Świat w obiektywie Ryszarda Kapuścińskiego

Autor:Jan Sochaczewski
Źródło: Dziennik

„Tyle niezwykłych rzeczy dzieje się wokół mnie – pojawia się, istnieje,
ale zaraz znika, a ja nie umiem ich zatrzymać, utrwalić” – tak Ryszard
Kapuściński wyjaśniał początki swojej przygody z fotografią. Śmiał się,
że nie ma talentu do rysowania, więc musi robić zdjęcia.
„Z reguły miałem przy sobie aparat fotograficzny, choć nie zawsze
mogłem czy miałem czas, aby się nim posługiwać. Zrobiłem jednak kilka
tysięcy zdjęć, z których dużo, w trudnych warunkach tropikalnych, uległo
zniszczeniu albo zostały mi odebrane na różnych granicach i frontach
tamtych niekończących się wojen. W takich sytuacjach czułem się
jednocześnie zrozpaczony i uradowany – z jednej strony straciłem plon
moich żniw fotograficznych, ale z drugiej strony cieszyłem się, że sam
uchodzę życiem” – pisał Kapuściński we wstępie do albumu swoich
fotografii „Z Afryki”.
„Na zdjęciu musi być człowiek – jego portret, sylwetka, ruch. Człowiek,
pojedynczy albo kilku ludzi, grupa, tłum, scena” – radził
pisarz-fotograf swoim wielbicielom. Bo właśnie życie człowieka
najczęściej utrwalał obiektywem.
„Zrobienie udanego fotogramu jest podobnym wysiłkiem i przeżyciem, co
napisanie dobrego wiersza. Wymaga jednakiej koncentracji, wytrwałości,
wyobraźni, tak fotografik pozna swoje zdjęcia. Stworzenie udanego
zdjęcia daje też tyle satysfakcji, co napisanie dobrego tekstu” –
wyjaśniał Ryszard Kapuściński.
Na jego portretach dominują zdjęcia dzieci. „Dzieci są niewinne, nie
usztywnia ich gorset kultury, dla nich pozowanie jest zabawą, grą,
aktorstwem. Na widok aparatu pędzą w stronę fotografa, proszą, aby
zrobić im zdjęcie – sto zdjęć! – stroją miny, dokazują, przepychają się,
bo każde chce być najbardziej widoczne. Z całą ufnością, radością i
entuzjazmem pozdrawiają – za pośrednictwem obiektywu – wszystkich ludzi,
świat cały, wierząc jeszcze, że los przyniesie im same najlepsze
rzeczy” – tłumaczy sam autor.
Co zostaje po odejściu fotografa? „Każde zdjęcie jest wspomnieniem i
nic bardziej nie uświadamia nam kruchości czasu, jego nietrwałej i
ulotnej natury niż fotografia. Toteż ilekroć otwieram swój aparat
fotograficzny przeżywam radość, że o to będę chwytał mijający czas, i
zarazem smutek, że po tych łowach zostanie mi w ręku tylko kawałek
zabarwionego papieru” – opowiadał wybitny reportażysta.