że tego dnia nic nie napisze, wtedy czytam, żeby nie tracić czasu. Mam mnóstwo do czytania. Jeśli się w dzisiejszych czasach pisze, trzeba bardzo dużo czytać. Na każdy temat jest nagromadzona tak ogromna wiedza, ze człowiek, który to ignoruje, może się ośmieszyć, bo wydaje mu się, że pisze coś nowego, a to już zostało sto razy napisane.

– Czy nie prowadzi to jednak do pewnego cynizmu: po co mam cokolwiek pisać, skoro wszystko zostało już napisane?

– Można tak na to spojrzeć, ale można tez uznać to za wyzwanie. Coś zostało napisane, ale jednak jeszcze coś nie zostało napisane. I w to wskakujemy, i to jest wtedy ciekawe! Nigdy rzeczywistość nie jest opisana w sposób całkowity, kompletny. Nikt nie osiąga jej stuprocentowego obrazu. Wszystko to tylko przybliżenia – lepsze, wierniejsze, im większy talent. Dlatego mimo tej ogromnej wiedzy na każdy temat, można próbować dodać coś od siebie, bo każdy z nas to samo widzi inaczej. Tak się zaczyna twórczość.

– A niektórzy uważaja, że literatura się już kończy, bo wychowani na telewizji i komiksach, zaczynamy patrzeć na świat wizyjnie.

– Literatura się nigdy nie skończy, bo jest jedna z form, w której się wyrażamy. Ona się może przekształcać, przybierać różne formy, mogą się wyczerpywać poszczególne gatunki, co się już w historii literatury zdarzało. Ale literatura nie zniknie, bo jest jednym ze sposobów wypowiedzi. A póki człowiek istnieje, będzie się chciał wypowiadać. Gdyby pani zajrzała do jakiegoś solidnego, światowego wydawnictwa, to stwierdzenie, ze literatura się kończy, wywołałoby tam wybuch śmiechu, ponieważ oni są przywaleni stosami maszynopisów nowych powieści i opowiadań, których nie są w stanie przeczytać, a nawet tylko przejrzeć. Bardzo dużo ludzi pisze. Tak już musi być, bo jest nas na świecie coraz więcej i proporcjonalnie coraz więcej ludzi pisze. Dlatego ja nie wierze w koniec literatury.

– Co Pan – osoba, która przemierzyła cały świat – myśli o idei Europy bez granic, ze wspólnym pieniądzem, handlem, swobodnym przepływem tradycji i kultur?

– Moje za lub przeciw jest bez znaczenia, ale uważam, ze Europa nie jest otwarta i wcale się na to nie zanosi. To mity. Narody Europy są silnie okopane w swoich tożsamościach, tradycjach i kulturach, pozamykane we własnych problemach. I to jest bardzo trwale. Kiedy wydaje książkę w jednym kraju, w sąsiednim nikt nic o tym nie wie, wiec nawet na tym szczeblu Europa jest zupełnie podzielona i nieprzenikalna. Londyński „The Sun Day Times” prowadzi listę 10 najlepszych książek roku na świecie. Paryski „Le Monde” przedrukował ja z komentarzem: „Nie tylko żadna z tych książek nie ukazała się we Francji, ale o żadnej nie słyszeliśmy”. A samolot z Paryża do Londynu leci 40 minut.