Tłumacz – postać XXI wieku

Autor: Ryszard Kapuściński
źródło: Gazeta Wyborcza
data publikacji: 2005-06-04
——————————————————————–
Kiedy otrzymałem propozycję przygotowania i wygłoszenia tego wykładu, ogarnęły mnie wątpliwości i obawy. Nie jestem bowiem zawodowym tłumaczem i nie mam w tej dziedzinie ani doświadczenia, ani dorobku. Nie jestem również badaczem ani teoretykiem literatury czy znawcą bogatej i złożonej sztuki przekładu. Jeżeli jednak ośmielam się wystąpić tu przed Państwem, to aby powiedzieć, że jesteśmy w tej chwili, w tej właśnie chwili, świadkami narodzin nowej roli i nowego miejsca tłumaczki i tłumacza w świecie, w kulturze i w literaturze współczesnej. Być może nie zawsze to jeszcze dostrzegamy i odczuwamy, ale moment jest istotny i zasługuje na uwagę. Tradycyjnie, miejsce tłumacza w hierarchii literackiej było odległe, a tłumacze często – nieznani, ich nazwiska pomijane lub ograniczone do inicjałów czy zastępowane pseudonimami. Poza wyjątkami niewiele albo nic nie wiemy o tych, którzy – tłumacząc – przechowali dla nas wielki dorobek literatury starożytnej, a później – średniowiecznej, czy przyswoili nam bogate dziedzictwo literatur pozaeuropejskich. Ba, pamiętamy przecież książki drukowane w XIX, a nawet i XX wieku, w których nie można znaleźć nazwiska tłumaczki czy tłumacza, a nie chodzi tu wcale o literaturę bulwarową czy jarmarczną, lecz ważne pozycje literackie czy naukowe. Ten stan zaczął zmieniać się na lepsze w ostatnich dekadach minionego stulecia, a już w końcowych latach XX wieku zaczyna ulegać radykalnej i pomyślnej zmianie w rezultacie kilku występujących jednocześnie czynników: + po pierwsze – kończy się zimna wojna, która na pół wieku zamroziła sytuację na świecie, utrudniając albo nawet uniemożliwiając stosunki między krajami i kulturami, w tym – między językami. Otóż po jej zakończeniu świat stał się bardziej otwarty, bardziej demokratyczny. Zwiększyła się szansa wzajemnego zbliżenia i poznania, dialogu, rozmowy, wymiany zdań i opinii. Wszyscy jednak szybko zorientowali się, że ta szansa nie będzie wykorzystana bez obecności i pośrednictwa kogoś, kto przetłumaczy słowa i myśli jednego języka na drugi, inny – a więc bez tłumaczy. Obecność tłumacza, tj. kogoś, kto przełoży czy to rozmowę, czy też tekst, staje się warunkiem istnienia i współżycia wspólnoty ludzkiej – rodziny człowieczej; + drugi czynnik – otóż to wspomniane wyżej nowe otwarcie świata pozwoliło lepiej zobaczyć i odczuć jego różnorodność i złożoność, a zwłaszcza – jego wielokulturowość (a tym samym i wielojęzyczność). Oczywiście od dawna, od czasów biblijnych, od czasów wieży Babel, wiedziano o tym i borykano się z tym problemem, ale teraz, u schyłku XX wieku, rodzi się świadomość powszechna, świadomość planetarna tej wielokulturowości i wielojęzyczności rodzaju ludzkiego. Dane są oszałamiające – na początku XX wieku mieliśmy ponad sześć tysięcy języków na świecie, ponad dwa tysiące w samej tylko Afryce, gdzie każde plemię, a często i pojedyncze wioski mówią odrębnym językiem. Dlaczego? Dlaczego jedna i ta sama rzecz, np. drzewo, mają dziesiątki, nawet setkę różnych nazw – od wielu już lat zastanawiają się językoznawcy. To zdumiewające pomieszanie języków nie jest jednak – według Biblii – symbolem bogactwa wyobraźni człowieka, lecz zesłaną na niego karą, rodzajem uwięzienia, które go izoluje i ogranicza. Ów stan oddzielenia i odosobnienia przeżywają nie tylko poszczególni ludzie, ale znajdują się w nim całe społeczności i narody mówiące różnymi językami. A ta niemożność, ten brak komunikacji, ma swoje skutki nie tylko natury lingwistycznej, ale i psychologicznej, a często i politycznej. Wystarczy, że ktoś nie zna mojego języka, a już uważam go za gorszego, niższego, godnego pogardy. Tak właśnie było w starożytnej Grecji. Dla ówczesnego Greka ktoś, kto nie mówił jego językiem, był – barbaros, tzn. kimś, kto wydawał niezrozumiały bełkot, bredził jak szaleniec. A szaleniec może być groźny, agresywny. Oto jak nieznajomość języka może stać się źródłem lęku, strachu, wrogości, a w następstwie – wręcz wojny. Ileż zresztą w historii było konfliktów i wojen językowych, ileż tragedii, ofiar i zniszczeń! Ale i odwrotnie – znać język Innego to szansa, aby się z nim porozumieć, nawiązać rozmowę, dialog i współpracę. We wszystkich wymienionych tu sytuacjach widzimy, jaką wagę i doniosłość ma komunikacja międzyjęzykowa i wynikająca stąd rola tłumacza, rola kulturowo i społecznie przekraczająca i przewyższająca samo proste wykonywanie zadań i obowiązków profesjonalisty. A jednak mimo fundamentalnego znaczenia, jakie w komunikacji międzyludzkiej ma wzajemnie rozumienie swoich języków, uderza, ile czasu, ile lat, ile – nieraz – wieków upływało między powstaniem oryginału jakiegoś dzieła a jego przekładem, choć mogło tu chodzić o utwory sąsiadujących ze sobą ludów i kultur. Tak było np. z Koranem – świętą księgą muzułmanów, z którymi Europa miała styczność już od VII wieku. Ale dopiero w tysiąc lat później ukazują się pierwsze europejskie (łaciński i angielski) przekłady Koranu. A więc przez całe tysiąclecie Europa graniczy i współistnieje z cywilizacją, nie znając podstawowego klucza do jej zrozumienia – jakim jest właśnie Koran – i nawet nie czyniąc większych wysiłków, aby go posiąść. Jakże to się w naszych czasach zmieniło, jakże taka przepastna zwłoka wydaje się niemożliwa! A teraz, współcześnie, dzisiaj, temu otwarciu świata, większemu udostępnieniu świata, oraz owej budzącej się powszechnie świadomości jego wielokulturowości, a tym samym i jego wielojęzyczności, towarzyszy wielka rewolucja komunikacyjna, przewrót elektroniczny stwarzający szansę szybkiego i bardziej powszechnego zbliżenia, kontaktu międzyludzkiego. I tu także, jak i w poprzednich wypadkach, na plan pierwszy wysuwa się postać tłumacza, do którego – do której – będą wszyscy zwracać się, bo – to oczywista – bez nich jakikolwiek dialog, poznanie i porozumienie są niemożliwe. Szczególna w tym wszystkim jest rola tłumacza tekstów, tłumacza literatury, jako że nasza cywilizacja, mimo wielkiego znaczenia obrazu i dźwięku, jest cywilizacją tekstu, słowa pisanego i utrwalonego drukiem. Jest truizmem, że planeta, na której żyjemy, znajduje się w procesie przyspieszonej i głębokiej przemiany, a temu prawu przyspieszenia ulega także świat języka. Bardzo dużo języków, setki, nawet tysiące, nigdy i nigdzie nie zapisanych, zniknęło i nadal znika, gdyż ten fenomen zagłady trwa w dalszym ciągu, jako że wymierają nosiciele tych języków – plemiona i klany. Dotyczy to głównie strefy klimatów gorących, tropikalnych. W klimatach umiarkowanych i chłodnych języki wykazują większą trwałość. Dawniej tymi, którzy zapisywali nieznane w Europie języki, byli misjonarze, ale dziś ich liczba jest coraz mniejsza, tak że również obecnie małe języki znikają bezpowrotnie w dżunglach Konga i lasach Amazonii. Tak jak w wielu innych dziedzinach, również i przez świat języków przepływają dwa przeciwstawne nurty. Z jednej strony jest to nurt unifikacji, uniwersalizacji, zmierzający do tego, aby coraz więcej ludzi mówiło coraz mniejszą liczbą języków. W tym nurcie najbardziej dziś dynamicznymi są angielski, chiński i hiszpański. Widać tu – notabene – najlepiej, jak siła gospodarcza wpływa na pozycję i znaczenie języka. Nurt przeciwny zmierza do utrzymania, umocnienia i rozwoju języków poszczególnych narodowości, etni i regionów. Tendencja ta przejawia niekiedy imponującą żywotność. We Francji sześć języków regionalnych walczy o równouprawnienie, podobnie jak baskijski i kataloński w Hiszpanii, Quechua i Aymara w Peru i Boliwii, berberyjski w krajach Maghrebu, hausa w Nigerii – przykładów tej wielkiej inwazji ambitnych mniej znanych języków są dziesiątki, jeśli nie setki. Społeczności mówiące nimi przykładają wielką wagę do ich awansu i żywotności, gotowe ponosić z tego tytułu największe koszty materialne. Niekiedy dochodzi do przedziwnych sytuacji. Gdy w 1990 roku Armenia przestała być częścią ZSRR i ogłosiła niepodległość, w szkołach postanowiono znieść rosyjski i uczyć tylko po ormiańsku, choć to język, w którym dzieci nie mogły kształcić się dalej, bo nie istniał on w gimnazjach ani na uniwersytecie. A jednak społeczeństwo musiało przejść przez ten okres euforii językowej, nim opadły emocje i przyjęto bardziej realistyczne rozwiązania. Język jest rzeczą tak ważną i cenną, że w skrajnych wypadkach ludzie w jego obronie oddają życie – nawet dziś można się o tym przekonać w Indiach, Pakistanie, zresztą w wielu innych krajach. Sam, w czasie swoich podróży, przekonałem się wielokrotnie, jak miejscowi ludzie cenią sobie to, że przybysz stara się nauczyć bodaj parę słów w ich rodzimym języku. Otwierają się wówczas wszystkie drzwi, a gościa podejmują, czym chata bogata. Starając się bowiem powiedzieć coś w miejscowym języku, okazujemy gospodarzom szacunek, uznajemy ich godność. Język to największy skarb kultury, a jednocześnie najbardziej czuły i rozpoznawalny znak tożsamości. Wspominam o tym, aby podkreślić, z jak bardzo wrażliwą i delikatną materią ma do czynienia tłumacz, jak musi mieć wyostrzony wzrok i słuch językowy, językowy gust i intuicję, językową pamięć. Są to cechy najniezbędniejsze, tym bardziej że języki, z którymi tłumacz ma do czynienia, ulegają ciągłej przemianie, stałym przekształceniom, są w nieustannym ruchu, wzbogacają się, ewoluują, poszczególne słowa nabierają nowych odcieni i znaczeń. Jakiego potrzeba tu doświadczenia, czujności i smaku, aby wychwycić i odczytać sygnały tych zmian napływające do nas z czytanego tekstu, z jego ukrytej warstwy, z jego wnętrza! Ale zadania tłumaczy nie ograniczają się dziś do przełożenia tekstu na inny tekst, z jednego języka na drugi. Jako autor doznawałem zawsze i nadal odczuwam ich wielką życzliwość i pomoc na wielu polach i w różnych formach. Bo tłumacz to także ktoś jak agent literacki czy wręcz ambasador danego autora, a często i entuzjasta jego twórczości, ktoś, kto proponuje i poleca ją wydawcom, zwraca na nią uwagę miejscowych mediów, pisze recenzje i rekomendacje. To – szerzej – znawca i krytyk literatury, do której należą 'jego’ autorzy. Tak, posiadać stałego i znajomego tłumacza w danym kraju, to daje piszącemu wielkie poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Toteż bardzo opłakiwaliśmy śmierć naszych niedawno zmarłych przyjaciół i tłumaczy z Holandii i z Rosji – Gerarda Rascha i Siergieja Łarina. Moja tłumaczka, mój tłumacz, moja autorka, mój autor – niezmiernie cenne są te osobiste znajomości i przyjaźnie, jakie z czasem mogą się nawiązać między obu stronami – wiem o tym z własnego, bardzo dla mnie ważnego doświadczenia. Tłumaczka, tłumacz to równocześnie najważniejsi czytelnicy i redaktorzy, ileż to razy otrzymywałem od nich listy, w których zwracali mi uwagę na nieścisłości i popełnione błędy w tekstach – o czym zresztą wspominam tu z wdzięcznością. Ta 'ambasadorska’ rola tłumaczy ma szczególne znaczenie wówczas, gdy chodzi o literatury tworzone w językach nie należących do grona najpotężniejszych, najlepiej znanych na świecie. Wytrwałość i siła perswazji tłumacza może czasem, w takich wypadkach, zdecydować, czy dany autor pojawia się na jakimś rynku, czy nie. A wejście na nowy rynek i zdobycie na nim trwałej pozycji nie jest dziś łatwe, gdyż poza tradycyjną konkurencją w różnych krajach panuje tendencja raczej do zamykania niż otwierania podwojów dla książki zagranicznej. W tym miesiącu [w maju – red.] uczestniczyłem w Nowym Jorku w Światowym Forum Pisarzy zorganizowanym przez amerykański PEN Club. Forum to zwołano z inicjatywy kolegów z PEN Clubu poruszonych spadkiem w Stanach Zjednoczonych czytelnictwa książek autorów nieamerykańskich. W tej chwili, z ogółu sprzedanych tam książek, tylko dwa procent jest autorstwa nieamerykańskiego (podobnie zresztą zamkniętym dla książki europejskiej jest inny ogromny rynek – chiński). A więc i takie, jakże niepokojące zjawiska, również występują w naszym zróżnicowanym i ciągle zmieniającym się świecie książki. W języku polskim czasownik 'tłumaczyć’ ma dwa różne znaczenia, których jednak semantyczna zbieżność jest niezmiernie wymowna, a dziś w wielokulturowym świecie – szczególnie charakterystyczna i znacząca. Więc – tłumaczyć tekst, tłumaczyć literaturę, książkę – w tym znaczeniu tego, który tłumaczy, słownik Lindego nazywa 'przekładaczem’. Tłumaczyć, czyli przekładać z jednego języka na inny – relacja jest tu ścisła, a granica dowolności ograniczona i od wieków sporna, dyskutowana: co ma przewagę, pierwszeństwo – litera czy duch, jakie ustalić proporcje i zależności, co uznać za złoty środek, za najlepsze rozwiązanie? Wszyscy Państwo borykacie się z tym problemem od lat, od pierwszego tłumaczonego zdania. Natomiast w tym drugim, szerszym znaczeniu, według Karłowicza – 'tłumaczyć’ znaczy 'objaśniać’, 'interpretować’, nawet – 'zdawać sprawę’. I to jest właśnie szczególnie dziś odpowiedzialna rola tłumacza w naszym nowym wielokulturowym świecie – że przekładając uświadamia nam istnienie innych literatur i kultur, istnienie Innego, jego odrębności i niepowtarzalności, tego, że tworzymy wielką rodzinę człowieczą, której warunkiem przetrwania jest bliższe poznanie się i wzajemna akceptacja, współżycie. W tym sensie, przekładając tekst – otwieramy Innym nowy świat, tłumaczymy go, a tłumacząc – przybliżamy, pozwalamy w nim przebywać, uczynić go cząstką naszego osobistego doświadczenia. Jakże więc dzięki wysiłkowi tłumacza rozszerzają się nasze horyzonty myślowe, pogłębia nasze rozumienie, nasza wiedza, ożywa wrażliwość. Dzisiaj, w XXI wieku, to szczególnie ważne, ponieważ nasz świat tak burzliwie rozwijając się, różnicując się i zmieniając, potrzebuje nieustannego tłumaczenia i objaśniania, w czym pomaga również przekład literacki – a więc dzieło wszystkich tu Państwa obecnych. Jest to większy wymiar i dodatkowy sens pracy współczesnego tłumacza. To dzięki niej autorzy mogą docierać wszędzie, a czytelnicy stawać się odkrywcami ludów i ziem jeszcze wczoraj im niedostępnym. Zresztą wiemy, w jakim stopniu tłumacz jest współautorem książki, w jakim stopniu, na danym terytorium książka ta może tylko dzięki niemu zaistnieć. Stąd nieustanna dla nich wdzięczność wszystkich czytelników i autorów, stąd gorące dzięki wszystkim Państwu! Tekst wygłoszony w Krakowie 12 maja 2005 r. podczas I Światowego Kongresu Tłumaczy Literatury Polskiej zorganizowanego przez Instytut Książki Ryszard Kapuściński